Kłopoty zaczęły się pod koniec lat 90. Wtedy rzucił pracę i zaczął prowadzić własną firmę. Szybko pojawili się fałszywi przyjaciele i jak mówi, wpakowali go w całą tę kabałę. Zapraszamy na wywiad na żywo z zadłużonym Polakiem, który sam już nie jest w stanie policzyć, ile ma długu.
Zbigniew Borowski mieszka w Jeleniej Górze w suterenie przy walącym się starym domu. Dziś już marzeń ma niewiele, ale jeszcze 20 lat temu chciał mieć dobrze prosperujący biznes. Dlatego zrezygnował z dobrze płatnej pracy w salonie samochodów i zainwestował w firmę zajmująca się odpadami.
Zanim jednak przetwarzanie plastikowych butelek zaczęło przynosić spodziewane zyski, w jego życiu pojawili się koledzy z dzieciństwa. Wykorzystując dostęp do jego biura i papierów wystawili sporą liczbę faktur na zawrotne sumy.
Po zaledwie kilku miesiącach Urząd Kontroli Skarbowej dopatrzył się nieprawidłowości. W 2001 r. fiskus zażądał od Borowskiego już blisko 35 mln zł za wspomniane faktury. Potem był areszt, wielokrotny sąd i kolejne wyroki nakazujące spłatę zadłużenia człowiekowi, który nic już nie miał.
Dziś, mimo że jeszcze bardziej nic nie ma, sam do końca nie wie, na ile jest zadłużony. Przed nim też kolejna rozprawa i być może pobyt w więzieniu. Jak mówi sam Borowski, może nie będzie to takie najgorsze rozwiązanie wobec jego beznadziejnej sytuacji.