Zarobkami powyżej 85 tys. zł rocznie pochwalić może się już milion Polaków - wynika z szacunków KPMG. To oni zaliczani są w naszym kraju do kategorii zamożnych. Łącznie mają majątek szacowany na 171 mld zł. Nasz luksus różni się jednak od tego "zachodniego". Bardziej przypomina poczynania Legii Warszawy w Lidze Mistrzów niż grę Realu MadrytMadryt. Bogaci niby już weszli na salony, ale nadal nie potrafią się w nich odnaleźć.
W warszawskim Bristolu, jednym z najbardziej luksusowych hoteli w Polsce, można wynająć ponad 200-metrowy apartament. Cena to w zależności od terminu 60-70 tys. zł za dobę. Co w zamian można dostać? Możliwość zagrania na fortepianie Paderewskiego, odebranie z lotniska praktycznie dowolnie wybranym luksusowym autem czy private dining, czyli gotowanie w specjalnie przyłączonej do pokojów kuchni przez wybranych kucharzy. Nadal trochę za dużo?
Trzeba pamiętać, że hotel za tę cenę spełni każdą zachciankę. Na przykład niedawno jeden z klientów zażyczył sobie łóżka o szerokości 8 metrów. Nie kilku złączonych łóżek, ale jednego z gigantycznym materacem. Po co? Łatwo się domyślić, że do Warszawy przyleciał nie sam, ale w towarzystwie. Dokładnie sześciu koleżanek.
Mimo że Bristol nie ma większych problemów ze sprzedażą swojego produktu premium, to jednocześnie z opcji jego wynajęcia, nawet ze standardowym łóżkiem, nie korzystają Polacy.
- Przyjmujemy najbogatszych, tych z pierwszej dziesiątki miliarderów. I nigdy dotąd nie zdarzyło się, by wynajęli apartament w pełnej opcji - mówi Piotr Madej z hotelu Bristol.
Oszczędność zapisana w DNA
Powód? Polacy, nawet ci najbogatsi, w swoim DNA mają zaszytą oszczędność. Jak tłumaczy Arkadiusz Wojciechowski z firmy Sotheby's Poland sprzedającej luksusowe nieruchomości, to wynika z naszej historii. Większość polskich milionerów sama doszła bowiem do fortuny i dobrze zna trudy jej zdobycia. Tymczasem na świecie większość majątków się nie robi, a dziedziczy.
- Są badania, które pokazują, że takie osoby mają większą skłonność do wydawania dużych kwot na przyjemności niż ci, którzy stali się bogaci dzięki własnej pracy - tłumaczy.
Inna sprawa to kwestia definicji bogactwa. Pensja minimalna w Luksemburgu to równowartość ok. 8,3 tys. zł. Tymczasem aby wejść do grona najlepiej zarabiających w naszym kraju wystarczy... 7,2 tys. zł brutto miesięcznie.
- To są pieniądze godziwe jak na warunki polskie. Nasze badanie należy postrzegać w rozumieniu "luksus po polsku" - mówi Andrzej Marczak, partner w KPMG i współautor raportu "Rynek dóbr luksusowych w Polsce".
Jako zamożne uważa się więc osoby, które łapią się do drugiej skali podatkowej lub są płatnikami podatku liniowego. To właśnie ich w 2016 roku jest już ponad milion. Ponad jedna czwarta z nich mieszka na Mazowszu. Najmniej bogaczy jest na Opolszczyźnie (17 tys.) i w Lubuskiem (18 tys.), choć trzeba pamiętać, że są to niewielkie województwa. Średnie zarobki najbogatszych to 18 tys. zł miesięcznie dla II skali podatkowej i aż 31 tys. dla rozliczających się liniowo.
Jesteśmy krajem biednych ludzi
Elitę określa się mianem HNWI (z ang. high net worth individuals - wysoka wartość majątku netto). To osoby mające płynne aktywa o wartości minimum miliona dolarów. Tych w Polsce jest zaledwie 41 tys. Dla porównania w Wielkiej Brytanii to ponad 2 miliony osób, w Niemczech i Francji po 1,6 mln, a w dużo mniej licznych od nas Czechach - około 33 tys.
- W Polsce kategoria "bogaci ludzie" nie istnieje. Jesteśmy krajem biednych ludzi. Nie chcę brzmieć jak polityk, ale obecność zagranicznych korporacji na naszym rynku sprawia, że jeszcze trudniej nam się bogacić - stwierdza Paweł Gorczyca z firmy sprzedającej wódki premium J.A. Baczewski.
Jego opinię potwierdzają inni eksperci sprzedający dobra luksusowe oraz sam raport KPMG. Uważani za majętnych Polacy twierdzą, że luksusowy zegarek męski kosztuje 6,1 tys. zł, eksperci mówią o minimum 10 tys., i to euro. Luksusowa damska torebka to według nas koszt 1,9 tys. zł, a w rzeczywistości co najmniej kilkanaście tysięcy złotych. Drogie auto to dla Polaka wydatek 190 tys. zł. Tymczasem Bentley, Ferrari czy Maseratti kosztują grubo powyżej miliona.
W sumie rynek dóbr luksusowych szacuje się w naszym kraju na ok. 16,4 mld zł. Większość wydajemy właśnie na auta (8,5 mld zł). Potem są ubrania (2,2 mld zł) oraz usługi hotelarskie i spa (1,5 mld zł).
- Najtańsze używane samoloty kupuje się w Polsce za 60-100 tys. zł. Ja nie twierdzę, że każdy będzie chciał do nich wsiąść, latać i nie będzie się tego bał. Za tyle można je jednak nabyć, być z nich jakoś tam dumnym. Z drugiej strony są u nas transakcje zakupu samolotu czy śmigłowca za 25 mln zł - tłumaczy problemy polskiego rynku Piotr Długiewicz z firmy sprzedającej samoloty Cirrus Aircraft.
Polski pragmatyzm
Jak dodaje, w Polsce sprzęt do latania kupuje się najczęściej nie dla luksusu, ale ze względów praktycznych - by łatwo i szybko można się było nim przemieszczać. Długiewicz podaje w kontrze do naszego kraju Chińczyka, który nabył samolot Cirrus, by postawić go na podwórku i chwalić się sąsiadom. Sam do niego nie wsiądzie i nim nie poleci, bo jest to w Chinach zakazane.
Sprzedawcy dóbr luksusowych dzielą więc je na dwie kategorie. Te, na których nawet bogatych nie stać i pozwolić może sobie na nie jedynie elita, czyli jachty, samoloty, najdroższe apartamenty, oraz te, na które prawie każdy Polak może sobie raz w życiu lub raz na jakiś czas pozwolić: hotele spa, drogie alkohole, ubrania luksusowych marek. Te ostatnie produkty ostatnio pojawiają się nawet w dyskontach. I to te jest właśnie "luksus po polsku".