- W Polsce nie ma możliwości do obniżania wieku emerytalnego. W bardzo długim horyzoncie czasu, trochę wbrew intuicji, może warto byłoby, aby w ogóle został zniesiony wiek emerytalny - w TVP Info powiedział Stanisław Kluza, minister finansów w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza. Kluza dodał, że mogłaby zostać wprowadzona „zasada składki, którą sobie trzeba wpłacić, aby przejść na emeryturę". Rząd, forsując przeszło trzy lata temu reformę emerytalną, wskazywał, że podniesienie wieku przechodzenia na emeryturę jest konieczne ze względu na czekające nas zmiany demograficzne.
Nazwisko Stanisława Kluzy pojawiło się wśród potencjalnych następców prezesa Narodowego Banku Polskiego Marka Belki. Jego kadencja kończy się w czerwcu przyszłego roku. Sam Kluza nie chce jednak komentować swojej ewentualnej kandydatury.
- Decyzje dotyczące następcy potrzebują jeszcze roku, aby zostały podjęte - powiedział Kluza. Zaznaczył też, że nie prowadził żadnych rozmów politycznych w tej sprawie.
Dobrowolna składka emerytalna?
Były minister skomentował kwestie dotyczące ewentualnych zmian w systemie emerytalnym. Według Kluzy w Polsce nie ma możliwości do obniżania wieku emerytalnego. Dlatego według niego warto rozważyć zniesienie cezury wiekowej.
- Mogłaby zostać wprowadzona zasada dobrowolnej składki, którą sobie trzeba wpłacić, aby przejść na emeryturę - mówił Kluza. Wyjaśnił, że jeżeli ktoś zacznie oszczędzać wcześniej, to będzie mógł również wcześniej przejść na emeryturę.
Zdaniem Stanisława Kluzy temat emerytur będzie jeszcze wielokrotnie podnoszony, ponieważ system emerytalny w Polsce wymaga natychmiastowej reformy. - Jest napięty do granic możliwości. Za 10 lat młode, mało liczne pokolenia będą wchodzić na rynek pracy, a starsze, liczne pokolenia będą z tego rynku schodzić - mówił Kluza.
Były minister uważa, że obecna koalicja PO-PSL nie podjęła niezbędnych reform, a samo wydłużenie wieku emerytalnego i przeniesienie pieniędzy z OFE do ZUS-u nie rozwiązało problemów całego systemu. - Przeniesienie pieniędzy z OFE było czymś szkodliwym, ponieważ w ZUS-ie one zniknęły jako elektroniczne zapisy. Natomiast w OFE to były konkretne środki określonych osób - podkreślił Kluza.
Pomysł wycofania się z podwyższenia wieku emerytalnego - przedstawiony przez prezydenta elekta Andrzeja Dudę - budzi kontrowersje. Według ekspertów stracą na tym przyszli emeryci. Z kolei związkowcy uspokajają, że nie chodzi tu o zwykłe anulowanie wcześniejszej reformy. Projekt zmian w ustawie o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, którego celem było stopniowe wydłużenie wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn do 67. roku życia od samego początku budził wielkie emocje.
Uchwalona w maju 2012 r. nowelizacja ustawy o emeryturach i rentach z FUS przewidywała, że od 2013 r. wiek emerytalny będzie wzrastał o trzy miesiące każdego roku. Tym samym mężczyźni mają osiągnąć docelowy wiek emerytalny (67 lat) w 2020 r., a kobiety - w 2040 r.
Rząd, przygotowując go przeszło trzy lata temu, wskazywał, że podniesienie wieku przechodzenia na emeryturę jest konieczne ze względu na czekające nas zmiany demograficzne. Z czasem spadnie bowiem liczba osób, które będą płacić składki emerytalne, wzrośnie natomiast grupa osób pobierających emerytury. To oznaczałoby w przyszłości głodowe emerytury lub konieczność drastycznych podwyżek podatków, dzięki którym można byłoby "załatać dziurę" w systemie emerytalnym.
Polska nie jest jednak odosobniona w tej kwestii, gdyż problem starzejącego się społeczeństwa dotyka w zasadzie wszystkie kraje rozwinięte. Co więcej nie jesteśmy jedynymi, którzy zdecydowali się na podniesienie wieku emerytalnego.
Podczas prac parlamentarnych nad zmianami w emeryturach i podniesieniem wieku emerytalnego nie pomogły ani te tłumaczenia, ani zapewnienia ówczesnego premiera Donalda Tuska, że proponowana zmiana jest najmniej dotkliwa dla ludzi, gdyż alternatywą byłoby np. podniesienie podatków.
Reformy bronił też ówczesny szef resortu finansów Jacek Rostowski. Przedłużenie wieku emerytalnego zostało przez rząd w bardzo przemyślany sposób zaprojektowane, jako coś, co będzie się działo - szczególnie, jeśli chodzi o zrównanie wieku kobiet i mężczyzn - w okresie 28 lat - mówił na początku prac parlamentarnych nad projektem noweli emerytalnej.
Proponowane przez rząd zmiany od początku popierali przedstawiciele pracodawców oraz eksperci. Ci pierwsi wskazywali, że reforma jest konieczna i nieuchronna, drudzy, że im dłużej będziemy pracować, tym większą emeryturę otrzymamy w przyszłości. Odmiennego zdania byli m.in. związkowcy oraz opozycja, która nazwała rządowy projekt "szwindlem emerytalnym".
Obecny prezydent elekt Andrzej Duda, a ówczesny poseł PiS wskazywał wtedy, że Polacy pracują 1980 godzin rocznie, a to o wiele więcej niż w innych krajach Europy. Gdy wrócicie do swoich miast, co powiecie tym kobietom w marketach, na kasach? - pytał przyszły prezydent posłów koalicji PO-PSL.
Bezskuteczne okazały się jednak protesty związkowców z NSZZ "Solidarność" i OPZZ. Parlament odrzucił bowiem wniosek "S" podpisany przez ok. 1,5 mln osób, o zorganizowanie ogólnopolskiego referendum, w którym Polacy mieli zdecydować, czy chcą, by wiek emerytalny został podniesiony. Posłowie koalicji nie zgodzili się też na wysłuchanie publiczne projektu. Nic nie dało nawet zablokowanie przez przedstawicieli "S" parlamentu, gdy w maju 2012 r. Sejm głosował nad ustawą. W efekcie po około miesiącu prac nad reformą w parlamencie nowe przepisy zostały uchwalone.
Choć od tego czasu minęły ponad trzy lata, to emocje nie opadły. Co więcej, podczas niedawnej kampanii prezydenckiej reforma emerytalna stała się jednym z dominujących tematów. Tym bardziej, że zwycięzca wyborów - Andrzej Duda zapowiadał podczas kampanii zmiany ws. wieku emerytalnego, a niedawno przedstawił zarys projektu w tej sprawie. Miałby on zakładać m.in. obniżenie wieku emerytalnego, możliwość dalszej pracy po jego osiągnięciu i kryterium 40 lat stażu pracy jako momentu przejścia na emeryturę.
Związkowcy nie kryją zadowolenia z takiego obrotu rzeczy i czekają na złożenie projektu ustawy obniżającej wiek emerytalny i wiążącej go ze stażem pracy. Zawarliśmy z kandydatem umowę programową; kandydat został prezydentem i teraz ruch jest po jego stronie. Oczekujemy na projekt zmian w systemie emerytalnym, do którego oczywiście się odniesiemy i jeśli będzie taka konieczność - wniesiemy swoje uwagi - poinformował rzecznik "S" Marek Lewandowski.
Zaznaczył jednak, że powrót do poprzedniego stanu, czyli przechodzenia na emeryturę dla kobiet po osiągnięciu 60. roku życia, a w przypadku mężczyzn - 65. roku życia, jest mało prawdopodobny. Jak wyjaśnił, spowodowane jest to wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, który orzekł, że takie różnicowanie może być dyskryminujące.
Ponowne "wywracanie" systemu emerytalnego gani jednak większość ekspertów. - Niezależnie od tego, jak popatrzmy na problem, to wszędzie na świecie podnosi się wiek emerytalny. Nie podnosi się go jednak tylko po to, aby pognębić obywatela i zmusić go do dłuższej pracy, ale robi się to po to, aby dać mu prawo, szansę do kontynuowania godziwego życia - stwierdził Kazimierz Sedlak, założyciel pierwszej polskiej firmy doradztwa personalnego Sedlak & Sedlak.
- Wszędzie na świecie fundusze emerytalne są ograniczone. Wszędzie na świecie społeczeństwa się starzeją i wszyscy mamy bardzo podobne problemy. Niezależnie od tego co zrobimy, ilość pieniędzy w funduszu się nie rozmnoży sama z siebie. Podniesienie wieku emerytalnego było bardzo racjonalnym posunięciem, bo służy zarówno obywatelom jak i państwu - dodał.
Podobnie uważa główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek. - Wiemy doskonale, jak wygląda sytuacja demograficzna i jeśli już ta ciężka praca została zrobiona i zmieniliśmy system emerytalny na kapitałowy, podnieśliśmy wiek emerytalny, a jednocześnie mamy corocznie informację z GUS, że długość życia się wydłuża - w przypadku mężczyzn w 2014 r. w stosunku do 2013 r. ten wiek wydłużył się o ok. 1 proc., a kobiet ok. 0,7 proc. - to odwracanie reformy byłoby wielkim błędem - przekonywała.
Jej zdaniem najlepszym rozwiązaniem byłoby powiązanie lat pracy z coraz dłuższym czasem dalszego życia. Jak zaznaczyła, politycy oferując skrócenie wieku emerytalnego, powinni jednocześnie precyzyjnie poinformować, jakie to będzie miało skutki dla każdego przechodzącego wcześniej na emeryturę, a wszyscy Polacy powinni w sposób świadomy potwierdzić, iż wiedzą i rozumieją, na czym pójście tą drogą będzie polegać.
- Demografia jest nieubłagana i skutkiem obniżania wieku emerytalnego byłoby to, że mielibyśmy coraz niższe przyszłe emerytury. Lata składkowe będą coraz krótsze w stosunku do coraz dłuższego okresu życia, więc kapitał, który zbierzemy w czasie okresu składkowego będzie musiał być dzielony przez coraz dłuższy okres naszego przebywania na emeryturze - wskazała.
Zupełnie odmienne stanowisko zajęła prof. Leokadia Oręziak z SGH. Jak bowiem oceniła w rozmowie z PAP, istnieją inne możliwości, by przyszłe emerytury były wyższe i nie musi to koniecznie być dłuższa praca.
- Podwyższenie wieku emerytalnego to był prezent dla towarzystw emerytalnych, aby mogły dłużej obracać naszymi pieniędzmi. W mojej ocenie podniesienie wieku emerytalnego nie może być jedynym i podstawowym sposobem na zwalczanie problemów demografii - mówiła.
- To jest rzecz, która może być rozważana, ale dopiero gdy wyczerpiemy inne sposoby, w tym właśnie m.in. zlikwidowanie drugiego filara (OFE), który nic nie daje przyszłym emerytom, a przyczynia się tylko do zwiększania długu publicznego - stwierdziła.
Podkreśliła jednocześnie, że niezmiernie ważne jest, by nowy prezydent zrobił coś, czego trzy lata temu zabrakło, czyli przeprowadził publiczną debatę na temat systemu emerytalnego i jego ewentualnych zmian. Kwestie emerytalne wymagają uczciwej i rzetelnej debaty przy otwartej kurtynie i miejmy nadzieję, że taka ona będzie - mówiła Oręziak.
- Cóż nam da dyskutowanie o zmniejszeniu, czy utrzymywaniu podwyższonego wieku emerytalnego, kiedy nie będziemy mówić otwarcie i uczciwie o innych elementach tego systemu, jak choćby drugim filarze - dodała.
Emocje studzi główny analityk DI Xelion Piotr Kuczyński, zaznaczając, że możliwych wariantów zmian wieku emerytalnego jest tak wiele, że bez poznania szczegółów prezydenckiego projektu, trudno ocenić ich słuszność. Jak rozumiem prezydent elekt chciałby cofnąć wiek emerytalny, bo to obiecywał w kampanii prezydenckiej, więc dziwne byłoby, gdyby nie złożył takiej inicjatywy ustawodawczej - stwierdził.
Kuczyński wskazał, że cofnięcie wieku emerytalnego rozumie jako powrót do wieku przejścia na emeryturę: 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn. Teraz jest pytanie, czy do tej propozycji należy dodać "i 40 lat składkowych" czy też "lub 40 lat składkowych", bo to są dwa różne warianty - zaznaczył.
- Jeśli będzie to i 40 lat składkowych, to z takiej opcji, jeśli chodzi o młodych, bardzo niewiele osób skorzysta. Stałoby się tak, gdyż do lat składkowych nie zaliczałyby się np. tzw. umowy śmieciowe. W efekcie skorzystałoby z tego bardzo niewiele osób, a jeśli już, to byłyby to osoby starsze - mówił analityk.
- Z drugiej strony, jeśli prezydentowi elektowi chodziło o 40 lat stażu pracy, to mielibyśmy katastrofę. W takiej sytuacji na emeryturę mogłyby przechodzić nawet osoby w wieku 57 lat, o ile pracowały od 17. roku życia - dodał.
- Pytanie polega też na tym, jakie ograniczenia dopiszą do projektu prezydenccy prawnicy - czy będzie to coś, co zawali polskie finanse, czy będzie też czymś skierowanym wyłącznie do garstki osób i nie będzie miało większego znaczenia - skwitował analityk.
Czytaj więcej w Money.pl | |
---|---|
Emerytura w wieku 70 lat. Oto pomysł Busha Według Jeba Busha bez tego rodzaju zmian systemowi emerytalnemu grozi niewypłacalność. | |
Wiek emerytalny niższy jeszcze w tym roku? Jeszcze w tym roku Duda chce też podwyższyć kwotę wolną od podatków. | |
"Polityk to nie Bóg". Eksperci krytykują pomysł prezydenta Bronisław Komorowski chce umożliwić przejście na emeryturę po przepracowaniu 35 lub 40 lat. To może wywrócić system ubezpieczeń społecznych. |