- W ciągu najbliższych lat zamierzamy zainwestować ponad 12 miliardów złotych w budowę i modernizację gazociągów - zapowiada w rozmowie z Money.pl Sylwester Bogacki, prezes Polskiej Spółki Gazownictwa. Operator polskich gazociągów musi modernizować instalacje, bo najstarsze z nich mają ponad 40 lat. W wywiadzie mówi też o tym, dlaczego w Polsce trzeba czekać aż 140 dni na podłączenie gazu i dlaczego płaci pracownikom nawet 110 tysięcy złotych za to, by już więcej nie przychodzili do pracy.
Łukasz Pałka, Money.pl: Czy nie ma pan obaw, że w instalacjach, którymi pan zarządza, pewnego dnia nie popłynie żaden gaz?
*Sylwester Bogacki, prezes Polskiej Spółki Gazownictwa: *Wręcz przeciwnie. Mam powody do optymizmu. Konsumpcja gazu w Polsce rośnie i będzie nadal rosła w najbliższych latach. Ceny gazu w Polsce, jak i na rynkach zagranicznych spadają, co spowodowane jest taniejącą w ostatnim okresie ropą. Lepsza koniunktura dla sprzedawców ma bezpośredni wpływ na nasz biznes. Dzisiaj dystrybuujemy 9,7 miliarda metrów sześciennych. To jest blisko 90 procent rynku, ale dalej chcemy się dynamicznie rozwijać. Nasza strategia zakłada wzrost dystrybucji o kolejne 2 miliardy metrów sześciennych. Inwestujemy więc w rozbudowę i modernizację sieci. To potężny plan inwestycyjny, który pochłonie kilkanaście miliardów złotych.
A więc konsumenci nie mają powodów do niepokoju?
Absolutnie nie. Gazu na pewno nie zabraknie. Pozytywne sygnały płynące z rynku mówią, że będzie go stale przybywało, również za pośrednictwem nowych źródeł dostaw.
Ale może niepokój wzbudza w panu to, że klienci całkowicie odwrócą się od gazu na rzecz innych źródeł energii?
Gaz to wciąż najwygodniejsze, bardzo ekologiczne i tanie paliwo. Dlaczego więc mieliby to zrobić?
Bo instalacje gazowe w Polsce są tak stare, że strach ich używać.
Gazociągi w Polsce są bezpieczne. Starsze sukcesywnie wymieniamy i unowocześniamy, tak by służyły kolejne kilkadziesiąt lat. To bardzo duże wyzwanie finansowe i logistyczne. Dlatego nasze plany modernizacji gazociągów rozkładamy na lata.
Natomiast zainteresowanie klientów podłączaniem gazu wciąż jest wysokie. Co roku trafia do nas około 76 tysięcy zgłoszeń. Realizujemy około 40 tysięcy umów na przyłączenie rocznie. Ta liczba nie spada i z pewnością byłaby wyższa, gdyby większa część kraju była zgazyfikowana. Obecnie, instalacje są w prawie 60 procentach gmin w Polsce. Stale budujemy nowe. Także z wykorzystaniem dotacji unijnych.
Zapotrzebowanie na gaz będzie rosło, bo ogrzewanie nim, biorąc pod uwagę efektywność energetyczną, jest najtańsze. Po drugie, gaz jest „czystym” źródłem energii, co ma szczególne znaczenie dla firm w kontekście ograniczeń związanych z emisją CO2 i polityką energetyczną Unii Europejskiej.
Wspomniał pan, że instalacje gazowe są doprowadzone do prawie 60 procent gmin w Polsce. Czy są takie miejsca, gdzie gaz nigdy nie dotrze?
Tam, gdzie jest zainteresowanie przyłączeniem lub rozwija się biznes budujemy nowe gazociągi. Rocznie na tego rodzaju inwestycje wydajemy blisko 800 milionów złotych. Na słabo zaludnionych terenach takie inwestycje są mniej opłacalne, ale nie znaczy to, że te rejony są przez nas pomijane.
Najprościej mówiąc, chodzi o to, że nie opłaca się kłaść rur na terenach, gdzie będzie mało odbiorców?
Tak to wygląda z biznesowego punktu widzenia. Stale monitorujemy rozwój poszczególnych, jeszcze niezgazyfikowanych regionów i analizujemy, gdzie warto przeprowadzać nowe inwestycje.
A czy nie jest tak, że PSG ma obowiązek podłączyć klienta do instalacji, jeżeli ten o to wnioskuje?
Obowiązek istnieje, ale opiera się na określonych zasadach. Pierwsza sprawa to możliwości techniczne. Jeżeli gazociąg biegnie w drodze, a wniosek składa klient, który buduje obok dom, to oczywiście mamy obowiązek podłączyć go do instalacji. Jeżeli natomiast możliwości technicznych nie ma, to wówczas musimy sprawdzić drugi parametr - ekonomiczny. Stopa zwrotu z inwestycji, czyli położenia instalacji, musi wynieść co najmniej 3,6 procent w skali roku. Jeżeli ten wskaźnik jest niższy, to nie możemy doprowadzić gazu do klienta.
Ile wniosków odrzucacie?
Około pięć procent rocznie w skali całego kraju. Jednocześnie informujemy klientów o tym, czy dany obszar jest przewidziany do gazyfikacji w perspektywie najbliższych lat, czy też nie.
Ustalone przez URE taryfy nie pokrywają w pełni „bieżących kosztów działalności oraz zwrot z kapitału” spółki. To cytat z komunikatu prasowego PSG.
Zgadza się.
Rozumiem, że chciałby pan, żeby ceny gazu w Polsce były wyższe?
Zależy nam na powiększaniu bazy klientów. A cena za gaz ma tu największe znaczenie.
Zatem?
Ceny gazu są kształtowane przez URE w ten sposób, by pokryć bieżące koszty naszej działalności, a do tego zapewnić zwrot z zainwestowanego kapitału na poziomie 7 procent rocznie. Niestety taryfy nie pokrywają w całości tego zwrotu z kapitału i powstaje luka, którą musimy sami wypełnić. W ciągu najbliższych lat zamierzamy zainwestować ponad 12 miliardów złotych w budowę i modernizację gazociągów. Te wyzwania inwestycyjne motywują nas do cięcia kosztów, co zresztą robimy.
Jak?
Chcemy być coraz bardziej konkurencyjni i oferować odbiorcom najwyższej jakości usługę. Dlatego optymalizujemy koszty, szukamy synergii w ramach spółki. Wymaga to działania na wszystkich płaszczyznach - od organizowania zakupów po zbywanie nieruchomości. Obecnie mamy ich na sprzedaż około 170. Właśnie zakończyliśmy Program Dobrowolnych Odejść. Po zmianach organizacyjnych wynikających z konsolidacji wielu pracowników musiało dojeżdżać daleko do pracy. Było to dla nich kłopotliwe, dlatego mogli się ze spółką rozstać i to na bardzo korzystnych warunkach.
Dla spółki natomiast PDO to inwestycja długofalowa. Restrukturyzacja zatrudnienia jest jednym z elementów strategii zakładającej poprawę efektywności i podniesienie konkurencyjności spółki. Wyzwania, jakie czekają PSG w następnych latach to utrzymanie pozycji lidera na coraz bardziej konkurencyjnym rynku, a także konieczność wygenerowania dodatkowych środków finansowych na inwestycje w infrastrukturę. By im sprostać, musimy się zmieniać.
Ile im płacicie?
Maksymalnie 110 tysięcy złotych. Kwota jest zależna od stażu pracy i dotychczasowego wynagrodzenia. W ubiegłym roku z PDO skorzystało 600 osób. W tym roku korzystne warunki zakończenia współpracy zainteresowały przeszło 1200 osób.
Jak cięcie kosztów ma się do planów inwestycyjnych spółki. Deklaruje pan, że w ciągu dziesięciu lat wydacie około 12 miliardów złotych na modernizację starych i budowę nowych instalacji.
Inwestycje finansujemy z bieżących środków na poziomie około 1,2 miliarda złotych rocznie. Mniej więcej 60 procent tej sumy przeznaczamy na rozbudowę nowych sieci, a resztę na modernizację istniejących instalacji.
Ile lat ma najstarsza instalacja gazowa w Polsce?
Zdarzają się takie, które mają po 40 lat. To graniczny poziom, do którego teoretycznie mogą funkcjonować instalacje stalowe. Wiele jednak zależy od środowiska, w którym funkcjonują, jego wilgotności, itd.
Sytuacja jest więc awaryjna?
Powtórzę jeszcze raz, że instalacje w Polsce są bezpieczne. Regularnie je kontrolujemy i jeżeli kwestia bezpieczeństwa budzi wątpliwości, to od razu są one kwalifikowane do wymiany.
Ile zgłoszeń o awariach trafia rocznie do PSG?
Rocznie pogotowie gazowe odnotowuje kilka tysięcy zgłoszeń. Niewielki procent z nich dotyczy instalacji gazowych obsługiwanych przez spółkę.
Ostatnio pojawiły się dane, że w Polsce możliwe będzie wydobycie gazu z piaskowców, metodą szczelinowania. Wierzy pan, że to możliwe, skoro z łupkami się nie udało?
Kibicuję temu pomysłowi. Z punktu widzenia naszej spółki zmienia to niewiele. Zawsze deklarujemy chęć transportu gazu. Stąd nasze wcześniejsze wnioski o unijne środki na rozbudowę instalacji w miejscach, gdzie miał być wydobywany gaz łupkowy.
Zakładając optymistyczny scenariusz, że taki gaz będzie w Polsce wydobywany, czy jest szansa na obniżkę jego ceny dla odbiorców?
Konsumenci na pewno by na tym skorzystali. Z mojego punktu widzenia ważne jest to, że im cena jest niższa, tym większe jest zainteresowanie i wpływa do nas więcej wniosków o podłączenie od potencjalnych klientów.
A więcej wniosków to dłuższe czekanie na podłączenie.
Jeśli ich liczba się zwiększy, to na pewno sobie poradzimy. Więcej wniosków, to więcej klientów podłączonych do naszej sieci gazowej.
Ostatni raport Banku Światowego "Doing Business" pokazuje, że w Polsce przedsiębiorca czeka na podłączenie do instalacji energetycznej ponad 160 dni. To stawia nas w światowym ogonie. Z gazem jest podobnie?
U nas średni czas od podpisania umowy do podłączenia licznika to 140 dni. Realizacja byłaby znacznie szybsza, gdyby nie inne ograniczenia.
W czym więc tkwi problem?
Problemem są bariery administracyjne. W dużej mierze chodzi o pozyskiwanie zgód właścicieli działek na pociągnięcie rur pod ich ziemią. Przykład: przy budowie 80-kilometrowego odcinka gazociągu Małogoszcz-Włoszczowa mieliśmy ponad 2 tysiące postępowań o uzyskanie zgód na przejście przez planowany teren.
Właściciele działek nie chcą się zgodzić na położenie instalacji pod ich ziemią?
To kwestia pieniędzy. W koszty inwestycji mamy oczywiście wliczone standardowe koszty odszkodowań, ale często znajdzie się osoba, która chce znacznie więcej. Jeżeli działki nie da się ominąć, to trzeba rozpocząć negocjacje, a w ostateczności starać się zgodę od wojewody. To pochłania sporo czasu.
Rozwiązaniem tego problemu mogłoby być objęcie niektórych naszych inwestycji specustawą, podobnie jak ma to miejsce w przypadku budowy autostrad.
Co by to konkretnie dało?
Dzięki temu cały proces zostałby odwrócony. PSG po uzyskaniu pozwolenia na budowę mogłaby realizować inwestycję, a właściciel działki dopiero potem mógłby złożyć wniosek o odszkodowanie, które my byśmy zapłacili.
Jest to o tyle prostsze niż w przypadku autostrad, że tu nie ma mowy o wywłaszczeniu w postaci zabrania działki, a tylko instalacji rur pod ziemią, na głębokości od 1 - 1,5 metra. Taką ziemią można normalnie uprawiać. Nie można tylko stawiać budynków na fundamentach.
Dla wielu osób może to stanowić problem.
Teoretycznie tak. Ale w praktyce instalacje budujemy na terenach, które nie są przewidziane pod zabudowę lub znajdują się przy pasach dróg, gdzie i tak nie można stawiać budynków. Doskonale rozumiem, że każdy ma prawo chronić swoją własność, ale jest jeszcze interes publiczny i trzeba te dwie sprawy pogodzić.
Czytaj więcej w Money.pl