Niskie pensje, niekorzystne warunki pracy, chaos organizacyjny. Po dwóch miesiącach działania nowej państwowej instytucji pracownicy mają dość. Związki zawodowe nie wykluczają protestu.
Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie zaczęło działać z początkiem 2018 r. Wcześniej zagadnieniami dotyczącymi inwestycji hydrologicznych zajmowały się różne ministerstwa i instytucje. Nowo powstała instytucja zatrudnia 5,5 tys. pracowników w 11 oddziałach regionalnych, które nie pokrywają się z mapą województw, lecz są wyznaczone przez mapę hydrologiczną kraju.
Od samego początku pracownicy skarżyli się na złe przygotowanie urzędu do codziennej pracy. Już w styczniu pisaliśmy o chaosie, brakach sprzętowych, opóźnionych wypłatach czy choćby braku podpisanej umowy z Pocztą Polską, co uniemożliwiało wysyłkę urzędowej korespondencji.
Minął kolejny miesiąc funkcjonowania tego powołanego na szybko podmiotu, a problemy jak były, tak są. Pracownicy mają dość. Na stronie działającej w Wodach Polskich "Solidarności" pojawiła się ankieta, która ma wysondować nastroje załogi. "Czy uważasz, że należy podjąć akcje protestacyjne w sprawach płacowych?" i "Czy weźmiesz czynny udział w akcjach protestacyjnych?" to dwa pytania, które pod koniec lutego związek zadał kolegom z pracy.
Z udzielanych odpowiedzi wyłania się jednoznaczny obraz: pracownicy żądają szybkich zmian.
"Płyną głosy z całej Polski. Nie ma ani jednego wpisu, który by nie żądał podjęcia akcji protestacyjnych. To nam daje bardzo mocny sygnał, jakie są nastroje w Wodach Polskich" – pisze w komunikacie na stronie internetowej Marcin Jacewicz, przewodniczący "Solidarności" w Wodach Polskich.
Zobacz też: * *"To uderzenie w wolność osobistą Polaków". Balcerowicz komentuje zakaz handlu w niedziele
Pracownicy w ankietach nie szczędzą ostrych słów pod adresem instytucji. "Poziom niezadowolenia pracowników i brak jakichkolwiek działań ze strony dyrekcji do rozwiązania napiętej sytuacji uzasadnia podjęcia akcji protestacyjnej. Dezinformacja i bajzel doprowadzą i tak Wody Polskie do ruiny" - to przykładowy głos oddany w ankiecie.
"Solidarność" zapowiada, że jeśli kierownictwo nie spełni żądań związkowców, to związek wstąpi w spór zbiorowy z pracodawcą, a pracownicy podejmą przewidziane prawem działania protestacyjne.
"Od stycznia rosną góry niezałatwionych spraw i to nie z powodu strajku, tylko dlatego, że się nie da tego przerobić w tak źle skonstruowanej strukturze organizacyjnej. Pracownicy są przerażeni, a obywatele, którzy czekają na załatwienie spraw urzędowych, są wściekli. To nie są żarty" - czytamy w oświadczeniu "Solidarności".
- Jeżeli dojdą do tego protesty pracownicze, sytuacja jeszcze się pogorszy. Łatwo sobie wyobrazić, że w związku z protestami pracowników na obiektach hydrotechnicznych na wiosnę nie ruszy po prostu żegluga śródlądowa. Zwracam uwagę, że drogi wodne, takie jak Kanał Gliwicki, Kanał Elbląski, Odra, Brda są zabudowane stopniami wodnymi, które wymagają obsługi pracowników Wód Polskich. Oznakowania szlaków żeglownych również wystawiają nasi pracownicy – taki scenariusz rysuje Jacewicz.
Bezkosztowa reforma się nie powiodła
Podstawowym problemem jest brak pieniędzy w budżecie Wód Polskich. Jacewicz wyjaśnia, że budżet był niedoszacowany, jeśli chodzi o wynagrodzenia i środki na działanie.
- Ludzie odchodzą z prostych przyczyn życiowych, nie stać ich już na pracę za wypłaty, które średnio są niższe o 1150 zł od obowiązujących w kraju - komentuje "Solidarność".
Wody Polskie posypują sobie głowę popiołem. Rzecznik przedsiębiorstwa Sergiusz Kieruzel przyznaje, że problemem nie są tylko niskie wynagrodzenia, ale również fakt, że pracownicy zatrudnieni przed 1 stycznia 2018 r. przez administrację samorządową i samorządową na tych samych stanowiskach otrzymywali pensje w różnej wysokości. Po połączeniu instytucji nierzadko bardzo duże różnice stały się widoczne.
Pomimo utrzymujących się problemów, przedsiębiorstwo nie mierzy się z odpływem pracowników. Kieruzel przyznaje jednak, że widoczna jest "różnica pokoleniowa" – trudno o doświadczonych pracowników. Nie garną się bowiem do pracy w urzędzie, w którym nawet na kierowniczych stanowiskach zarabia się poniżej średniej krajowej.
Rozmowy w toku
Zarząd Wód Polskich spotkał się ze związkowcami w połowie lutego. Powołał też zespół dla rozwiązania sprawy. 7 marca odbędzie się spotkanie robocze, w trakcie którego omawiane będą m.in. postanowienia regulaminów wynagradzania i pracy, bo zostały one wprowadzone bez konsultacji ze związkami i uznano je za nieważne.
Czy jest szansa, że w sektorze, który jest tak bardzo niedoinwestowany (z czego władze spółki nie robią tajemnicy), sytuacja ulegnie poprawie? Rzecznik mówi o zaplanowanym deficycie w wysokości 59 mln zł, ale jednocześnie wskazuje, że wkrótce budżet zostanie zasilony wpłatami z taryf i różnego rodzaju opłat za retencję wód. Te zaczną jednak wpływać dopiero w drugiej połowie roku.
Aby nie dopuścić do rozpadu przedsiębiorstwa (o czym też mówią związkowcy), "Solidarność" rozważa zasadność zwrócenia się do premiera Mateusza Morawieckiego o dofinansowanie go.
Nie wszyscy dostali trzynastki
Pracownikom, którzy do Wód Polskich przyszli z innych urzędów, należą się dodatkowe wynagrodzenia roczne, czyli trzynastki. Wypłacają je nie Wody Polskie, bo przedsiębiorstwo nie istniało w 2017 r., ale poprzedni pracodawcy. Problem w tym, że nie ma pewności, że wszystkie urzędy wywiążą się z obowiązku (termin wypłaty mija z końcem marca). Sergiusz Kieruzel mówi, że sprawa jest skomplikowana: część urzędów marszałkowskich wypłaciła dodatkowe wynagrodzenie, ale niektórzy marszałkowie odmówili. W kilku sytuacjach ciężar ten przejęli wojewodowie.