Podpisanie listu intencyjnego o przejęciu kontroli nad Grupą Lotos przez PKN Orlen zwiastuje gigantyczną, wartą 5-6 mld zł fuzję. Jest w nim mowa o bezpośrednim lub pośrednim przejęciu co najmniej 53 proc. udziałów gdańskiej spółki przez płocki koncern. Według Krzysztofa Tchórzewskiego, ministra energii, "zintegrowany koncern paliwowo-petrochemiczny ma znacznie większe możliwości zadbania o bezpieczeństwo naszego rynku i naszych klientów".
Ręka rynku
Co jednak to przejęcie oznacza dla milionów kierowców tankujących codziennie na stacjach jednej lub drugiej firmy? Zdaniem ministra energii - niewiele.
- Nie obawiam się zagrożenia dla konkurencji na rynku, nie wpłynie to na odbiorców detalicznych - powiedział Polskiej Agencji Prasowej Krzysztof Tchórzewski.
Zdaniem ekspertów branży paliwowej, z którymi rozmawiał money.pl, taki scenariusz jest bardzo prawdopodobny. Choć, jak zaznaczają, na razie mogą opierać się tylko na liście intencyjnym.
- Wiemy, że chodzi o stworzenie silnego, zintegrowanego koncernu konkurującego w wymiarze międzynarodowym. Jednak dla zwykłego kierowcy ta zmiana nie będzie szczególnie odczuwalna - mówi dr Jakub Bogucki, analityk rynku paliw e-petrol.
Jak dodaje, obie spółki mają dobrze wypracowane relację z klientami - dużą dostępność sieci, dobrze przygotowane usługi - a fuzja może dać "jakiś efekt synergii".
- Na razie nie widzę jednak przesłanek, by pojawiły się negatywne efekty dla klientów indywidualnych - mówi dr Bogucki.
Podobnego zdania jest Urszula Cieślak, analityk Biura Maklerskiego Reflex.
- Zmiany nie będą zauważalne. Pozycja dominująca zostanie przez spółkę utrzymana, a już dziś konkurencja między Orlenem a Lotosem jest niewielka. Polityka cenowa jest zbliżona i uzależniona od mechanizmów zewnętrznych, czyli rynku ropy i rynku walutowego. Nie spodziewam się wyraźnej zmiany dla kierowców - twierdzi Urszula Cieślak.
Jak zauważa, mogą rodzić się obawy, że Orlen po przejęciu Lotosu będzie chciał wykorzystać pozycję dominującą i stosować zawyżone ceny paliw.
- W takim przypadku znajdą się tacy, którzy - wykorzystując mechanizm rynkowy - będą sprzedawać taniej. Jeśli paliwo sprzedawane przez Orlen będzie powyżej ceny, jaką można uzyskać z importu - wiadomo, że wykorzystają to inni dostawcy - dodaje analityk BM Reflex.
- Z punktu widzenia akcjonariuszy połączenie może przynieść dużo korzyści. Nieco gorzej może to wyglądać z perspektywy klientów stacji benzynowych. Istnieje pewne zagrożenie, że połączone podmioty stworzą jednego monopolistę rynkowego. Może to skutkować np. podwyżką marż - komentuje ekspert BDM.
Kilkadziesiąt groszy na litrze
Mało realny jest też scenariusz mocnego zaniżania cen przez Orlen. A to ze względu na silną konkurencję lokalną.
- Już dziś widzimy duże zróżnicowanie cen na stacjach Orlenu. Tam, gdzie jest silna lokalna konkurencja ceny są niższe. W innych regionach, gdzie koncern może sobie pozwolić na wyższe ceny, paliwo jest droższe. Różnice sięgają 40 groszy na litrze - mówi Urszula Cieślak.
I przypomina, że Polska, niezależnie od połączenia Orlenu i Lotosu, wciąż nie będzie mieć tyle własnej ropy naftowej, by się od jej dostaw uniezależnić.
- Nadal będziemy musieli ją importować, a co za tym idzie będziemy uzależnieni od cen na rynku światowym i sytuacji na rynku walutowym. Mechanizm ustalania cen nie będzie znacząco odbiegał od tego, co widzimy dzisiaj - prognozuje analityk BM Reflex.