Kolejnych 96 samolotów F-16 już wkrótce może zacząć strzec polskiego nieba. Koszty mają nie być wysokie, bo maszyny będą używane. Pytanie tylko, na ile zakup niekiedy 30-letnich maszyn poprawi nasze zdolności obronne. - Kupowanie dla sztuki, żeby tylko mieć dużo samolotów, nie ma większego sensu. Przewagi w powietrzu nie zdobywa się jednym elementem. Ciągle brakuje nam rozpoznania satelitarnego i kompletnego systemu rakietowego - mówi Bartosz Głowacki, ekspert ds. lotnictwa wojskowego.
Informację o tym, że Ministerstwo Obrony Narodowej bardzo poważnie zastanawia się nad dużym zakupem używanych samolotów, potwierdził oficjalnie wiceminister obrony narodowej Bartosz Kownacki. Nie jest to jeszcze ostatecznie przesądzone, ale jak powiedział na łamach DGP prowadzona jest analiza, która ma wykazać, na ile taki pomysł jest korzystny zarówno pod względem obronności jaki i gospodarki.
W tych rozważaniach bierze się pod uwagę zakup nawet 96 samolotów F-16. Obecnie stanowią one sprzętowe nadwyżki amerykańskiej armii. Pewnym problemem może być jednak fakt, że wspomniane maszyny to nieco już przestarzałe F-16 typu A i B. 48 samolotów, które są już na wyposażeniu naszej armii to nowsze i bardziej wszechstronne F-16 typu C i D.
To nie są samoloty wielozadaniowe
- Te starsze, ponad 30-letnie wersje są bardzo ograniczone jeżeli chodzi o zdolności bojowe. Przeznaczone są głównie do patrolowania przestrzeni powietrznej i ewentualnego przechwytywania celów. Nie polecą na misje uderzeniowe czy rozpoznawcze - mówi Bartosz Głowacki, ekspert ds. lotnictwa wojskowego miesięcznika „Skrzydlata Polska”.
- Tymczasem jako członek NATO musimy sprostać różnego rodzaju zadaniom. Kupowanie dla sztuki, żeby tylko mieć dużo samolotów, nie ma większego sensu. Choć 96 to oczywiście imponująca liczba. Jednak w nowoczesnych armiach stawia się na wielozadaniowe samoloty - dodaje.
W najbardziej korzystnym dla polskiej strony wariancie te samoloty mogłyby być modernizowane w naszych zakładach lotniczych. Jednak jako, że projekt jest jeszcze w fazie koncepcyjnej, ciągle otwartym jest pytanie, na ile można byłoby te starsze F-16 unowocześnić.
W tym aspekcie tego przedsięwzięcia najwięcej korzyści widzi Wojciech Łuczak, ekspert ds. bezpieczeństwa i obronności ze specjalistycznego magazynu „Raport”. - Jeśli ma być to wehikuł przepływu nowych technologii do naszych zakładów i spółek zbrojeniowych, to rzeczywiście należy to poważnie rozważyć. Trzeba szukać takich kompleksowych programów, które dają szanse na wspięcie się po drabinie technologicznej na wyższy poziom.
Lepiej modernizować niż kupować nowe?
Ekspert przekonuje, że nie można na to patrzeć tylko z perspektywy tych konkretnych maszyn, które czekają teraz na swoich kupców gdzieś na amerykańskiej pustyni. Przy zakupach uzbrojenia równie ważne jest to co wokoło. Jakie możliwości daje to dla przemysłu zbrojeniowego. Ponadto starsze F-16 w procesie modernizacji można gruntownie przebudować i unowocześnić.
W ocenie Głowackiego, nie należy jednak spodziewać się tu cudów. Starsze maszyny pozostaną ograniczone w sensie bojowych możliwości ich wykorzystania. - Trzeba by wymienić wszystko. Komputery, interfejs, belki uzbrojeniowe, a to zupełni nieopłacalne. Nie da się łatwo z najstarszej wersji F-16 zrobić najnowszej.
Jak przekonuje, łatwo sobie wyobrazić modernizacje najbardziej zaawansowanej wersji C do najwcześniejszych F-16 D. Nie jest to jednak tak proste przy modernizacji wersji A do C czy D.
- Dlatego z tych zakupionych używanych samolotów nie uda się np. wystrzelić kupionych przez Polskę supernowoczesnych pocisków JASMM - dodaje Głowacki. Takiej możliwości do końca jednak nie przekreśla drugi z ekspertów, w którego ocenie wszystko jest tylko kwestią ceny.
- Taki samolot można traktować jako platformę, gdzie wymienia się poszczególne elementy. Przy gruntownej wymianie komputerów, awioniki i innych systemów wszystko jest możliwe. Oczywiście to bardzo drogie. Jeżeli jednak będziemy to robić w Polsce, to patrząc na to szerzej może nam się to opłacić - przekonuje Wojciech Łuczak, który ponownie zwraca uwagę na korzyści dla naszego przemysłu zbrojeniowego.
Żaden z ekspertów nie podejmuje się jednak oszacowania kosztów takiej modernizacji. Według eksperta „Skrzydlatej Polski” jedna używana maszyna mogłaby kosztować nawet w okolicach 30 mln dolarów, czyli ponad 120 mln zł. Zatem same samoloty w sumie mogłyby nas kosztować ponad 11 mld zł.
Do tego trzeba jeszcze dodać uzbrojenie też liczone w milionach dolarów dla każdego z samolotów. To też jeszcze nie koniec. - Tymi samolotami muszą też latać przeszkoleni piloci. W NATO przyjmuje się, że na jeden samolot trzeba mieć 1,5 pilota. To oznaczałoby opłacenie kursów dla ponad 140 pilotów. Koszty jednego to też kilka milionów dolarów - dodaje Głowacki.
Oprócz tego niezwykle kosztowne może być też rozmieszczenie tych samolotów na terenie kraju. Jeżeli miałyby stacjonować w innych bazach niż Krzesiny czy Łask, trzeba by jeszcze wydać kolejne sumy na przystosowanie lotnisk i całej infrastruktury do ich potrzeb.
- Szczególnie wtedy, kiedy chcielibyśmy, by te maszyny stacjonowały bliżej wschodniej granicy. To może oznaczać wydatek kolejnych dziesiątek jeśli nie setki milionów na przebudowy pasów i hangarów i całej koniecznej infrastruktury - mówi Głowacki.
Te samoloty odstraszają tylko na papierze?
Ekspert ze „Skrzydlatej Polski” z tego i wielu innych względów przekonuje, że bardziej korzystnym byłby zakup mniejszej liczby, ale nowoczesnych, wielozadaniowych samolotów. - Przyjmując, że za używane F-16 zapłacimy jedną trzecią tego, co za nowy wielozadaniowy samolot może lepiej kupić 30 nowych zamiast setki starych - mówi Głowacki.
Jeżeli mielibyśmy kupować od amerykanów ich najnowszy wielozadaniowy samolot F-35, to koszty byłyby jednak większe niż trzykrotność ceny używanych F-16. Z tej też przyczyny MON, o czym informowała już wcześniej DGP, nie bierze takiej ewentualności pod rozwagę. Są jednak też inne możliwości.
Na rynku samolotów wielozadaniowych dostępne są Eurofightery produkowane przez konsorcjum trzech europejskich producentów lotniczych współpracujących w ramach holdingu. Jest też jeszcze szwedzki Grippen, ale jak przekonuje Wojciech Łuczak, zakup tych najnowszych samolotów nie daje jednak takich możliwości rozwoju naszej zbrojeniówki.
- F-35 są horrendalnie drogie, pierwsze kosztowały nawet po 200 mln dol. Po drugie jak je kupimy, to cała korzyść gospodarcza z tego tytułu popłynie za ocean. Podobnie jest z nowymi maszynami z Europy. Tylko dobrze pomyślana modernizacja starszych F-16 daje możliwość na skok rozwojowy dla naszych zakładów lotniczych - mówi.
Nie należy też traktować tych używanych samolotów, zmagazynowanych na pustyni jako jakiegoś wojskowego złomu. Jak zgodnie przyznają obaj eksperci, są znakomicie zakonserwowane i w pełni sprawne. Ponadto są też programy modernizacyjne, które pozwalają wydłużyć ich żywotność o kolejne 20 lat, a nawet i dłużej.
Pytanie tylko, czy rzeczywiście tak efektowna ich liczba w sposób zdecydowany wpłynie na poprawę naszego bezpieczeństwa? - 96 samolotów ładnie wygląda na papierze i oczywiście stanowi pewną wartość, ale przewagi w powietrzu nie zdobywa się jednym elementem. Ciągle brakuje nam rozpoznania satelitarnego, kompletnego systemu rakietowego. Sama liczba samolotów tego nie zmienia - mówi Bartosz Głowacki.