Ministerstwo Edukacji Narodowej obiecało wzrost wynagrodzeń dla nauczycieli. W ciągu trzech lat pensje mają wzrosnąć o 15,8 proc. Pierwsze podwyżki były już 1 kwietnia 2018 r. Kolejne mają być w styczniu 2019 i 2020 r.
Od 1 kwietnia br. minimalne wynagrodzenie brutto nauczyciela z przygotowaniem pedagogicznym oraz tytułem magistra to:
- 2 417 zł dla nauczyciela stażysty (więcej o 123 zł);
- 2 487 zł dla nauczyciela kontraktowego (więcej o 126 zł);
- 2 681 zł dla nauczyciela mianowanego (więcej o 143 zł);
- 3 317 zł dla nauczyciela dyplomowanego (więcej o 168 zł).
Od stycznia 2019 r. wynagrodzenie ponownie ma wzrosnąć o kolejne 5 proc., co w kwotach brutto da od 120 do 165 zł podwyżki, dokładnie:
- 2 537,85 zł dla nauczyciela stażysty;
- 2 611,35 zł dla nauczyciela kontraktowego;
- 2 815,05 zł dla nauczyciela mianowanego;
- 3 482,85 zł nauczyciela dyplomowanego.
Jednak nauczyciele buntują się, że owe podwyżki częściowo finansują sami poprzez odebranie dodatków, a to, co zostanie, "zjada" inflacja.
W projekcie ustawy Ministerstwa Edukacji Narodowej dotyczącej wynagradzania nauczycieli, jak ustalił "Dziennik Gazeta Prawna", zlikwidowany ma zostać mechanizm naliczania średniej płacy pedagogom z samorządowych szkół i przedszkoli. Tym samym zniknie tzw. czternastka, tj. czternasta pensja wypłacana gorzej zarabiającym nauczycielom.
Wcześniej zdecydowano się już na usunięcie dodatku mieszkaniowego.
Stąd zapowiedź protestu podobnego do przeprowadzonego przez policjantów, czyli masowe zwolnienia lekarskie. Najbliższa okazja już między 18 a 20 grudnia, kiedy szkoły powinny organizować próbny egzamin ośmioklasisty.
To oddolna inicjatywa środowisk nauczycielskich. Od protestu w tym terminie odcina się Związek Nauczycielstwa Polskiego (ZNP). Jednak nie odcina się od jego formy oraz zapowiada ogólnopolski strajk.
"Walczymy o wyższe płace. Żądamy podwyżek na poziomie 1000 zł" - to zawołanie Związku Nauczycielstwa Polskiego, który zorganizował specjalną ankietę dla nauczycieli, w której mają opowiedzieć się za konkretną formą protestu. Większość osób, które wypełniło ankietę, opowiada się właśnie za zwolnieniami lekarskimi.
W rozmowie z money.pl prezes ZNP Sławomir Broniarz podkreśla, że wstępne szacunki z zebranych ankiet wskazują na ponad 50-proc. poparcie dla zwolnień lekarskich wybieranych w trakcie egzaminów. Różnice zdań pojawiają się przy wyborze konkretnych egzaminów, podczas których nauczyciele mieliby pójść na zwolnienia lekarskie.
Ponadto coraz silniej nauczyciele opowiadają się za strajkiem, czyli zaprzestaniem pracy w konkretnym terminie. Ankiety będą zbierane do końca roku, jednak prezes ZNP zapowiada, że mogą zostać przedłużone na styczeń, ponieważ najważniejsze wydarzenia w oświacie dzieją się wiosną.
- Jeżeli zwycięży opcja maturalna, to wiemy, że protest odbędzie się w maju. Jednak bardzo rośnie w siłę pomysł strajku - nie jedno-, tylko kilkudniowego. W ankietach ten wskaźnik idzie mocno w górę - mówi w rozmowie z money.pl Sławomir Broniarz, prezes ZNP.
- Pomysł pójścia śladem policjantów zrodził się wśród nauczycieli na zasadzie "skorzystajmy ze skutecznej formy, którą nam pokazali". To rzeczywiście cieszy się największą popularnością wśród naszych ankiet, ale nauczyciele różnią się co do daty - dodaje.
Pytany o żądania, prezes ZNP podkreśla, że owe tysiąc złotych podwyżki nie wzięło się znikąd.
- Tysiąc złotych nie wzięło się z sufitu. To różnica między wynagrodzeniem nauczyciela dyplomowanego a przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce. Tyle mniej więcej nas dzieli - podkreśla prezes ZNP Sławomir Broniarz w rozmowie z money.pl.
Jedną z najostrzejszych form, która miałaby negatywne odbicie na uczniach, to nieprzystąpienie do sprawdzania matur, egzaminów ósmoklasisty czy egzaminów gimnazjalnych. Wyniki tych egzaminów decydują o losie uczniów i tym, do jakiej szkoły trafią. Szczególnie sprawdzenie matury na czas jest istotne z punktu widzenia przyszłych studentów. Uczelnie organizują rekrutację na studia w odpowiednich terminach, gdyby matury miały zostać sprawdzone z opóźnieniem, mogłoby to znacznie utrudnić przyszłym studentom wybór wymarzonej uczelni. Ponadto dawałoby to fory uczniom ze szkół, których nauczyciele nie przystąpiliby do tej formy protestu.
- Czy nie jest działaniem na szkodę ucznia bagatelizowanie spraw fundamentalnych, a taką z pewnością jest kadra oświatowa? Nie uzyskamy najlepszych z najlepszych, a tacy powinni w szkole pracować. Stąd sukcesy szkoły fińskiej czy podobnych, gdzie do pracy w szkole przychodzi 1 z 60 najlepszych i wybranych, a nie ten, który zaakceptował proponowaną pensję - mówi o pomyśle protestu w trakcie matur prezes ZNP Sławomir Broniarz.
Jak dodaje, pracujący na kasach w supermarketach zarabiają więcej niż dyplomowani nauczyciele.
Jednak każdy protest, który godzi w uczniów, budzi kontrowersje w samym środowisku. Money.pl rozmawiało z Panią Karoliną - nauczycielką jednej ze szkół podstawowych na Pomorzu. Zapewnia, że ani ona, ani żaden nauczyciel z jej placówki nie przystąpi do takiej formy protestu.
- Nie będziemy szli na zwolnienia lekarskie, a próbny egzamin ośmioklasisty odbędzie się normalnie. To dla dobra uczniów. Nie chcemy - walcząc o podwyżki - utrudniać im życia i narażać na dodatkowy i zbędny stras - mówi nam nauczycielka.
I nie jest odosobniona. Podział wewnątrz środowiska nauczycielskiego dostrzegają też samorządowcy. Gminy muszą być gotowe na ewentualne protesty nauczycieli w formie zwolnień lekarskich. Dlatego szykują zastępstwa, by dzieci miały niezbędną opiekę w dniach strajku.
"Nie idźcie tą drogą"
Kluczowe dla samorządów jest to, by nie ucierpiały dzieci, mówi w rozmowie z money.pl Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich. Jego zdaniem protest w formie zwolnień lekarskich to jego najgorsza możliwa forma, która godzi w autorytet nauczycieli.
- Samo nawoływanie do "chorowania na życzenie" to, trzeba powiedzieć ostro, nawoływanie do popełnienia przestępstwa - stwierdził Wójcik.
Jak dodaje, to, że samorządy nie popierają tej formy protestu, nie oznacza, że nie stoją po stronie nauczycieli.
- Wspieramy ich i szanujemy. Jednak drodzy nauczyciele: nie idźcie tą drogą - stwierdził w rozmowie z money.pl Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.
- Jeśli jednak dojdzie do takiej formy protestu, będziemy musieli skupić się na pomocy dzieciakom. Jedną z takich opcji byłoby zapewnienie im opieki poprzez wyższe wynagrodzenie czy dodatkową nagrodę dla osób, które nie pójdą na chorobowe – powiedział nam Wójcik.
Jak podsumował, samorządowcy są solidarni z nauczycielami, ale protest poprzez zwolnienia lekarskie to nie jest odpowiedni kierunek.
Czytaj także: L4 na dziecko. Kto może skorzystać?
O formie i dacie protestu nauczycieli ZNP ma zdecydować do końca grudnia. Jak powiedział nam prezes związku Sławomir Broniarz, obecną ankietę dla nauczycieli od poprzednich wyróżnia pytanie nie o to, którą formę protestu popierają, ale w jakiej formie protestu chcą wziąć czynny udział.
Prezes ZNP z góry jednak wyklucza zorganizowanie manifestacji w Warszawie, mowa o strajkach lokalnych, w miejscach pracy nauczycieli, czyli każdej szkole.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl