Partie niemieckiej koalicji rządzącej miały kupić dane wyborców od Deutsche Post. Na ten cel CDU i SPD miały wydać kilkadziesiąt tysięcy euro przed zeszłorocznymi wyborami. To mogło im pomóc w kampanii i w efekcie zdobyciu głosów.
Z dokumentów przedstawionych przez "Bild am Sonntag" wynika, że zarówno Chrześcijańscy Demokraci (CDU), jak i Socjaldemokraci (SDP) zaczęli zdobywać informacje od Deutsche Post już 2005 r. Partie miały wydać na ten cel kilkadziesiąt tysięcy euro.
Choć dane nie dotyczyły konkretnych wyborców i szczegółowych informacji, takich jak imię, nazwisko czy adres zamieszkania, baza miała obejmować niemal 100 różnych wskaźników demograficznych. To m.in. płeć, wykształcenie, zwyczaje konsumenckie oraz inne informacje społeczno-demograficzne. To miało pomóc partiom politycznym w zdobyciu wiedzy na temat potencjalnych wyborców i dać informację o ich nawykach w głosowaniu.
Zobacz: * *Afera Cambridge Analytica
Deutsche Post miał pozyskać również dane od innych podmiotów, przykładowo od niemieckiego urzędu odpowiedzialnego za transport.
Obie partie przyznały, że faktycznie zdobyły dane wyborców. Oświadczyły jednak, że "przestrzegają rygorystycznych zasad ochrony danych w Niemczech".
Niemiecki organ pocztowy dodał natomiast, że "nie złamał żadnych przepisów dotyczących prywatności, a adresy poszczególnych wyborców nie zostały udostępnione partiom politycznym".
Sprawa wywołuje szczególną konsternację w kontekście niedawnych doniesień o tzw. aferze Cambridge Analityca, kiedy na jaw wyszło, że firma korzystała z danych blisko 50 milionów użytkowników Facebooka. Mogły zostać zebrane bez ich zgody przed wyborami prezydenckimi w 2016 roku w USA. Jak sądzą niektórzy - posłużyć do manipulowania opinią wyborców.
Mark Zuckerberg przeprosił za sytuację i przyznał, że "jego firma popełniła błąd". Nie stawił się jednak przed Komisja Izby Gmin, by odpowiadać na pytania brytyjskich posłów. Afera kosztowała go już miliardy dolarów - jego akcje poszybowały w dół w ciągu jednego dnia o blisko 6 mld "zielonych".