.
"Ograniczanie wydatków jest na tyle trudne, że nie można spodziewać się spektakularnych wyników takiego działania. Wydatki budżetu są bowiem bardzo sztywne" - powiedziała Halina Wasilewska-Trenkner na poniedziałkowej konferencji naukowej poświęconej znaczeniu środków finansowych UE dla rozwoju gospodarczego Polski.
"Jednak, kwotę 7,5 mld zł składek członkowskich, które Polska musi zgromadzić w 2004 roku, musimy wygospodarować z ograniczania wydatków budżetowych" - dodała Wasilewska-Trenkner.
Według Ministerstwa Finansów wpłaty Polski do budżetu UE i innych instytucji europejskich (EBI, EBC oraz Europejskiego Funduszu Badawczego Węgla i Stali) wyniosą w 2004 roku 7,4 mld zł, w 2005 roku 11,5 mld zł, zaś w 2006 roku 12,3 mld zł.
"Niemałe kwoty potrzebne na współfinansowanie programów unijnych można albo wliczyć w ciężar deficytu budżetowego albo pozyskać poprzez redukcję wydatków. Wygospodarowanie takich kwot poprzez cięcie innych wydatków jest niemożliwe. Wydatki te są bowiem przeznaczone przede wszystkim na pomoc społeczną i ich wycofanie w chwili obecnej jest politycznie niemożliwe, a ekonomicznie również mało uzasadnione" - powiedziała Wasilewska-Trenkner.
Uważa ona, że nawet częściowe finansowanie tych programów z deficytu budżetowego oznacza niepokojące zbliżenie się do pułapu możliwości finansów publicznych zapisanego w konstytucji, który przewiduje, że dług publiczny nie może przekroczyć 60 proc. PKB.
"W tej chwili dług publiczny kształtuje się na poziomie 50 proc. Jesteśmy zatem w niewielkim sąsiedztwie krytycznego progu" - oceniła wiceminister.
Jej zdaniem, istnieją dwie drogi wyjścia z takiej sytuacji.
"Pierwsza to wprowadzenie montażu finansowego kapitału publicznego i prywatnego. Druga to uruchomienie nieczynnych zasobów kapitałowych, na przykład środków zgromadzonych w OFE. Należy pobudzić je do zaangażowania w projekty proinwestycyjne, które są niezbędne w gospodarce" - powiedziała Wasilewska-Trenkner.