Najważniejszy postulat dotyczący ustanowienia 500 zł dodatku w żywej gotówce nie został spełniony. Realnie udało się protestującym jedynie podnieść o 130 zł netto rentę socjalną. Jednak rządzący przekonują, że w pakiecie prawnych rozwiązań dostaną więcej niż 500 zł do ręki. Sprawdzamy, jak jest naprawdę.
Jak już pisaliśmy w WP posłanka opozycji, która najbardziej aktywnie wspierała protest, Joanna Scheuring-Wielgus poinformowała w niedzielę o zawieszeniu protestu. Jak dodała decyzję taką podjęto, mimo że rządzący nie przedstawili nowych propozycji kompromisu.
Jarosław Sellin z PiS przekonuje, że „do protestujących dotarło, że sprawy toczą się w dobrym kierunku”. - Jest podwyższenie renty socjalnej, w czerwcu będzie zmiana zasad orzecznictwa w sprawie niepełnosprawności - mówił wiceminister kultury komentując w TVP informacje o zawieszeniu protestu.
Czy jest jednak tak jak przekonuje polityk? Czy rzeczywiście "wygrała sprawa niepełnosprawnych”, bo społeczeństwo dowiedziało się więcej o ich problemach? Czy podwyżki renty socjalnej i zmiany w prawie przegłosowane w Sejmie, dające niepełnosprawnym m.in. prawo do korzystania ze świadczeń zdrowotnych i zakupów w aptekach bez kolejki można uznać za sukces?
Dawać, ale nie do ręki
Okupujący sejmowe korytarze od 18 kwietnia od początku żądali dwóch rzeczy. Po pierwsze zrównania renty socjalnej z minimalną rentą z tytułu niezdolności do pracy (tu pełen sukces – podwyżka już czerwcu).
Po drugie wprowadzenie specjalnego i nowego dodatku dla osób niepełnosprawnych niezdolnych do samodzielnej egzystencji po ukończeniu 18. roku życia. Chcieli by było to 500 złotych miesięcznie. W różnych propozycjach kompromisu protestujący proponowali stopniowe wprowadzanie tego dodatku, tak by ostatecznie wypłacany był on w wysokości 500 zł. Tego postulatu rządzący jednak nie spełnili i dlatego protest się przedłużał.
PiS przekonuje, że zupełnie niesłusznie, bo przez inne działania, nie polegające na dawaniu gotówki do ręki rząd wspomóc ma niepełnosprawnych i ich opiekunów suma wyższą. Całość pomocy podliczył Bartosz Marczuk, wiceminister Rodziny Pracy i Polityki Społecznej.
W czwartek na Twitterze napisał, że po zmianach „osoby jak protestujący w Sejmie” otrzymają z budżetu min. 3050 zł, zatem - jego zdaniem - nie będzie już mowy o "życiu za grosze". Skąd polityk wziął tę sumę?
Spróbujmy to wszystko, co proponuje rząd i o czym mówi Marczuk podsumować. Zanim zaczniemy jednak dodawanie warto zauważyć, że w sumie tej są także pieniądze dla opiekuna niepełnosprawnego. Zatem są to środki tak naprawdę dla dwóch osób.
19 proc. w górę, ale...
Opiekun, który nie pracuje bądź z pracy zrezygnował otrzymuje 1477 zł netto świadczenia pielęgnacyjnego. W tych ponad 3 tysiącach zł są opłacane z budżetu składki na ubezpieczenia emerytalne, rentowe i zdrowotne. Rzecz jednak w tym, że niepełnosprawni nie dostają tych 539 zł, bo one od razu trafiają na konto ZUS.
Jest jeszcze 153 zł netto zasiłku pielęgnacyjnego, który od przyszłego roku wzrośnie do 215 zł. Podwyżka ta jednak wynika z wcześniej zaplanowanego harmonogramu i nie jest wynikiem protestu.
Kolejną składową jest renta socjalna dla niepełnosprawnego. Jej podniesienie jest już efektem protestu w Sejmie. Jak już pisaliśmy w money.pl od czerwca będzie to 1029,80 zł brutto, czyli 878,12 zł netto. Do tej pory i już po marcowej waloryzacji renta socjalna wynosiła 856,03 zł brutto, czyli 745,18 zł netto. Protestującym udało się zatem dźwignąć ją o 19 proc. w górę i o nieco więcej niż 130 zł netto.
Politycy PiS przekonują jednak, że wprawdzie 500 zł do ręki niepełnosprawni nie dostaną, to zmiany w prawie dotyczącym szczególnych rozwiązaniach wspierających osoby o znacznym stopniu niepełnosprawności, dające m.in. prawo do korzystania ze świadczeń i zakupów w aptekach bez kolejki – warte jest więcej.
Jednak jak odpowiadali protestujący nie ma takiej możliwości, by tak ogólne przepisy w jakikolwiek sposób spełniły ich oczekiwania. Wszystko dlatego, że niepełnosprawni mają różne potrzeby i tu lepiej sprawdzałaby się gotówka, która mogliby wydać na swoje indywidualne terapie albo sprzęt.
Pierwszeństwo w kolejkach już mają
- Zamiast tych 500 zł do ręki dla opiekunów niepełnosprawnych wyliczono, że po nowelizacji prawa taka osoba dostanie w zniżkach, korzyściach 520 zł miesięcznie. Tylko że dla mnie to jest taki przysłowiowy talon na balon. Bo na ile np. wyceniono pierwszeństwo w kolejce do lekarza, które też zapisano w tym projekcie - mówił money.pl Bartłomiej Skrzyński, wrocławski rzecznik ds. osób niepełnosprawnych.
Również w jego ocenie nieporozumieniem jest też sam fakt, że próbuje się wyceniać takie rzeczy, przecież już i tak niepełnosprawni mają pierwszeństwo w kolejkach. Jak zauważa zniesienie limitów zarobkowych i czasowych na zakup sprzętu też niewiele zmienia. Dlaczego?
- Cóż jednak z tego, skoro pieniądze i tak są wciąż te same. Co z tego, że co miesiąc nawet będę mógł kupować wózek, jak i tak ja jako pracujący niepełnosprawny dostanę 3 tys. zł (niepracujący może liczyć na maks. 9 tys. zł) dofinansowania, a wózek kosztuje mnie 35 tys. zł - dodaje Skrzyński.
Poza tym, jak podkreślał w rozmowie z money.pl cierpiący na postępujący zanik mięśni Duchenne'a, wszystkich niepełnosprawnych wrzuca się w tej propozycji rządu do jednego worka, wyliczając w tych zniżkach np. pieluchomajtki. Rzecz jednak w tym, że nie wszyscy wymagający opieki ich używają. Tak jest też w przypadku Bartłomieja Skrzyńskiego.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl