Organizacje młodzieżowe, popierające SLD i Unię Pracy, miały swoje '5 minut' w kampanii wyborczej do parlamentu. Jednakże - jak podkreśla Jakub Rzekanowski w artykule 'Młodziezowy zgrzyt' - głównie w roli tła dla polityków, zaliczając w koszulkach organizacyjne wiece, marsze i festyny. Autor zauważa, że gorzej już było z miejscami na listach wyborczych, zwłaszcza w czołówce. Argumenty, że kampania to poligon, a sukces przyjdzie później, że kandydat 'dobrej jakości' złapie mandat nawet z dalekiego miejsca, znał każdy młody polityk. Potem pojawiały się - czytamy dalej - ostrożne propozycje starszych kolegów: wezmę cię do ministerstwa, będziesz asystentem posła, przyjdź na staż do urzędu. Pół tuzina w Centrum Informacyjnym Rządu ma po dwadzieścia kilka lat, niektórzy przekroczyli trzydziestkę - polityczny świat należy do nich.
Niedawno w Kancelarii Premiera, w Sejmie i administracji można było spotkać ich rówieśników z prawicy, takich jak Krzysztof Kwiatkowski, sekretarz premiera Jerzego Buzka. Teraz w samym CIR pracuje już z pół tuzina młodych ludzi wywodzących się z lewicy. Młodzi, którzy awansowali, uważają, że dzięki temu mogą skuteczniej działać w swoich organizacjach - kończy swój artykuł Jakub Rzekanowski.
iar/trybuna/płużyczka/