Czy społeczeństwo powinno przejmować się, że jest grupa, która ma "za dużo"? Dane z raportu Credit Suisse pokazują, że lepiej, gdy państwo nie zwalcza bogatych. Problem w tym, żeby było ich odpowiednio wielu - nie za dużo, ale i nie za mało.
Wraz ze wzrostem gospodarki obserwować można rosnącą nierówność w podziale majątku. Niedawno pisaliśmy, że w Polsce najszybciej bogacili się najbogatsi, choć wcale nie przeszkodziło to tym najbiedniejszym wychodzić się z kłopotów.
Czy to źle, że bogaci się bogacą? Ideałem większości walczących politycznie o los biednych jest, żeby majątek rozkładał się możliwie jak najbardziej po równo na wszystkich.
Taki plan nie bierze jednak pod uwagę faktu, że większe pieniądze to motywacja dla tych najbardziej energicznych i pomysłowych, których w społeczeństwie wbrew pozorom wcale nie ma zbyt wielu. Jeśli ich zabraknie, albo będą skutecznie zniechęcani, to wszystkich mieszkańców wcale nie czeka lepszy los.
Mjanma (dawna Birma), Turkmenistan, Etiopia, Białoruś i Albania - to górna piątka światowego rankingu równości majątkowej w społeczeństwie. Tak wynika z analizy wskaźnika nierówności Gini, zaprezentowanego w raporcie Global Wealth Report 2017, sporządzonym pod koniec ubiegłego roku przez Credit Suisse.
Wskaźnik Gini mierzy poziom nierówności w skali od 0 do 100 proc. i tłumaczy się go jako połowę średniej różnicy w poziomie majątku w społeczeństwie. Im bliżej 100 proc., tym większa nierówność, a im bliżej 0, tym mniejsza.
Z wymienionych wyżej pięciu "najrówniejszych" krajów, najbogatsi są obywatele Albanii. Przeciętny dorosły człowiek zgromadził tam majątek o wartości 8,4 tys. dol. (mediana). Najbiedniejsi w tej grupie są Etiopczycy z majątkiem na poziomie 103 dol. Biedni, ale równi. Czy to ideał, do którego trzeba dążyć?
Dla porównania przeciętny Polak zgromadził aktywa o wartości 10,3 tys. dol.
Wydaje się, że to źle jak jest zbyt "równo"? Okazuje się, że zbyt "nierówno" to też niedobrze. Nazwy pięciu najbardziej "nierównych" krajów nie zachęcają do przeprowadzki.
To państwa w kolejności od największej nierówności: Wenezuela, Kazachstan, Egipt, Namibia i Ukraina. Przykład tego pierwszego pokazuje, że socjalizm wcale nie zmniejsza nierówności. A być może rząd do niej dopiero dąży i ma to rozłożone na wiele lat? Tak czy inaczej, przeciętnemu dorosłemu Wenezuelczykowi udało się zgromadzić zaledwie 436 dol. majątku. A mówimy przecież o światowym potentacie w wydobyciu ropy naftowej.
Za dużo bogaczy w demokracji - też niedobrze
Najbiedniejsi z krajów o największych nierównościach są nasi sąsiedzi - Ukraińcy. Jak podaje raport Credit Suisse, zgromadzili majątek o wartości zaledwie 133 dol. na przeciętną dorosłą osobę, a jednocześnie nierówność wg skali Gini jest tam na poziomie aż 90,1 proc.
System oligarchiczny gospodarki, powiązany z polityką (najbogatsi mają największe środki, by wypromować się w demokracji), zablokował jak widać proces bogacenia się i tworzenia klasy średniej. Nie mówiąc już o przewrocie i wojnie domowej. Setki tysięcy Ukraińców nie bez powodu szukają pracy w Polsce.
Jak widać z powyższych przykładów, nie można z całą pewnością twierdzić, że wyrównywanie majątku w społeczeństwie jest dobre, ale też i skrajna nierówność nie wygląda na nic pozytywnego. By szukać ideału, należy spojrzeć na kraje, gdzie przeciętny obywatel zgromadził najwięcej.
Gdzie jest ideał?
Dane Credit Suisse wskazują, że najbogatsi są Islandczycy. Mediana bogactwa to w tym mroźnym kraju aż 445 tys. dol. na dorosłego mieszkańca. Na gospodarstwo domowe z dwojgiem dorosłych osób przypadałoby więc około 890 tys. dol.
Islandia to ósmy najbardziej wyrównany kraj świata - w skali nierówności Gini jest na poziomie bliskim do o niebo biedniejszej Albanii. Tyle że z tego bogactwa może się cieszyć niewielu - liczba mieszkańców to zaledwie 335 tysięcy.
Zanim ktoś zacznie z tego wyciągać wniosek, że równość daje bogactwo, trzeba spojrzeć na kolejne miejsca. Na drugim jest bardziej ludna (8,2 mln mieszkańców) Szwajcaria. Majątek dorosłego "średniaka" wynosi tam 229 tys. dol., ale poziom nierówności jest o wiele wyższy niż w Islandii. Wskaźnik Gini jest u Szwajcarów na poziomie aż 69,4 proc. Inne dane z raportu Credit Suisse wskazują, że do 10 proc. najbogatszych w społeczeństwie należy tam 58,7 proc. łącznego majątku.
Potem jest Australia z nieco bardziej "równymi" od Szwajcarii wskaźnikami - Gini na poziomie 65,2 proc. Do 10 proc. najbogatszych należy tam 52,3 proc. majątku.
W dziesięciu krajach, gdzie przeciętny obywatel osiągnął największe bogactwo, mediana wskaźnika Giniego wynosi 67 proc. W Polsce jest to 71,7 proc.
W 10 krajach, gdzie ludzie są najbardziej majętni na świecie, procent majątku zgromadzony przez 10 proc. mieszkańców, to 54,4 proc. (mediana).
W Polsce jest to 61 proc. Można więc powiedzieć, że jesteśmy bardziej wychyleni od ideału w stronę przewagi bogatych - zarówno wskaźnik Gini, jak i szacunek majątku zgromadzonego przez jedną dziesiątą najbogatszych, przekraczają poziomy idealne. W miarę redukcji bezrobocia i wzrostu wynagrodzeń należy się jednak spodziewać, że proporcje będą się zmieniać.