Analitycy banku Morgan Stanley przyjrzeli się wskaźnikom nierówności społecznych. Okazuje się, że Polska plasuje się pod tym względem na poziomie zbliżonym do Kanady i Wielkiej Brytanii.
Do analizy wzięto m.in. wskaźniki różnic w wynagrodzeniu płci, poziom zatrudnienia na część etatu czy dostęp do internetu oraz wskaźnik zróżnicowania wynagrodzeń, tzw. wskaźnik Giniego. Wskaźnik ten pokazuje różnice w dochodach - gdy mniej osób gromadzi więcej dochodu, jest on wyższy, co oznacza, że dochody w danym społeczeństwie są bardziej nierówne.
Wskaźnik nierówności płacowych w Polsce zmniejszył się od 2004 roku z 38,1 pkt. do 29,8 pkt. w 2012 roku (najnowsze dane są z tego roku), choć i tak jest w przypadku Polski najwyższy wśród krajów postkomunistycznych z regionu. Najbliżej do nas Węgrom, w których wskaźnik Giniego wynosił ostatnio 28,8 pkt.
Z analizy analityków Morgana Stanleya widać, że największe nierówności społeczne są w krajach o ciepłym klimacie, czyli w Portugalii, Włoszech, Grecji czy w Hiszpanii. Trochę niżej są Stany Zjednoczone. Olbrzymie różnice pod względem nierówności widać pomiędzy dwoma wielkimi sąsiadami, Niemcami a Francją. Najbardziej „wyrównane” są oczywiście kraje skandynawskie.
Od połowy lat osiemdziesiątych, wśród najbardziej rozwiniętych państw rozwarstwienie w wynagrodzeniach zwiększyło się jednak najbardziej w Szwecji, choć i tak pozostała ona drugim najrówniejszym krajem wśród krajów rozwiniętych.
src="http://static1.money.pl/i/h/137/art376457.png"/>
źródło: Morgan Stanley
Okazuje się, że szybki wzrost takich gospodarek jak Chiny i Indie co prawda pomagał zmniejszyć nierówności pomiędzy krajami, ale już nierówności pomiędzy ludźmi wewnątrz tych krajów rosły.
Zbyt bogaci deprymują klasę średnią
Utrzymująca się nierówność według Morgan Stanley wpływa negatywnie na wzrost gospodarczy w długim terminie. Utrudnianie dostępu do możliwości rozwoju podkopuje chęć do ciężkiej pracy czy zdobywania wyższego poziomu edukacji albo poprawiania swoich umiejętności.
Podważa to też zaufanie do polityków i instytucji publicznych, a prowadzić może do politycznych rozwiązań szkodliwych dla gospodarki, takich jak zwiększone regulacje rynkowe, protekcjonizm czy środki antyimigracyjne.
„Poprzednie pokolenia rodzin klasy średniej, rozwijające się w czasie po Drugiej Wojnie Światowej, mogły aspirować do poprawiania swoich standardów życia, jak większy dom, lepsza edukacja dla dzieci i wyższe emerytury”, piszą analitycy Morgan Stanley w raporcie. „Dla odmiany, teraz aspiracje klasy średniej natykają się na ścianę niepewności na rynku pracy i obaw odnośnie wielkości emerytur”.
Wciąż mamy sytuację, kiedy niektórzy inwestorzy czerpią zyski z rosnącej nierówności. To zresztą właśnie m.in. wzrost indeksów giełdowych wpływa na wzrost nierówności wykazywanych we wskaźnikach. Ani płace, ani wzrost gospodarczy nie dorównują bowiem rosnącym indeksom giełdowym. Najbogatsi bardzo często cenom akcji zawdzięczają wzrost zamożności.
Morgan Stanley wskazał też, jak można korzystać z przyrostu nierówności. Według analityków banku szansą jest większe zróżnicowanie produktów oferowanych przez firmy. Korzystna będzie rosnąca liczba opcji cenowych i jakościowych. To powinno zwiększyć przychody takich spółek jak Nestle, która oferuje produkty żywnościowe w wielu zakresach cenowych i skierowane zarówno do bogatszych, jak i biedniejszych.