Aglomeracje miejskie w Polsce nie są przygotowane na zapewnienie mieszkańcom wody pitnej w sytuacjach kryzysowych, które mogą dotknąć systemów wodociągowych, jak klęski żywiołowe, skażenie, awarie czy przerwy w dostawie prądu - oceniła Najwyższa Izba Kontroli.
Według NIK, podmioty odpowiedzialne za dostawy wody dysponowały niekompletnymi danymi i błędnymi szacunkami potrzeb w takich sytuacjach, brakuje też środków transportu i dystrybucji wody ze studni awaryjnych.
Pozytywnie natomiast NIK oceniła natomiast zabezpieczenie instalacji wodociągowych - kontrolerzy uznali, że są one dobrze chronione.
Wyniki kontroli przedstawił w czwartek w Katowicach prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski. Przeprowadziła ją katowicka delegatura NIK, która szczególnie wnikliwie przyjrzała się sytuacji w Katowicach, Łodzi, Poznaniu i Wrocławiu. Kontrolerzy przeanalizowali przepisy prawa, działalność instytucji centralnych i samorządowych oraz spółek wodociągowych w latach 2015-16.
"Nie jesteśmy przygotowani"
- Nie jesteśmy przygotowani na sytuacje nadzwyczajne. Gdyby doszło do jakiejś klęski żywiołowej, która doprowadziłaby do tego, że nie moglibyśmy korzystać z dotychczasowych ujęć wody, czy nastąpiłaby awaria sieci wodociągowej, to trzeba sobie powiedzieć wprost - do wielu mieszkańców woda by nie dotarła - powiedział prezes NIK.
Izba wskazała, że błędne są już same szacunki dotyczące zapotrzebowania na wodę, jakimi dysponowały organy administracji. Obejmowały one wyłącznie indywidualnych mieszkańców, a nie uwzględniały dostaw koniecznych dla funkcjonowania szpitali, szkół, służb publicznych i zakładów produkujących żywność, także hodowli zwierząt. Tymczasem różnica pomiędzy całkowitym zapotrzebowaniem na wodę a tym obliczonym wyłącznie w oparciu o liczbę ludności może wynieść od 200 do nawet 1400 proc. - podkreślają kontrolerzy.
- Okazało się, że nie mamy planów, te które są, są nierzetelne, a nawet w stosunku do tych nierzetelnych danych technicznie nie jesteśmy w stanie zrealizować tych potrzeb, które te dokumenty, zaniżające te potrzeby, określiły - powiedział Kwiatkowski. - Dzisiaj polskie samorządy, polskie miasta, nie są przygotowane na sytuację nadzwyczajną - podsumował prezes Izby.
7,5 litra wody na dobę
Jak podkreśla NIK, zdarzenia kryzysowe dotyczące systemu zaopatrzenia w wodę mogą mieć różnorodną genezę, począwszy od katastrof wywołanych przez czynniki naturalne - np. w czasie powodzi 1997 r. mieszkańcy Wrocławia zostali pozbawieni dostaw wody w wyniku zalania zakładu produkcji wody - przez przypadkowe skażenie sieci wodociągowej, aż po skutki ataków cyberterrorystycznych i terrorystycznych. Przyczyną braku wody może stać się także prozaiczna, dłuższa przerwa w dostawach energii elektrycznej. Tak było m.in. przy okazji orkanu Ksawery - przypomniał Kwiatkowski.
Zgodnie z przepisami, każdy obywatel powinien mieć zapewnione 7,5 litra wody na dobę. Tak określono minimalne zapotrzebowanie. Mimo że trzy z czterech miast objętych kontrolą miały zapewnione alternatywne źródła wody pozwalające na pokrycie minimalnych potrzeb ludności danego miasta (wyjątkiem są Katowice), to żadne z nich nie było przygotowane, aby zagwarantować dostawy wody w wymaganej ilości.
Np. w Łodzi przedsiębiorstwo wodociągowe dysponowało pięcioma pojazdami umożliwiającymi rozprowadzenie 225 m sześc. wody w ciągu doby, natomiast zapotrzebowanie niezbędne dla 706 tys. mieszkańców wynosiło ponad 10 tys. m sześc. na dobę. Beczkowozów brakowało w każdym ze skontrolowanych miast. Prezydenci i szefowie spółek wodociągowych zapowiedzieli już, że zapewnią taki sprzęt.
Prezes NIK wyraził zadowolenie, że w oparciu o wnioski pokontrolne podjęto wiele działań, które mają poprawić obecną sytuację. Np. nowe Prawo wodne, które ma wejść w życie od 1 stycznia określa jednoznacznie, że odpowiedzialność za system zbiorowego zaopatrzenia w wodę na szczeblu centralnym ponosi minister środowiska. Dotychczas nie było to precyzyjnie określone - wskazał Kwiatkowski.
Na poziomie regionalnym został uruchomiony proces aktualizacji danych i planów zarządzania kryzysowego, które określają potrzeby mieszkańców. - Po takiej weryfikacji na terenie woj. śląskiego wykreśliliśmy 85 proc. studni wpisanych do planu jako te, z których będzie się pobierać wodę na potrzeby mieszkańców - były to studnie, których np. nie można było eksploatować, jeżeli nie było prądu lub miały niską możliwość wydobycia wody - wskazał prezes NIK. Np. w woj. śląskim było 1017 studni awaryjnych, a po aktualizacji danych - tylko 146.
autor: Krzysztof Konopka