Polski przemysł czeka zapaść? W ciągu najbliższych lat stracimy jeden z naszych największych atutów - niskie koszty pracy. Dystans gubimy nie tylko do zbijających koszta Niemców, Japończyków czy Amerykanów, ale nawet Czechów, Słowaków i Węgrów. Bo kluczem w wyścigu staje się nie tańszy pracownik, a robotyzacja.
- Im szybciej zrozumiemy, że nowoczesne roboty muszą być w firmach, tym więcej miejsc pracy uda się uratować. W przeciwnym wypadku produkcja powędruje w inne miejsca, a my zostaniemy z niczym - tłumaczy w rozmowie z money.pl Jędrzej Kowalczyk, prezes polskiego oddziału japońskiego koncernu Fanuc (produkuje części, roboty i oprogramowanie). Z Kowalczykiem spotkaliśmy się na targach robotów i maszyn przemysłowych EMO w Mediolanie.
Tyle, że polscy przedsiębiorcy do robotów nie są przekonani. Jak zdradzali nam podczas EMO polscy i zagraniczni producenci robotów ogromna część właścicieli krajowych firm częściej woli wydać roczny zysk na nowego służbowego Mercedesa niż na maszynę produkcyjną. Kwoty inwestycji niemal identyczne, ale nie sposób nowym samochodem dla prezesa budować wartość firmy.
Czasu na zmianę podejścia zostało niewiele - podkreślają w najnowszym raporcie analitycy firmy doradczej Boston Consulting Group. Wedle niego świat zaczyna Polsce odjeżdżać. Konstatacja jest prosta: im wyższa robotyzacja w kraju, tym staje się on bardziej konkurencyjny. Koszty pracy w Niemczech, Kanadzie, Stanach Zjednoczonych, Korei Południowej, Japonii czy Czechach - czyli w krajach w ostatnich latach inwestujących w robotyzację przemysłu - mogą spaść do 2025 r. od 18 do nawet 33 proc. A to z kolei oznacza, że wraz z upływem lat oferta Polski, opierająca się w dużej mierze na relatywnie taniej sile roboczej, przestanie być atrakcyjna.
Dlaczego to roboty rozstrzygną o jakości i przyszłości krajowej gospodarki? Jak wskazują eksperci BCG, wiele branż właśnie zbliża się do punktu, w którym korzyści z inwestycji w sprzęt zastępujący pracę ręczną są zdecydowanie większe niż początkowy koszt zmiany całego procesu produkcji. Do tej pory największym czynnikiem blokującym masowe wprowadzenie robotów do fabryk były ceny takich maszyn, ale to ma się zmienić - według prognoz spadną one o 20 proc., podczas gdy roczna wydajność będzie rosnąć o 5 proc. W ciągu najbliższej dekady w niektórych firmach prawie połowę pracy będą wykonywały roboty. Dziś w użyciu na świecie jest ich już ponad 1,4 miliona. Ile z nich jest w Polsce? Zaledwie garstka.
Dystans tracimy nawet do naszych sąsiadów
O stopniu zaawansowania gospodarki i przemysłu najlepiej świadczy tak zwana gęstość robotyzacji - liczba maszyn na 10 tys. pracowników. Według szacunków organizacji Międzynarodowej Organizacji Robotyki (IFR), w Polsce mamy zaledwie 19 zaawansowanych robotów na 10 tys.zatrudnionych. W Czechach i Słowacji jest ich cztery razy więcej - odpowiednio 72 i 83 roboty. Węgrzy mogą pochwalić się gęstością robotyzacji wynoszącą 43 maszyny. Europejska średnia wynosi 83 maszyny - to doskonale pokazuje jak daleko nam do standardów na rynku europejskim. O światowej średniej oscylującej od 270 do 400 nawet nie warto się rozwodzić.
Analitycy BCG zaprojektowali specjalny wskaźnik, by pokazać, które kraje i w jakim stopniu będą zyskiwały lub traciły na zmianie kosztów pracy. Polska - biorąc pod uwagę liczbę nowych maszyn - znajduje się na jednym wózku z Brazylią, Rosją, Meksykiem, Szwecją, Włochami i Hiszpanią. W stosunku do cen pracy w Stanach Zjednoczonych będziemy coraz drożsi.
W porównaniu do Stanów Zjednoczonych Ameryki zyskiwać będzie Korea Południowa, Niemcy, Kanada, Chiny i Czechy. Polska - podobnie jak Meksyk, Rosja i Indie przez rosnący koszt pracy i niską robotyzację będą tracić
Źródło: The Boston Consulting Group, raport "The Robotics Revolition: The Next Great Leap In Manufacturing" z sierpnia 2015 roku
Efekt? Masowy odpływ przemysłu do Azji i innych silnie zrobotyzowanych regionów. Warto zauważyć, że maszyny coraz częściej pojawiają się również w krajach, gdzie koszt pracy jest jeszcze niższy niż u nas. Robotyzacja w Chinach i Tajlandii również wyraźnie postępuje, chociaż trudno oba kraje posądzać o wysokie płace dla pracowników i ogólny koszt pracy. W ostatnich latach do Chin powędrowało 20 proc. wszystkich zbudowanych robotów. Korea Południowa, Tajwan, czy Tajlandia również nie próżnują i postęp robotyzacji w tych państwach jest wyższy niż średnia światowa. To pokazuje, że nie tylko światowi potentaci przygotowują się na wzrost kosztów pracy i problemy kadrowe spowodowane starzejącym się społeczeństwem.
O problemie kuszenia biznesu wyłącznie niskimi kosztami pracy mówiła niedawno money.pl profesor Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego. Ostrzega, że niskie płace przeważnie prowadzą do współczesnej formy kolonizacji, czyli sprowadzenia kraju do roli podwykonawcy, a tego typu inwestycje "łatwo przenoszą się do innych krajów, gdy warunki płacowe okażą się tam korzystniejsze dla maksymalizacji zysków". Dlatego prof. Mączyńska postuluje, by porzucić model "kraju-montowni" i tworzyć w Polsce własną bazę rozwojową, która ma polegać na przejściu na etap innowacyjności i reindustrializacji.
Inne zdanie na temat przyczyn inwestowania w Polsce ma z kolei Sławomir Majman, prezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych. - Dawno minęły czasy, kiedy inwestorzy przyjeżdżali do Polski, bo tutaj jest tania praca. Jeżeli ktoś poszukuje taniego pracownika, to nie inwestuje w Polsce czy na Węgrzech, ale ucieka do Rumunii, Bułgarii czy poza granice Unii Europejskiej, np. na Bałkany - tłumaczył podczas Dnia Narodowego Polski na EXPO w Mediolanie. - Wszystkie badania potwierdzają, że w Polsce inwestuje się, bo tutaj są ludzie wykształceni, lojalni i o ogromnej kulturze pracy. Nie dlatego, że tutaj jest tanio - dodawał. Jednak gdy zabraknie sprzętu, na którym wielkie firmy chcą pracować, na nic może się zdać owa lojalność i kultura pracy Polaków.
Gdzie będą pracować roboty?
Już dziś w niektórych azjatyckich fabrykach człowiek pojawia się w hali produkcyjnej raz na miesiąc - by odebrać wytworzony przez roboty sprzęt. Taka fabryka może pracować 24 godziny przez siedem dni w tygodniu, a w wypadku awarii jednego z podzespołów sama zdiagnozuje problem, zmodyfikuje proces produkcji. Jak wskazywali przedstawiciele branży robotów podczas targów EMO w Mediolanie dziś automaty mają problem już wyłącznie z poprowadzeniem kabli - każdą inną pracę są w stanie wykonać za człowieka. Dowodów nie trzeba szukać daleko.
Niemcy opracowali niedawno maszynę, która z powodzeniem może zastąpić rzeźnika. Co w tym niezwykłego? Biorąc pod uwagę różny kształt mięsa, do tej pory w tym fachu najlepiej sprawdzał się człowiek i jego precyzyjna praca. Maszyny już dawno są w stanie wykonywać nie tylko prostą obróbkę, ale i skomplikowaną pracę jubilerską czy medyczną.
Robotyka to również szansa dla polskiego górnictwa - przekonuje Oktawian Zając, dyrektor w BCG i szef praktyki doradczej dla górnictwa. - Z uwagi na coraz trudniejsze warunki górniczo-geologiczne i związane z tym kwestie bezpieczeństwa, wydobycie będzie coraz trudniejsze ekonomicznie. Bez innowacyjnych rozwiązań technologicznych za 10 czy 20 lat po prostu nie będziemy w stanie naszych zasobów wydobyć na rynkowych zasadach. W kopalniach na świecie coraz częściej pojawiają się np. samojeżdżące samochody - mówi w rozmowie z money.pl.
Ekspert zwraca uwagę, że próby stworzenia "inteligentnej kopalni" w Polsce prowadzi jedynie KGHM. - Firmy wydobywcze powinny szybko zdać sobie sprawę za znaczenia technologii i pomimo pokusy krótkowzroczności biznesowej i koncentracji na kolejnym kwartale albo roku spojrzą dalej. W horyzoncie 5, 10 czy ponad 20 lat powinny konsekwentnie inwestować w innowacyjność - tłumaczy Zając.
Zobacz też: * *Innowacyjne firmy na ostrym zakręcie