"Ministerstwo gospodarki zrewidowało wcześniejsze oświadczenie (...)" – donosi niemiecki dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung". "Po południu ministerstwo przekazało, że w rzeczywistości nie ma nowego stanowiska w tej sprawie" – czytamy.
Chodziło o wypowiedź rzeczniczki resortu dla gazety "Handelsblatt". Stwierdziła ona, że Berlin dostał obietnicę, że projekty gazociągowe nie będą objęte sankcjami. Miał to być wynik rozmów z Amerykanami.
Kwestia restrykcji dla firm pracujących przy Nord Stream 2 nie jest nowa. Już w marcu o takiej możliwości mówiła rzeczniczka amerykańskiego Departamentu Stany Heather Nauert.- Stany Zjednoczone są przeciwne budowie Nord Stream 2 - powiedziała wtedy. I ostrzegła, że firmy uczestniczące w projekcie narażają się na amerykańskie sankcje.
Ostrzeżenie te powtórzyła w maju w Berlinie Sandra Oudkirk z Biura ds. Zasobów Energii Departamentu Stanu USA. Podkreśliła wtedy, że Waszyngton z zadowoleniem przyjąłby upadek koncepcji Nord Stream 2. Zdaniem Amerykanów zwiększyłby on "szkodliwe wpływy" Rosjan w Europie.
Oudkirk zauważyła, że rurociąg jest wymierzony w Ukrainę, która straci przychody z tytułu bycia krajem tranzytowym dla rosyjskiego gazu. Sama inwestycja zaś może, wg. niej, umożliwić Rosjanom instalację aparatury szpiegowskiej na Bałtyku.
W dwa tygodnie po wizycie Oudkirk w Berlinie dziennik "Wall Street Journal", powołując się na anonimowe wypowiedz z Białego Domu, napisał, że USA w zamian za rezygnację z Nord Stream 2 zaproponowały negocjacje nowego układu handlowego z USA.
Nord Stream 2 to wspólne przedsięwzięcie rosyjsko-niemieckie. To druga nitka gazociągu na Bałtyku, po uruchomionym w 2011 r. Nord Stream 1. Po wybudowaniu ma nim przebiegać 110 mld m3 gazu. Inwestycji sprzeciwiają się jednak Polska, kraje bałtyckie, Ukraina a także Szwecja. Kraje te zwracają uwagę, że gazociąg zwiększy uzależnienie Europy od dostaw rosyjskiego gazu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl