Trudne negocjacje koalicyjne, które rozpoczęły się w Niemczech, mogą ostatecznie pogrzebać projekt budowy gazociągu omijającego Polskę. Jeżeli Angeli Merkel uda się sformować rząd bez udziału socjaldemokratów, Putin może się pożegnać z budową Nord Stream 2.
U naszego zachodniego sąsiada do negocjacyjnego stołu zasiadają przedstawiciele chadeków (CDU/ CSU) z liberałami (FDP) i Zielonymi. Analitycy i obserwatorzy tamtejszego życia politycznego nie pozostawiają złudzeń - rozmowy będą trudne - formowanie nowego rządu może zająć nawet kilka miesięcy.
Sprawę utrudniają żądania, które pojawiają się już na samym starcie. FDP z miejsca sprzeciwia się by np. Ministerstwo Finansów oddać w rządzie politykowi CDU (partia Merkel). Zieloni też nie będą łatwym partnerem. Nie wyobrażają sobie na tym stanowisku kogoś z FDP.
Warto jednak zdawać sobie sprawę, że scenariusz, w którym jednak uda się utworzyć rząd bez socjaldemokratów, oznaczać może koniec niebezpiecznego dla Polski projektu Nord Stream 2. Wszystko dlatego, że Niemcy przestaliby go bronić w Brukseli, a ostatecznie mogliby się nawet z niego wycofać.
Transfer kanclerza do biznesu
- Miałoby to zdecydowany wpływ na przyszłość tego rurociągu popieranego przez SPD. Przecież polityk tej partii i były kanclerz Schroeder objął nawet kierowniczą funkcję w tym projekcie. Co jest już patologią rzadko spotykaną w Europie i świecie - mówi money.pl Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki.
Jak dodaje, wprawdzie kanclerz Merkel ciągle powtarza, że to tylko interes, to jednak nikt nie ma wątpliwości, że jest inaczej.
- Europa powinna zacząć myśleć o tym, co działo się przez lata na Ukrainie, w Gruzji, Polsce. Rosjanie twardo zawłaszczają rynki gazowe. Dlatego nie powinni mieć możliwości budowy tego rurociągu na specjalnych warunkach, a tak się przecież dzieje - dodaje Steinhoff.
Wszystko już niedługo może się jednak zmienić. Nie tylko za sprawą decyzji Brukseli, ale i niemieckich wyborów. Ewentualne konsekwencje budowy nowej koalicji w Niemczech ocenia bowiem Krzysztof Księżopolski ekspert bezpieczeństwa ekonomicznego z SGH.
- Wszystko zależy od tego jak się podzielą tą władzą. Generalnie jednak Merkel będzie miała już poważny problem, by mówić przy tej koalicji o Nord Stream 2 jak o czysto biznesowym projekcie. Gazociąg może być ofiarą tej koalicji, choć to nie jest temat, który najbardziej dzieli jej polityków - zauważa ekspert.
W jego ocenie najważniejsze dla nas jest to, że Zieloni są zdecydowanie przeciwni budowie. Nie chodzi tylko o tych zasiadających w Bundestagu, ale też i tych w PE.
- FDP też nie jest zwolennikiem tego projektu, ale nie nazwałbym tego sprzeciwem. Powiedzmy, że podchodzą do niego z rezerwą. Jednak to co najistotniejsze już się dokonało. Doszło do zmiany percepcji na tą, która jest nam bliska - mówi Krzysztof Księżopolski.
Lepiej późno niż wcale
KE i państwa członkowskie UE wreszcie dostrzegły, w ocenie eksperta, jak Rosja gra gazem na arenie międzynarodowej. Polscy politycy mówili o tym od dawna, jednak nikt ich nie słuchał. Teraz jednak już to najwyraźniej w Europie zrozumieli i to dla nas bardzo dobra wiadomość.
Jakie mogą być konsekwencje tej zmiany percepcji, widać już bardzo wyraźnie po sygnałach płynących z Brukseli. Pod koniec listopada Komisja Europejska ma przedstawić rewizję dyrektywy gazowej, tak, aby unijne regulacje z trzeciego pakietu energetycznego, w pełni obejmowały takie projekty, jak Nord Stream 2.
Nowe wymogi dotyczyłyby wszystkich projektów uruchamianych od 1 stycznia 2018 r. i mogłyby sprawić, że budowa nowej nitki jest w ogóle nieopłacalna.
Decyzja KE musi być jeszcze poparta przez większość posłów Parlamentu Europejskiego i rządów państw UE. Jeśli tak się jednak stanie, skończy się specjalne traktowanie tego projektu, o którym mówił Steinhoff.
- Decyzja którą podejmie KE obejmując prawem unijnym gazociągi podmorskie czyli Nord Stream 1 i Nord Stream 2 w znaczącym stopniu zimniejszy motywacje dostawców rosyjskich do budowy tego gazociągu - mówi były wicepremier.
Rosjanie czują co się święci
Już teraz pisze o tym rosyjska prasa. Czwartkowy rosyjski dziennik "Wiedomosti" jasno daje do zrozumienia, że przepisy unijnego trzeciego pakietu energetycznego, są dla projektu największym zagrożeniem.
Gazeta swoją tezę podpiera opinią eksperta rynku energetycznego. Michaił Krutichin z RusEnergy przekonuje, że przepisy nakazujące przekazanie rurociągu niezależnemu operatorowi pozbawiłoby Gazprom dochodów z przesyłu gazu.
Cała przepustowość gazociągu trafiłaby też na aukcje i Gazprom nie mógłby kupić więcej niż połowy możliwości przesyłowych bez dodatkowej decyzji Komisji Europejskiej. KE najpewniej by się na to nie zgodziła, bo w ocenie byłego ministra, Europa chyba rzeczywiście zrozumiała z czym zmagaliśmy się tak długo.
- Przez wiele lat Polska płaciła rentę za brak alternatywy. Nie mieliśmy możliwości technicznych sprowadzenia gazu z innych kierunków. Teraz to się zmieniło i Rosjanie wyciągając wnioski obniżają cenę - mówi Steinhoff.
Dlatego w jego ocenie nie ma powodu żeby teraz przez Nord Stream 2 reszta Europy miała zacząć przekonywać się czym może skutkować dominująca pozycja dostawcy gazu. - Tym bardziej, że ten projekt wychodzi poza obszar prawa UE i jest dla nie jej samej szkodliwy - dodaje były wicepremier.
To koniec?
Pytanie tylko czy rzeczywiście to już koniec tej koncepcji. Przecież do tej pory też dla nikogo nie było tajemnicą, że o wiele tańsze byłoby rozbudowanie szlaków lądowych do transportu gazu. Zatem wiedza o tym, że ciągniecie rury po dnie Bałtyku ma związek z polityką, była dostępna dla wszystkich od samego początku.
- Projekt jest mocno zaawansowany, więc byłbym ostrożny z przesądzaniem o jego dalszych losach. Z rosyjskiego punktu widzenia to kluczowa inwestycja, to też sprawia, że może być kłopot, by go zatrzymać - podsumowuje Krzysztof Księżopolski.
Przypomnijmy Nord Stream 2 to projekt dwunitkowej magistrali gazowej z Rosji do Niemiec przez Morze Bałtyckie o mocy przesyłowej 55 mld metrów sześciennych rocznie. Gazociąg ma być gotowy do końca 2019 r. Po tym roku Rosja zamierza zrezygnować z przesyłania gazu rurociągami biegnącymi przez terytorium Ukrainy. Polska, kraje bałtyckie i Ukraina sprzeciwiają się projektowi.