Danina solidarnościowa, opłata wodna i recyklingowa, a także zniesienie limitu składki ZUS. Co je łączy? Dodatkowe pieniądze nie trafią do budżetu. Rząd jak ognia używa słowa "podatki", ale w praktyce mamy do czynienia ze zwiększeniem fiskalizmu.
Rząd PiS obiecał, że podatków ani nie podniesie, ani nie wprowadzi nowych i słowa dotrzymuje. Znalazł na to sprytny sposób - nowych podatków nie nazywa podatkami, a pochodzące z nich pieniądze nie zasilają budżetu, lecz trafiają do funduszy celowych.
Najnowszy przykład? Danina solidarnościowa to w praktyce trzeci prób podatkowy o stawce 36 proc. od dochodów przekraczających milion złotych rocznie. Różnica wobec PIT polega głównie na tym, że planowane 1,1 mld zł wpływów popłynie do nowego Solidarnościowego Funduszu Wsparcia Osób Niepełnosprawnych.
Podatek solidarnościowy, opłata emisyjna i zniesienie limitu składek do ZUS, jeśli wejdą w życie, przyniosą w sumie 8,4 mld zł.
- Większość danin dodatkowo podniesie opodatkowanie nakładane na wynagrodzenia od pracy - komentuje dla dziennika Aleksander Łaszek, główny ekonomista Fundacji FOR.
- Wprowadzanie opłat i danin przeznaczonych na realizację wskazanego celu pozwala łatwiej odeprzeć ewentualne zarzuty, że rząd wbrew swoim zapowiedziom podnosi podatki - mówi "Rzeczpospolitej" Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Pracodawców RP.
Aleksander Łaszek dodaje, że choć widać tego w dochodach podatkowych, fiskalizm państwa rośnie. Zwraca uwagę, że znaczna część nowych danin obciąża wynagrodzenia za pracę, co zniechęca do pracy i pogarsza perspektywy rozwojowe Polski.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl