Nowoczesna krytykuje przyznanie podwyżek wynagrodzeń dla pracowników kancelarii premiera. Rozporządzenie dot. podwyżek w KPRM jest wprowadzane po cichu, tylnymi drzwiami w czasie, gdy Polscy są zajęci innymi sprawami - podkreślił we wtorek poseł Adam Szłapka (N).
Poseł zaapelował też do premier Beaty Szydło o wyjaśnienia, czy to początek serii podwyżek.
- To nie są podwyżki, lecz aktualizacja przepisów, które od kilkunastu lat nie były zmieniane - powiedział PAP rzecznik rządu Rafał Bochenek.
Chodzi o rozporządzenie dotyczące zasad wynagradzania pracowników Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, które zakłada podwyżki dla asystentów i sekretarzy: premiera, wicepremiera, ministra, szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, sekretarza stanu, podsekretarza stanu, dyrektora generalnego, dyrektora biura, departamentu. Rozporządzenie zostało opublikowane w Dzienniku Ustaw w piątek i ma wejść w życie po 14 dniach.
Po zmianach przedział kwot wynagrodzenia zasadniczego dla asystentów ma wynieść: 2,5-6,56 tys. zł, a dla sekretarzy: 2-5 tys. zł. Obecnie pensja dla asystenta wynosi około 3 tys. zł, a sekretarza około 1,3-1,9 tys. zł. W uzasadnieniu rozporządzenia zapisano, że stawki wynagrodzenia dla tych stanowisk zostały ustalone w 1998 r. i od tego czasu nie były zmieniane.
Jak wynika z uzasadnienia rozporządzenie, podwyżki w chwili obecnej dotyczą około 20 osób. Podkreślono też, że "wzrost wynagrodzeń nie spowoduje dodatkowych skutków finansowych dla budżetu państwa. Będzie on sfinansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach limitu wydatków na wynagrodzenia".
W ocenie Szłapki rozporządzenie dotyczące podwyżek jest wprowadzane tylnymi drzwiami, w czasie gdy Polscy zajęci są świętowaniem. - Jest wprowadzane, gdy Polacy są na wakacjach, w długi weekend, gdy Polacy świętują Święto Wojska Polskiego i trwa olimpiada w Rio de Janeiro. To typowe rozporządzenie wprowadzane pod osłoną święta, tylnymi drzwiami - podkreślił poseł na konferencji prasowej w Sejmie.
Szłapka zaapelował do premier Beaty Szydło, "by powiedziała Polakom wprost, czy to początek serii podwyżek dla urzędników". - Czy jest to początek bizantyzacji polskiej administracji, czy będą kolejne tego typu rozporządzenia w innych ministerstwach, które będą też wprowadzały podwyżki dla urzędników o ponad 100 proc. - pytał Szłapka.
Zastanawiał się też, czy rozporządzenie jest wprowadzaniem tylnymi drzwiami ustawy PiS dotyczącej podwyżek, której nie udało się uchwalić przed wakacjami w Sejmie. - Oczekujemy, że premier Beata Szydło wyjaśni, czy to rozporządzenie, to jest incydentalny przypadek podwyżek o 110 proc., czy jest to początek cyklu podwyżek w całej administracji rządowej - mówił poseł.
Jak dodał, w ocenie Nowoczesnej w pierwszej kolejności należy odchudzić administrację rządową, która jest "rozbuchana", a dopiero potem, gdy zostaną wprowadzone oszczędności, "mogą być wprowadzone podwyżki dla profesjonalnych urzędników".
Rzecznik rządu Rafał Bochenek odnosząc się do zarzutów Nowoczesnej podkreślił, że "to nie są podwyżki, lecz aktualizacja przepisów, które od kilkunastu lat nie były zmieniane i dostosowanie ich do ustawy regulującej zasady minimalnego wynagrodzenia".
- My wprowadzamy oszczędności, o czym świadczą chociażby zmiany w przepisach określających wynagrodzenia prezesów i członków zarządów spółek Skarbu Państwa - dodał Bochenek.
Rzecznik rządu zapewnił, że zmiany w rozporządzeniu nie będą generować nowych kosztów dla budżetu i nie spowodują zwiększenia funduszu wynagrodzeń. - Nie jest tak, że pracownicy kancelarii automatycznie dostaną podwyżki, ponieważ ich wynagrodzenia wynikają z indywidualnie zawieranych umów o pracę - podkreślił.
W lipcu klub PiS przygotował projekt, który przewidywał, że wynagrodzenia osób zajmujących kierownicze stanowiska w państwie będą uzależnione od sytuacji gospodarczej. Propozycja oznaczała podwyżki wynagrodzeń dla prezydenta, premiera, ministrów, wiceministrów, wojewodów, szefa NBP, prezesa NIK i NBP, a także posłów i senatorów. Projekt zakładał też wprowadzenie wynagrodzenia dla pierwszej damy w wysokości 55 proc. wynagrodzenia prezydenta. Ostatecznie klub PiS wycofał projekt, zapowiadając, że złoży nowy ograniczający podwyżki; podwyżki nie miały obejmować wynagrodzeń dla posłów i senatorów.
Do Sejmu trafił on jeszcze tego samego dnia. Przewidywał, że na wynagrodzenie osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe będzie się składać, oprócz wynagrodzenia zasadniczego i dodatku funkcyjnego, także dodatek wyrównawczy. W projekcie ponowiono propozycje dotyczące wprowadzenia wynagrodzenia dla małżonki prezydenta w wysokości 55 proc. uposażenia głowy państwa. Zapisano w nim ponadto, że zarówno byłemu prezydentowi, jak i jego małżonce, przysługuje dożywotnio miesięczne uposażenie w wysokości odpowiadającej 75 proc. kwoty wynagrodzenia pobieranego w czasie sprawowania urzędu.
Jednak następnego dnia podczas posiedzenia sejmowej komisji finansów, na którym miało odbyć się pierwsze czytanie tego projektu, szef komisji Jacek Sasin (PiS) zgłosił wniosek, by zdjąć ten punkt z porządku obrad, gdyż - jak poinformował - posłowie PiS przygotowują poprawki do projektu. Ostatecznie szef klubu Prawa i Sprawiedliwości, wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki poinformował, że projekty klubu PiS dotyczące podwyżek wynagrodzeń zostały wycofane z Sejmu.
Prezes partii Jarosław Kaczyński pytany tego dnia o losy projektów PiS w sprawie podwyżek powiedział, że sprawa ta "została zamknięta". Dopytywany, czy będzie nowy projekt, dodał, że "będzie nowy projekt, ale zupełnie inny, nie dotyczący posłów".