Rząd opowiedział się jednogłośnie za obniżeniem wieku emerytalnego zgodnie z propozycją prezydenta Andrzeja Dudy - poinformował w Sejmie rzecznik PiS Rafał Bochenek. Projekt zakłada możliwość przechodzenia na emeryturę w wieku 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn. Najwcześniej wejdzie on w życie 1 października 2017 roku.
Według Bochenka jest to związane z koniecznością dostosowania infrastruktury technicznej w ZUS, przeszkoleniem pracowników i przygotowaniem systemu.
Rzecznik PiS pytany, co z propozycją powiązania obniżonego wieku ze stażem pracy, rzecznik rządu mówił, że "owszem, takie argumenty pojawiały się w debacie publicznej, aczkolwiek nie znalazły odzwierciedlenia w treści stanowiska, które dzisiaj zostało przyjęte na posiedzeniu Rady Ministrów".
Dopytywany, czy budżet będzie stać na nowe rozwiązania, odpowiedział: - Tak, oczywiście. Rząd pani premier Beaty Szydło jest gabinetem odpowiedzialnym, w związku z tym przeprowadzenie także tej reformy, do której zobowiązaliśmy się przed Polakami, będzie zagwarantowane.
- Będą na to finanse, są na to pieniądze. Robimy wszystko, aby m.in. uszczelnić system podatkowy, ściąganie podatku VAT - powiedział. Według niego uszczelnianie przynosi pierwsze efekty już w tym roku. - Mamy pewne nadwykonanie, jeśli chodzi o ściąganie i pobór podatków, m.in. podatku VAT, na poziomie 4 mld zł. Myślę, że to będzie się zwiększało - podkreślił.
Stanowisko wobec prezydenckiego projektu ustawy obniżającego wiek emerytalny znajdowało się w agendzie rządu już kilkukrotnie, za każdym razem jednak w ostatniej chwili "spadało" z porządku obrad. We wtorek odwrotu już jednak nie było - gabinet Beaty Szydło zajął się ustawą autorstwa Andrzeja Dudy i zaopiniował ją pozytywnie. Teraz projekt ponownie trafi pod obrady Sejmu, gdzie w grudniu odbyło się jego pierwsze czytanie.
Decyzja rządu nie jest jednak niespodzianką. Premier zaznaczyła w ubiegłym tygodniu, że "na stole" jest przede wszystkim projekt ustawy, którą przygotował prezydent i projekt jest w Sejmie. - Komitet Stały przygotował opinię - to jest pozytywna opinia oceniająca ten projekt ustawy. Natomiast musi w tej chwili jeszcze tę opinię przyjąć Rada Ministrów - przypomniała w zeszły wtorek.
Wątpliwości miał jednak resort finansów. Ministerstwo zaproponowało bowiem, by przejście na emeryturę w wieku 65 i 60 lat uzależnić dodatkowo od stażu pracy. Ten staż miałby wynosić 40 lat dla mężczyzn i 35 dla kobiet. Resort kierowany przez ministra Pawła Szałamachę tłumaczył, że chodzi o zrównoważenie interesów społecznych, gospodarczych i finansowych. Dopiero te dwa warunki miałyby zezwolić pracownikom na przejście na emeryturę.
- Ja jestem wysokim urzędnikiem państwowym. Nie funkcjonuję przez wypowiadanie się w artykułach prasowych, a przez działanie, takie jak projekty ustaw czy decyzje personalne. To teksty realizują konkretną agendę polityczną, to nie jest przekazywanie informacji - powiedział we wtorek Paweł Szałamacha pytany o tę kwestię.
Dodał, że w jego opinii rzeczywiście staż pracy pozwala na wypracowanie większego kapitału emerytalnego. Szałamacha dopytywany na konferencji prasowej przed posiedzeniem rządu o to, czy to on stoi za opóźnieniem prac rządowych nad obniżeniem wieku emerytalnego, uchylił się od odpowiedzi.
Szałamasze wtórują dwaj wicepremierzy - Jarosław Gowin i Mateusz Morawiecki. - Nie komentujemy sprawy - przekazało nam biuro prasowe Jarosława Gowina. Wicepremier i minister nauki i szkolnictwa wyższego w każdym wywiadzie podkreśla, że on i jego ugrupowanie Polska Razem jest przeciwne obniżeniu wieku emerytalnego.
Także Mateusz Morawiecki przeciągał obniżenie wieku emerytalnego oraz zaznaczał, że jest to bardzo kosztowne rozwiązanie. W maju w wywiadach podkreślał, że jest kilka możliwych scenariuszy i każdy ma policzone koszty.
- Dla ludzi, którzy skończyli 60 lat i pracowali przez 40 lat fizycznie, to już naprawdę wystarczy. Dla tych, którzy fizycznie aż tak bardzo ciężko nie pracowali i są gotowi pracować jeszcze parę lat, żeby ta emerytura była wyższa albo dlatego, że chcą pracować, będą bodźce, żeby pozostali na rynku pracy - mówił w TVN24.
Resort pracy popiera obniżkę
Związki zawodowe postulowały natomiast, by już sam odpowiednio długi staż pracy pozwalał przejść na emeryturę nawet przed ukończeniem 65 czy 60 lat. Chcą, by mężczyzna mógł przejść na emeryturę po 40 latach okresów składkowych, a kobieta po 35 latach okresów składkowych.
Minister rodziny i pracy Elżbieta Rafalska przyznawała przed posiedzeniem rządu, że uwagi ministra finansów zostaną przedyskutowane. - Będziemy się przekonywać, są tutaj rozbieżności - zaznaczyła.
Oceniała jednak, że przywrócony zostanie wiek emerytalny 60-65. Zaznaczyła jednak, że ostateczny kształt ustawy będzie zależał od posłów, bo w sejmowej podkomisji trwają nad nim prace. - W jakiej będzie ostatecznej wersji, zobaczymy, bo czekamy na drugie czytanie. W stanowisku rządowym mówimy o przywróceniu wieku emerytalnego, jak w projekcie prezydenta Andrzeja Dudy - przypomniała.
Rafalska pytana o stanowisko resortu finansów, które każe wybierać pomiędzy obniżeniem wieku emerytalnego bez warunku stażu pracy a powiązaniem wieku emerytalnego ze stażem, by były podwyżki dla budżetówki, powiedziała, że jej zdaniem nie musi być takiej zależności.
- Propozycja ministra finansów była taką propozycją zaporową, ale będziemy o niej dyskutować - dodała minister Rafalska. Przypomniała też, że budżetówka miała zamrożone wynagrodzenia przez osiem lat, a rządowi zależy na utrzymaniu tych kadr.
- Nadrobienie takiej podwyżki, uwzględniającej tylko inflację, przez te lata jest bardzo trudne, a my chcemy tę najlepsza kadrę zatrzymać w resortach - podkreśliła. - Ludzie z ministerstw odchodzą - u nas również - z powodu ofert pracy zdecydowanie lepiej wynagradzanych.
To mogło tłumaczyć podwyżki dla osób zajmujących stanowiska kierownicze, które planują połowie PiS.
Ekonomiści sceptyczni
- To bardzo zła propozycja. Wiek emerytalny może wynosić nawet 60 lat - tylko skąd wziąć na to pieniądze? To jest cała filozofia i problem systemu emerytalnego. Albo się mówi społeczeństwu, że wiek będzie niższy, ale jednocześnie emerytury będą niższe, albo mówi się, że emerytury będą godziwe, lecz potrzebujemy do tego wyższego wieku emerytalnego - mówił niedawno w money.pl prof. Marian Noga.
Ekonomista zwraca uwagę, że obecny system wyrównywania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn realnie ocenia możliwości budżetowe i demografię w najbliższych latach. W ocenie ekonomisty zmiana na pewno sprawi, że emerytury wielu osób będą drastycznie niskie.
Na inny problem uwagę zwraca Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan. - Jeżeli wiek emerytalny kobiet będzie o pięć lat niższy od wieku emerytalnego mężczyzn, to pracodawcy będą zwalniać kobiety o pięć lat wcześniej. A w rezultacie emerytury kobiet będą dwukrotnie niższe niż mężczyzn - komentuje ekspert.
- Ja uważam, że prezydent robi kobietom niedźwiedzią przysługę i przyczynia się do ekonomicznej dyskryminacji kobiet. To bardzo prosto udowodnić na przykładzie z życia firmy - pracodawca stoi przed wyborem: wysłać na kurs wart 20 tysięcy mężczyznę, który będzie pracował jeszcze 10 lat, czy kobietę, która popracuje tylko pięć lat. Niestety wybór będzie dla wielu prosty - twierdzi Jeremi Mordasewicz.
Mordasewicz zwraca uwagę, że Andrzej Duda tworzy fikcję. - W Polsce większość osób przechodzi na emeryturę w dniu otrzymania uprawnień. Zaledwie 10 procent Polaków pracuje dłużej. Mówienie o dawaniu szansy na dłuższą pracę to fikcja - tłumaczy.