Forsowana przez prezydenta obniżka wieku emerytalnego drastycznie obniży wysokość wypłacanych świadczeń. Rząd szacuje, że już w pierwszym roku obowiązywania nowych przepisów średnia emerytura będzie mniejsza o 175 zł. Za kilkanaście lat jej wysokość w stosunku do tej, którą otrzymałby emeryt na podstawie dzisiejszych przepisów, spadnie o tysiąc złotych, a za 20 lat - o 1,7 tys. zł. - Wiedzą, że wpuszczają nas w pułapkę, ale strach przed niezadowoleniem wyborców jest zbyt duży. Składanie takich obietnic okazało się zabójcze - mówi Jeremi Mordasewicz, ekspert Konfederacji Lewiatan i członek Rady Nadzorczej ZUS.
Rząd nie ma złudzeń. Finansowe skutki wnioskowanego przez prezydenta obniżenia wieku emerytalnego będą opłakane zarówno dla systemu ubezpieczeń, jak i przyszłych emerytów. Mimo to w swoim pisemnym stanowisku gabinet Beaty Szydło wnioskuje do Sejmu o przeprowadzenie zmian, które przywrócą wiek emerytalny do 65 lat dla mężczyzn i 60 lat dla kobiet. Posłowie po powrocie z parlamentarnych wakacji z pewnością zajmą się tą kwestią, jeszcze raz udowadniając, że rządząca obecnie partia dotrzymuje danego słowa.
Co to może oznaczać dla przyszłych emerytów? Dużo niższe świadczenia, których symulacje znaleźć można w omawianym stanowisku. Wyliczenia powstały na podstawie przeciętnej emerytury. I tak np., zgodnie z obecnymi przepisami, w przyszłym roku będzie to 2463 zł, a po proponowanych zmianach 2288 zł, czyli o 175 zł mniej. W 2018 r. ta różnica wynosić będzie już 239 zł. Rządowe wyliczenia robią duże wrażenie, bowiem wynika z nich, że już w 2030 r. emerytura według prezydenckiego projektu będzie niższa od tej wynikającej z reformy PO o ponad tysiąc złotych.
Za 20 lat różnica wzrośnie do prawie 1,7 tys., by w 2060 r. zbliżyć się do 2 tys. złotych na niekorzyść emerytów (aż tyle w przód sięgają szacunki rządu). Jeszcze gorzej wygląda to w szacunkach z podziałem na płeć. Wynika z nich, że za 20 lat mężczyźni ze względu na prezydencką reformę otrzymają świadczenia niższe o niecały tysiąc złotych. Kobiety w tym samym czasie stracą jednak aż 1,8 tys. zł, czyli prawie dwukrotnie więcej. Oszacowano również wpływ tej zmiany na wydatki z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Już w 2017 r. FUS wyda rocznie 9,5 mld zł więcej, a za 15 lat blisko 20 mld zł więcej niż przy reformie emerytalnej autorstwa koalicji PO-PSL.
Rząd sobie, a Morawiecki sobie
- Mam duży problem z tym dokumentem. Kiedy go analizuję, nasuwa mi się wniosek, że w żadnym wypadku nie powinniśmy obniżać wieku emerytalnego. Jednak na jego końcu czytam, że rząd popiera ten pomysł - mówi Jeremi Mordasewicz. Rzeczywiście, biorąc pod uwagę powyższe wyliczenia, dokument kończy się dość zaskakującymi wnioskami: „Uwzględniając powyższe, Rada Ministrów pozytywnie opiniuje prezydencki projekt ustawy o zmianie ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych oraz niektórych innych ustaw”.
Jednocześnie RM w swojej opinii wnosi o rozważenie przez Sejm możliwości uzupełnienia prezydenckiego projektu ustawy o modyfikację rozwiązań dotyczących łączenia dalszej aktywności zarobkowej z pobieraniem emerytury i jej wysokością, ale co do zasady nie sprzeciwia się obniżeniu wieku emerytalnego. Nowe prawo ma szansę zacząć obowiązywać już od 1 października 2017 r.
Takie stanowisko zaskoczyło eksperta Konfederacji Lewiatan, który przypomina, że w planie Morawieckiego znajdujemy zupełnie inne wnioski, które stoją w sprzeczności z tymi wynikającymi z rządowej oceny skutków tej ważnej reformy. - W strategii rozwoju swojego autorstwa wicepremier pisze przecież bardzo wyraźnie, że obniżenie wieku emerytalnego negatywnie wpłynie na zatrudnienie i inwestycje, a przecież głównym zamierzeniem tego planu jest wspieranie zatrudnienia i inwestycji. Można zatem powiedzieć że politycy są świadomi negatywnych konsekwencji, ale brną w realizacje obietnic - dodaje Mordasewicz.
W ocenie eksperta dzieje się tak dlatego, że dziś już rząd nie ma wyjścia z tej sytuacji. Spełniając obietnice wyhamuje wzrost, obniży emerytury, dochody też będą wolniej rosły, ale dotrzyma słowa i utrzyma wysoki poziom poparcia dla swoich rządów. - Rząd wie, że wpuszcza nas w pułapkę, ale strach przed niezadowoleniem wyborców jest zbyt duży. Składanie takich obietnic okazało się zabójcze - mówi Jeremi Mordasewicz.
Obietnicę tę dał w kampanii prezydenckiej Andrzej Duda i jeszcze podczas poprzedniej parlamentarnej kadencji przekazał dokument do Sejmu. Ten jednak nie zdążył się nim zająć. Obecnie Sejm, w którym PiS ma bezpieczną większość, uzbrojony dodatkowo we wspomniana opinię Rady Ministrów z całą pewnością rozpatrzy go pozytywnie. Tak jak stało się z inną ważną obietnicą, czyli działającym już programem 500+.
Wiek emerytalny podwyższany był zbyt szybko?
W dokumencie przeczytać możemy, że rzeczywiście politycy mają pełną świadomość konsekwencji odwrócenia reformy i przyznają otwarcie, że przejście na emeryturę zgodnie z projektem prezydenta „wiązać się będzie z niższą wysokością otrzymywanej emerytury, gdyż obecny algorytm świadczenia promuje jak najdłuższe pozostawanie w aktywności zawodowej”. Bronią jednak tego pomysłu stwierdzając, że podwyższenie wieku emerytalnego jest obecnie zbyt szybkie, bo średnia długość życia wydłuża się co roku o dwa miesiące. Z kolei z mocy ustawy autorstwa PO wiek emerytalny podwyższamy co rok o 4 miesiące.
- Jest tylko jeden problem. Autorzy tego uzasadnienia zapomnieli wspomnieć, że długość życia ostatnio szybko się wydłuża, a nie było żadnych zmian w wieku emerytalnym od 80 lat. Teraz po prostu musimy nadrobić zaległości - mówi Mordasewicz.
Na drugiej stronie dowiesz się, jak wielu Polaków decyduje się przejść na emeryturę zaraz po osiągnięciu określonego wieku i jak argumentuje tę decyzję
Ekspert przekonuje również, że inny ważnym błędem jest różny wiek emerytalny kobiet i mężczyzn. Konfederacja Lewiatan w ramach konsultacji zwracała uwagę rządzącym, że o ile wiek mężczyzn (65 lat) jest w średniej europejskiej, to 60 lat kobiet jest najniższym wiekiem emerytalnym w Europie, a kobiety statystycznie żyją dłużej. - Jak wynika z badań, po osiągnięciu tego wieku mają przed sobą jeszcze 24 lata życia. Oznacza to, że blisko jedną trzecią życia spędzą na emeryturze, która po prostu ze względu na ten stosunek lat pracy do długości pobierania świadczenia musi być niska - mówi Mordasewicz.
Chodzi o to, żeby Polacy mieli wybór?
W debacie na temat obniżenia wieku emerytalnego rządzący często używają argumentu związanego z wolnością wyboru. Zarówno prezydent, jak i premier Beata Szydło wielokrotnie podkreślali, że nie chodzi o to, by wysyłać rodaków na wcześniejszą emeryturę, ale by nie skazywać ich na pracę do późnej starości, którą można spożytkować opiekując się np. schorowanym małżonkiem czy wnukami. Argumenty te pojawiają się również w rządowym stanowisku: „Przedstawiony przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej projekt ustawy opiera się na założeniu, iż decyzja o momencie zakończenia okresu aktywności zawodowej powinna być w większym stopniu pozostawiona samemu ubezpieczonemu, co pozwoli uwzględnić mu jego indywidualną sytuację”.
- Jeżeli uznalibyśmy słuszność tej argumentacji, to można jeszcze obniżyć wiek emerytalny do 50, a może i 40 lat, również czyniąc to w imię poszanowania wolności wyboru. Jednak w ten sposób można też w ogóle zlikwidować obowiązek płacenia składek na ubezpieczenie społeczne, a to droga donikąd - uważa Jeremi Mordasewicz, który przekonuje, że Polacy w olbrzymiej większości przechodzą na emerytury, bo mogą, a nie dlatego, że analizują swoją sytuację.
Mają to potwierdzać analizy GUS, z których wynika, że ponad 90 proc. naszych rodaków po osiągnięciu odpowiedniego wieku od razu przechodzi na emeryturę. Badania pokazały też, że tylko 3 proc. robi tak dlatego, że musi opiekować się chorym bądź niepełnosprawnym członkiem rodziny.
- Podobnie jest z brakiem możliwości znalezienia pracy. Tylko 3 proc. ankietowanych mężczyzn i 4 proc. kobiet odpowiedziało, że swoją decyzję podjęło dlatego, że nie może znaleźć bądź utrzymać zatrudnienia. Przyczyny rodzinne wskazał 1 proc. mężczyzn i 3 proc. kobiet. Obniżenie wieku emerytalnego nie zmieni tych postaw - przekonuje Mordasewicz.
Zobacz także: Domy spokojnej starości to nowy hit inwestycyjny w Polsce