W sytuacji pogłębiającego się kryzysu gospodarczego w Europie obniżenie wieku emerytalnego być może warto przełożyć na jesień 2018 r. OFE w obecnym kształcie straciły rację bytu, jednak nie możemy pozostałych tam 150 mld zł przejeść - mówi Jarosław Gowin, wicepremier i minister nauki i szkolnictwa wyższego.
Jak dodaje wicepremier, w ciągu ostatniego roku jego resortowi udało się rozpocząć radykalne ograniczanie biurokracji na uczelniach, zainicjować debatę w środowisku akademickim na temat docelowego modelu szkolnictwa wyższego i nauki oraz przyjąć ustawę o innowacyjności. Za największy sukces rządu uznaje uruchomienie programu 500+ i zainicjowanie programu Mieszkanie+. Gowin oczekuje też przyspieszenia wdrażania tzw. "planu Morawieckiego".
PAP: Jak ocenia pan tempo realizacji reform gospodarczych w Polsce?
Jarosław Gowin: Wielokrotnie powtarzałem, także przy okazji rekonstrukcji rządu, że koniecznie jest przyspieszenie. Aby to przyspieszenie było możliwe, niezbędne było zwiększenie kompetencji wicepremiera Morawieckiego i powołanie Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów. Jeszcze przed kampanią wyborczą nasza koalicja zapowiadała powołanie takiego komitetu i scentralizowanie decyzji w sprawach gospodarczych w rękach ministra rozwoju. Jestem przekonany, że wicepremier Morawiecki będzie potrafił wykorzystać tę wielką szansę.
W przypadku poprzednich polskich rządów minister finansów dbał o dyscyplinę fiskalną, a z drugiej strony inni ministrowie chcieli uzyskać więcej środków budżetowych na realizację swoich celów. Czy połączenie resortów rozwoju i finansów nie spowoduje konfliktu interesów?
Nie nazwałbym tego konfliktem interesów, tylko innym rozłożeniem akcentów. Ministerstwo Finansów z definicji akcentuje przede wszystkim kwestie równowagi budżetowej, natomiast ministerstwa odpowiedzialne za gospodarkę kładą nacisk na rozwój i inwestycje. Do tej pory, przez 26 lat było tak, że resortem wiodącym w sprawach gospodarczych było Ministerstwo Finansów. To nie było dobre. Można to porównać do sytuacji, w której stery decyzji w firmie są w rękach głównego księgowego.
Każda firma potrzebuje dobrego głównego księgowego, ale nie znam firmy, w której decyzje podejmowałby główny księgowy, a która dobrze by się rozwijała. Decyzje księgowego muszą bowiem być podporządkowane strategii rozwojowej firmy. Tym "menedżerem rządu" w naszych zamiarach od początku miał być minister rozwoju. Oczywiście w przypadku tej unii personalnej między Ministerstwem Rozwoju i Finansów nie jest przesądzone, czy będzie ona trwała, czy też przejściowa, ale na pewno pozwoli ułożyć właściwe relacje między tymi dwoma resortami. Te relacje mają polegać na tym, że rolę decydującą powinno odgrywać Ministerstwo Rozwoju.
Czy wiek emerytalny powinien zostać obniżony w drugiej połowie 2017 r.?
Nie należę do entuzjastów obniżania wieku emerytalnego, ale od początku był to element naszych zapowiedzi wyborczych, więc zostanie on obniżony. Pytanie, czy to powinno dokonać się już jesienią 2017 r., czy też - w sytuacji pogłębiającego się kryzysu gospodarczego w Europie - nie warto przesunąć tego terminu o pół roku, czy nawet rok, na jesień 2018 r. Osobną sprawą jest pytanie, czy należy poprzestać na zwykłym przywróceniu starych przepisów, czy też wprowadzić dodatkowe zachęty, żeby Polakom opłacało się pracować dłużej, a także pewne ograniczenia związane z minimalnym stażem pracy.
Od początku popierałem propozycje ówczesnego ministra finansów Pawła Szałamachy i wicepremiera Morawieckiego, aby wysokość tego stażu pracy była na innym poziomie niż obecnie, żeby to było np. 35 lat dla kobiet i 40 lat dla mężczyzn. Proste obniżenie wieku emerytalnego w połączeniu z niżem demograficznym doprowadziłoby do odejścia z rynku pracy w ciągu 5 lat ok. 1,5 mln osób, a więc 10 proc. To na pewno odbiłoby się negatywnie na tempie wzrostu polskiej gospodarki.
Czy dobrze się stało się, że rząd wycofał się z negocjacji na zakup śmigłowców Caracal?
Sceptycznie odnosiłem od tego kontraktu już bezpośrednio po jego podpisaniu. Nawet prowadziłem na ten temat publiczną polemikę z byłym ministrem obrony Tomaszem Siemoniakiem. Nasz rząd podszedł bardzo odpowiedzialnie do umowy zawartej przez naszych poprzedników. Podjęliśmy negocjacje offsetowe z Francuzami i umowa została anulowana dopiero w momencie, gdy okazało się, że oferty offsetowe z punktu widzenia polskiej gospodarki są nieatrakcyjne.
Oczywiście mieliśmy świadomość, że fiasko rozmów nie zostanie przyjęte przez rząd francuski z entuzjazmem. Jednak od początku twierdziłem też, że jeśli na terenie Polski działają dwa nowoczesne zakłady produkujące helikoptery, rzeczą naturalną byłoby, żeby ten kontrakt został przekazany chociaż jednemu z nich. Dziś ta sprawa jest otwarta, niczego nie możemy przesądzać, o wszystkim musi przesądzić bilans korzyści.
Premier Beata Szydło zapowiedziała w swoim expose, że w Polsce potrzebna jest duża debata nad systemem emerytalnym. Platforma Obywatelska przeprowadziła dwie reformy, a w OFE pozostało 150 mld zł w akcjach. Czy pana zdaniem te środki powinny trafić do ZUS i w ten sposób należy dokończyć zmiany w systemie emerytalnym?
Byłem zdecydowanym krytykiem działań podjętych przez Donalda Tuska i Jacka Rostowskiego, które zniszczyły ten dodatkowy filar emerytalny. Jednak po skoku tysiąclecia, czyli nacjonalizacji 150 mld zł z prywatnych oszczędności przez rząd PO i PSL, OFE w mojej ocenie straciły rację bytu. Nie chodzi o to, żeby pozostałe 150 mld zł przekazywać do ZUS, chodzi raczej o to, żeby uczynić z tych pieniędzy zalążek przyszłego systemu emerytalnego.
Uważam, że - pewnie nie w tej kadencji, ale następnej - czeka nas poważna debata o tym, jak ten system emerytalny ma wyglądać. Osobiście jestem zwolennikiem koncepcji emerytur obywatelskich. Polega ona na tym, że państwo gwarantuje wszystkim równy, minimalny poziom emerytury, natomiast jeśli ktoś chciałby otrzymywać wyższą emeryturę, to musiałby się ubezpieczać. Takie rozwiązanie obejmowałoby tylko te osoby, które dopiero w przyszłości w ten system emerytalny wejdą. W odniesieniu do osób, które już są w tym systemie, obowiązuje zasada praw nabytych.
Czy nie obawia się pan, że w rządzie pojawi się pokusa sięgnięcia po te środki z OFE? Program 500+ będzie wymagał dużych nakładów finansowych, a w Europie - jak pan wspomniał - mamy do czynienia z kryzysem.
Dziś te pieniądze nie pracują ani na wyższe emerytury, ani na rozwój gospodarczy. Tutaj potrzebna będzie strategiczna decyzja. Na pewno nie możemy tych 150 mld zł przejeść, bo byłoby to rozwiązanie szkodliwe z punktu widzenia przyszłych emerytów.
KE zakwestionowała wprowadzony przez rząd podatek handlowy. Czy rząd popełnił błąd, wprowadzając podatek w takiej formie? Czy rząd będzie bronić tego rozwiązania?
Komisja Europejska niestety w tej sprawie działała w interesie dużych, międzynarodowych korporacji i zakwestionowała przede wszystkim progresywny charakter tego podatku. W tej chwili w Ministerstwie Finansów trwają analizy dotyczące korzyści utrzymania podatku handlowego, ale o charakterze nieprogresywnym. Myślę, że do końca roku będzie jasne, czy podatek handlowy zostanie utrzymany, a jeśli tak, to w jakiej wersji.
Jak pan ocenia założenia programu Mieszkanie+?
Jestem gorącym entuzjastą tego programu. Jego autorem jest zresztą mój bliski współpracownik z czasów, kiedy byłem ministrem sprawiedliwości - Mirosław Barszcz - prawdziwy wizjoner. Uważam, że ten program może z jednej strony zniwelować ogromny społeczny problem, jakim jest brak dostępu do mieszkań, zwłaszcza dla młodych rodzin. Z drugiej strony może być kołem zamachowym rozwoju gospodarczego.
Wielu ekspertów podkreśla, że budżet na przyszły rok będzie trudniejszy niż tegoroczny, wobec tego na jaki wzrost gospodarczy w przyszłym roku liczy rząd?
Myślę, że w przyszłym roku zaobserwujemy wyższe tempo rozwoju gospodarczego. Chcielibyśmy, żeby to tempo zbliżyło się do 4 proc. Liczę też na znaczące efekty działań ograniczających karuzelę VAT-owską, czyli okradanie polskiego społeczeństwa. Skala tych strat szacowana jest przez Komisję Europejską czy inne instytucje międzynarodowe na 50-80 mld zł. Nawet ograniczenie o 10 proc. skali wyłudzeń VAT-owskich przyniosłoby duże wpływy do budżetu i jestem pewien, że wicepremierowi Morawieckiemu to się uda.
Chce pan, by w najbliższych latach nakłady na badania i rozwój zostały znacząco zwiększone. Jakie ma to przynieść efekty?
Po pierwsze, chciałbym doprowadzić do tego, żeby w ciągu tych kilku lat nakłady na badania i rozwój wzrosły do poziomu 1,7 proc. PKB. To wymaga zwiększenia nakładów nie tylko budżetowych, ale dużo większego zaangażowania ze strony firm, zarówno sektora prywatnego, jak i dużych spółek Skarbu Państwa.
Dzięki ustawie o innowacyjności, która została niedawno przyjęta bez poprawek przez Sejm i mam nadzieję, że w tym tygodniu zostanie przyjęta także przez Senat, firmy zyskają silną zachętę podatkową do tego, żeby inwestować w badania i rozwój. Musimy też zdecydowanie zwiększyć innowacyjność gospodarki. Na bieżąco współpracuję z Ministerstwem Rozwoju, aby inwestować w te obszary badań naukowych, które są skorelowane z obszarami gospodarczymi wskazywanymi przez wicepremiera Morawieckiego jako priorytetowe. Przykładem mogą być badania dotyczące elektromobilności.
Mija rok od powstania rządu. Jakie są jego sukcesy, a jakie porażki?
Największym problemem było zbyt wolne rozkręcanie się działań związanych z planem na rzecz odpowiedzialnego rozwoju, a przyczyną była niewydolna struktura rządowa, czyli brak Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów. Ten strukturalny problem już rozwiązaliśmy. Oczekuję przyspieszenia działań "planu Morawieckiego".
Natomiast nie powiem nic oryginalnego, jeśli wskażę na największe sukcesy. To z pewnością uruchomienie programu 500 Plus, to zainicjowanie programu mieszkaniowego. W obszarze, za który ja odpowiadam, to rozpoczęcie radykalnego ograniczenia biurokracji na uczelniach, zainicjowanie szerokiej debaty w środowisku akademickim ma temat docelowego modelu szkolnictwa wyższego i nauki, przyjęcie ustawy o innowacyjności i wreszcie rozwiązanie dwóch dużych problemów w relacjach naszych uczelni z innym krajami. Mam na myśli tzw. "habilitacje słowackie" oraz podpisanie umowy o uznawalności dyplomów z Chinami.