Duńczycy określali rozmowy jako "twarde", ale zdaniem rzecznika rządu Michała Tobera jest to określenie, które należy traktować jako komplement, bowiem oznacza ono, że ekipa rządowa "we właściwy sposób reprezentuje polski interes". Z innych źródeł można było dowiedzieć się, że atmosfera jest napięta i trudno byłoby określić ją jako przyjazną.
Z wypowiedzi rzecznika, a także z innych informacji wynika, że najważniejsze są rekompensaty budżetowe. Michał Tober nie chciał potwierdzić, że Polska żąda dla siebie miliarda euro, ale wielu dyplomatów podaje taką właśnie kwotę. Oznaczało to, że Unia musiałaby podnieść dotychczasową ofertę o mniej więcej dwa miliardy euro, bowiem automatycznie wyższe rekompensaty należałyby się także pozostałym kandydatom. Z wypowiedzi unijnych polityków wynikało, że nadzieja, że Unia wyda dodatkowo na poszerzenie 2 miliardy jest całkowicie pozbawiona podstaw.