Aivaras Abromaviczius, pochodzący z Litwy polityk, zrezygnował 3 lutego ze stanowiska ministra gospodarki, oświadczając, że podaje się do dymisji z powodu blokowania reform. Reuters podkreśla, że dymisja unaoczniła głębokie podziały w koalicji rządzącej na Ukrainie i wzbudziła obawy o zdolność władz w Kijowie do wprowadzenia zmian, dwa lata po tym, kiedy uliczne protesty obaliły prorosyjskiego prezydenta Wiktora Janukowycza.
Reuters zwraca też uwagę, że w atmosferze spekulacji na temat groźby upadku rządu gabinet premiera Arsenija Jaceniuka zorganizował w czwartek pokaz jedności. Czterech ministrów, którzy wcześniej podali się do dymisji, publicznie zmieniło zdanie.
Abromaviczius powiedział w wywiadzie dla Reutersa, że Jaceniuk i prezydent Petro Poroszenko zwrócili się i do niego, żeby powrócił do rządu, ale odmówił, mimo obietnic, że ministrowie będą chronieni przed tego rodzaju presją polityczną, jakiej - według niego - są poddawani.
- To jest kryzys zaufania, kryzys wartości. Trzeba wykorzystać tę okazję do wprowadzenia całkiem nowego zestawu ludzi, o całkowicie odmiennym sposobie myślenia - powiedział. - Wierzę, że albo jesteśmy dwa kroki od przełomu, albo dwa kroki od załamania. Reformy mogą być tylko na tyle postępowe, na ile postępowi są ludzie, którzy je wprowadzają - dodał.
Zdaniem Abromavicziusa, w idealnych warunkach ministrowie i ich zastępcy nie powinni być związani z polityką przed Majdanem na przełomie 2013 i 2014 roku, kiedy obalony został Janukowycz, pod którego rządami oligarchowie mieli ogromne wpływy polityczne.
- To była moja propozycja, drogą na skróty do postępu jest całkowicie technokratyczny rząd - powiedział Abromaviczius, rekomendując minister finansów Natalię Jaresko na urząd premiera.
Jaresko i Abromaviczius byli wśród kilkorga cudzoziemców powołanych do rządu pod koniec 2014 roku w nadziei, że ich status ludzi z zewnątrz oraz ich doświadczenie międzynarodowe pomogą Ukrainie dotrzymać obietnicy przeprowadzenia reform.
Podając się do dymisji Abromaviczius oskarżył wiceprzewodniczącego frakcji parlamentarnej prezydenckiego Bloku Petra Poroszenki i partnera biznesowego szefa państwa Ihora Kononenkę o blokowanie reform. Zarzucił mu też lobbying, mający na celu mianowanie jego ludzi na szefów państwowych przedsiębiorstw, a jednego z nich na zastępcę Abromavicziusa. Kononenko, który uważany jest za szarą eminencję w ekipie Poroszenki, odrzucił oskarżenia pod swoim adresem.
Reuters odnotowuje, że w wywiadzie Abromaviczius powstrzymał się od bezpośredniego krytykowania Poroszenki. Wezwał jednak prezydenta do odwołania Kononenki, a także innego sojusznika Poroszenki, prokuratora generalnego Wiktora Szokina.
- Przyjaźń to przyjaźń. ale polityka oraz kraj i naród są ponad wszystkim. Naprawdę żywię nadzieję, że prezydent nie będzie miał problemu z poproszeniem tych dwóch o rezygnację. Nie zaprzepaśćmy tej szansy - powiedział.
Reuters wskazuje w omówieniu wywiadu, że Ukraina obiecała reformy w zamian za miliardy dolarów pomocy finansowej z Zachodu, w tym z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Według MFW zarzuty postawione przez Abromavicziusa są powodem do zaniepokojenia.