Burmistrz Prudnika Franciszek Fejdych w rozmowie z PAP zapewnia, że w innych instalacjach składowania odpadów wzrost cen z tytułu opłaty środowiskowej wynosi 35 zł. Tymczasem Nysa żąda 70 zł.
W ocenie protestujących samorządowców zachodzi tu podejrzenie, że Nysa chce tu wykorzystać swoją monopolistyczną pozycję. Wszystko dlatego, że okoliczne władze nie mogą oddawać odpadów do innego składowiska. Stąd pomysł, by o sprawie poinformować UOKIK.
W całej sprawie chodzi o ceny przyjęcia śmieci, które obowiązują od 1 lutego w należącej do Nysy spółce gminnej EKOM. To ona zarządza Regionalną Instalacją Przetwarzania Odpadów Komunalnych w Domaszkowicach.
Problem w tym, że w 2013 roku 19 gmin podpisało porozumienie ws. dostarczania śmieci do RIPOK w Domaszkowicach. Umowa ta pozwoliła Nysie otrzymać 20 mln złotych dofinansowania na budowę.
Teraz protestujące gminy przekonują, że powinny być wcześniej informowane o zmianach cen w składowaniu odpadów, a same podwyżki mają być konsultowane ze wszystkimi stronami porozumienia.
Tak się jednak nie stało i przed miesiącem burmistrz Nysy sam podjął decyzję o podwyżce w wysokości 47 proc. dotychczasowej ceny. Potem dopiero miał zaprosić wszystkich do rozmów. Co więcej protestujący nie widza podstaw do tak znaczących podwyżek, tym bardziej, że EKOM ciągle dobrze zarabia.
O koszty przetwarzania chodzi też w innej śmieciowej aferze, o której pisaliśmy w money.pl.Z dziennikarskiego śledztwa wynika, że zamiast przerabiać u siebie, Wielka Brytania wysyła zużyty plastik za granicę - także do Polski. Problem w tym, że dociera tak zanieczyszczony, że ląduje na wysypiskach.
Dziennikarze brytyjskiej telewizji Sky przygotowali reportaż "Dirty Business", który obnaża prawdę o podejściu władz do ekologii. Wyspiarze produkują rocznie ok. 22 mln ton plastikowych odpadów. Zamiast recyklingować je wszystkie u siebie, tysiące ton śmieci wysyłają za granicę. Plastik dociera m.in. do dalekiego Hong Kongu, ale także dużo bliższej Polski.