Prokuratura w Jeleniej Górze oskarża zarządzającą składowiskiem odpadów w Bogatyni o bezprawne sprowadzanie odpadów z Niemiec. Wśród zarzutów są też te związane ze skażeniem gleby, wód gruntowych i celowym wywoływaniem pożarów składowiska. Kobiecie grozi do 10 lat więzienia.
Zarzuty obejmują okres od grudnia 2013 roku do czerwca 2015 roku, kiedy Elżbieta T. była prokurentem spółki Revita Bio sp. z o.o. i zarządzała składowiskiem w Bogatyni. Według ustaleń śledczych, wtedy właśnie z pominięciem przepisów importowała śmieci z Niemiec.
W ten sposób do Polski trafiło ponad 115 tys. ton odpadów. Wszystko też działo się również wbrew decyzjom samorządowej administracji. Potem Elżbieta T. składowała śmieci z importu bez jakiejkolwiek selekcji i zabezpieczenia. Według prokuratury, Revita Bio nawet nie symulowała, że będzie przetwarzać przywożone odpady.
Tak naprawdę na składowisku pojawiały się tylko coraz to nowsze transporty, a instalacja służąca do przeróbki odpadów, nigdy nawet nie została uruchomiona. Przez niewłaściwe składowanie śmieci zgromadzone w nich substancje toksyczne przeniknęły do gruntu i wody i doszło do ich skażenia.
Co miało się z nimi stać, skoro nie było instalacji do przeróbki? Miały po prostu pójść z dymem. Według ustaleń prokuratury składowisko tylko od marca do grudnia 2015 r. paliło się dziesięć razy.
Pozostały tylko hałdy śmieci
Bezpośrednią przyczyną większości z tych zdarzeń było podpalenie. Podejrzana nie przyznaje się do winy i nie była dotychczas karana. Za zarzucane jej przestępstwa trafić może nawet na 10 lat więzienia.
Próbowaliśmy dotrzeć do oskarżonej, ale jest nieuchwytna. Spółka też przypomina już tylko widmo, jedyną realną rzeczą pozostałą po całej aferze są tylko hałdy śmieci.
Ich uprzątniecie kosztować może nawet do 3 mln zł. Zapłacimy za to my wszyscy - podatnicy, jak zwykle w takich przypadkach bywa. Licznych przypadkach, bo importowanie śmieci ich podpalanie i późniejsze firm znikanie to nasza polska specjalność.
Jak już pisaliśmy w money.pl w kwietniu i w maju aż pięciokrotnie płonęły w Polsce składowiska z odpadami. We wszystkich pożarach z dymem poszły odpady trudne lub niemożliwe do przetworzenia i drogie w składowaniu. Branża, strażacy i policja mówią o celowych podpaleniach. Tę wersje uwiarygadniają zyski.
Chińczycy nie chcą, ale my chętnie przyjmujemy
Za tonę przywiezionych z Zachodu śmieci dostać można nawet 50 euro (215 zł). Zatem 50 tys. ton spalonych w głośnym pożarze w Zgierzu to 11 mln zł na czysto. Dlatego ten ”model biznesowy” powielany jest przez lata, jak Polska długa i szeroka.
Trudno się dziwić zresztą nieuczciwym przedsiębiorcom, że wykorzystują ewidentne luki w prawie. Oczywiście ich działanie jest naganne, ale zysk z ekonomicznego punktu widzenia jest czysty. Popiołu po odpadach się już nie przetwarza, a to właśnie dalsza ich obróbka jest najbardziej kosztowna i pracochłonna w tym biznesie.
Dlatego, jak pisalismy w money.pl, ściągamy do kraju śmieci, których nie chcą już Chińczycy, a nawet Australijczykom opłaca się wysyłać je do nas. Na spaleniu blisko miliona ton odpadów, które importujemy, zarobić można ponad 200 mln zł rocznie.
Start biznesu śmieciowego w tym przestępczym modelu też nie jest trudny. Wystarczy kawałek odwodnionego terenu, niewiążąca opinia sanepidu i zgoda władz samorządowych. Tyle trzeba, żeby na każdej tonie przyjętych śmieci zarabiać około 200 zł. Biznes byłby mniej opłacalny, gdyby trzeba było je przerabiać, ale przecież można je spalić.
- Jednym słowem instalacją może być praktycznie każdy odwodniony plac. Potem jeszcze organy samorządowe oceniają naszą zdolność do przetwarzania odpadów, ale ona jest deklaratywna. Tego się nie weryfikuje. Wystarczy postawić Zenka z widłami i już mamy instalacje do recyklingu. Dla świętego spokoju można jeszcze dorzucić jedno sito i kontener - mówiła money.pl Hanna Marliere z Green Management Group, która zajmuje się strategicznym doradztwem w gospodarce komunalnej.
Znikające firmy
Dziurawe prawo i skromne wymagania co do działających w tym biznesie sprawiają, że dość powszechną zabawą w branży jest zabawa w chowanego. Firmy bankrutują, rozwiązują się albo po prostu znikają i kto inny musi po nich posprzątać. Tak było np. w przypadku 5 tys. ton w starym magazynie w centrum Poznania.
Na nic przyszło nakładanie grzywien na firmę, która zgromadziła śmieci, bo jak się okazało, przedsiębiorca nie ma żadnych pieniędzy ani majątku. W tym samym Zgierzu, w którym jeszcze niedawno dymiły śmieci po ostatnim majowym pożarze, podobnie jak w Poznaniu nie można było ukarać właściciela wysypiska, który przez dwa lata ignorował zakaz składowania odpadów.
Robił to bardzo efektownie, dorzucając codziennie do istniejącej już góry odpadów trzydzieści ton na godzinę. Wprawdzie ostatecznie został skazany, ale za sprzątanie terenu nie zapłaci, bo właściciel tego biznesu oczywiście nie ma ani grosza, a rekultywację terenu i usuniecie odpadów wyceniono na kilkanaście mln zł.
Teraz minister środowiska zapowiada zdecydowane działania, żeby wreszcie "czas mafii śmieciowej się skończył".- Nie życzymy sobie być wysypiskiem Europy, dlatego wyznajemy zasadę zero tolerancji dla mafii śmieciowej - deklarował na początku czerwca Henryk Kowalczyk.
Nie należy jednak oczekiwać, że mafia śmieciowa łatwo się podda. Wedle szacunków ministra, szara strefa w gospodarce odpadami w Polsce, czyli nielegalnego obrotu śmieciami, ich przetwarzania czy składowania może być warta nawet 1,5 mld zł.
Składowanie przez rok i wyższe kary
Kowalczyk zapewnił, że prace nad zmianą przepisów, które zapobiegną składowaniu śmieci "na dziko", poza kontrolą trwają od miesięcy. Sejm zdołał jeszcze przed wakacjami je przegłosować. Według znowelizowanego prawa odpady można teraz składować tylko przez rok, a nie przez trzy lata, jak zapisano w poprzedniej ustawie.
Posłowie przegłosowali również wprowadzenie kaucji finansowych, które mają zabezpieczyć samorządy przed porzucaniem śmieci przez znikające firmy. To z tych pieniędzy będą one usuwane, jeżeli firma splajtuje.
Nowela nakazuje również prowadzenie przez przedsiębiorców monitoringu składowisk. Systemy mają zapobiegać podpaleniom i pozwalać na wczesne wykrywanie samozapłonów śmieci. Ustawodawca zwiększył również kary administracyjne za nieprawidłowości podczas obrotu odpadami. Teraz wahają się one od 10 tys. do 1 mln zł.
Kary karami, ale niewiele się zmieni, jeśli chciwi przedsiębiorcy będą się wymykali wymiarowi sprawiedliwości. Zapytaliśmy w MS, jak wielu zarządzających i właścicieli składowisk, które płoną w Polsce do lat, dostało zarzuty prokuratorskie. Do czasu opublikowania tego artykułu nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl