Ściągamy do kraju śmieci, których nie chcą już Chińczycy, a nawet Australijczykom opłaca się wysyłać je do nas. Na spaleniu blisko miliona ton odpadów, które importujemy, zarobić można ponad 200 mln zł. - Rzecz w tym, że nikt nie wie ile tego naprawdę przyjechało - mówi money.pl Hanna Marliere z Green Management Group.
Pewne wyobrażenie o rosnącej skali problemu dają informacje, które odszukać można w Rejestrze Transgranicznego Przemieszczania Odpadów Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Rejestr jest na bieżąco aktualizowany i zawiera zgłoszenia oraz decyzje w zakresie międzynarodowego przemieszczania odpadów.
Niemcy i Brytyjczycy w czołówce
Widać wyraźnie coraz szerzej napływającą do Polski masę śmieci z UE. Według rejestru GIOŚ, było to ponad 733 tys. ton w 2017 r., 701 tys. ton w 2016 i zaledwie 367 w 2015 r. Przeglądając rejestr, bardzo dokładnie widać, skąd najczęściej przyjeżdżają do nas odpady. W miejscu tabeli ze zgłaszającymi wysyłkę odpadów królują firmy z Niemiec, Wielkiej Brytanii, Włoch, Austrii.
Liczby różnią się trochę od tych prezentowanych przez GUS. Różnica może być wynikiem mniejszego rzeczywistego importu na podstawie wykorzystanych wniosków, w stosunku do tych, które zostały niezrealizowane mimo zezwolenia.
Jak wyjaśnia GIOŚ w 2017 r. wydał 184 decyzje dotyczące przywozu odpadów do instalacji zlokalizowanych na terenie Polski, w tym 150 zezwoleń na przywóz odpadów na łączną masę 657,5 tys. ton oraz 34 decyzje sprzeciwiające się przywozowi odpadów na łączną masę ponad 357,9 tys. ton.
GIOŚ przekonuje również, że w wyniku realizacji zezwoleń na przywóz odpadów, w 2017 r. faktycznie przywieziono do Polski 377,7 tys. ton odpadów. Skąd te różnice? Jak wyjaśnia Inspektorat zezwolenia obowiązują przez cały rok. Dlatego część odpadów przywiezionych do Polski w 2017 r. odnosi się do zezwoleń wydanych w 2016 r.
Z przesłanych nam informacji wynika, że w 2016 r. GIOŚ wydał decyzje dotyczące przywozu odpadów do Polski na łączną masę 720,3 tys. Jednak według inspektoratu faktycznie przywieziono do Polski 256 tys. ton odpadów.
W 2015 r. na podstawie zezwoleń przedsiębiorcy planowali z kolei przywieźć do kraju 393,3 tys. ton, wg. danych GIOŚ faktycznie przywieziono do Polski 154 tys. ton odpadów
money.pl
Jednak w danych GUS widać wzbierającą rzekę śmieci przepływającą przez nasze granice. W 2013 r. polskie firmy z branży śmieciowej wnioskowały o import 257 tys. ton. W 2014 r. - 302 tys. ton, w 2015 - 631 tys. ton i całe 938 tys. ton w 2016 r. Świeższych danych nie ma.
Śmieci płyną dalej
Na podstawie danych z GIOŚ wiadomo natomiast, że napływ śmieci do Polski w 2018 r. trwa w najlepsze. We wspomnianym wyżej rejestrze ostatnie zgłoszenia są z początku kwietnia. Zatem 168 tys. ton odpadów dotyczy tylko pierwszych trzech miesięcy tego roku.
money.pl (Tysiące ton śmieci trafiających do Polski w poszczególnych latach. *Dane za 3 pierwsze miesiące 2018 r.).
Dane GUS podobnie jak rejestr GIOŚ wskazują liderów w eksporcie śmieci do Polski. W 2016 r. prym wiedli tu Niemcy - 356 tys. ton, Wielka Brytania 247 tys. ton, Włochy 93 tys. ton, Szwecja 73 tys. ton, Austria - 46 tys. ton.
Australijczycy też polubili nasz śmietnik
Polskę jak śmietnik dla trudnych do przetworzenia odpadów traktują też kraje spoza UE. Wydaje się to absolutnie niewiarygodne, ale nawet Australia przysłała nam z antypodów w 2016 r. 38 tys. ton odpadów.
Warto też cały czas pamiętać, że tak naprawdę nie wiemy, jak wielka jest skala tego zjawiska, bo wiele śmieci przyjeżdża do nas udając coś zupełnie innego. - Cała masa odpadów wjeżdża do Polski z kodem surowca wpisanym do papierów przewozowych. Jeszcze inne udają półprodukty. Tego niestety nikt nie jest w stanie zweryfikować - mówi Hanna Marliere.
Jak to możliwe, by służby nie miały narzędzi do kontrolowania tego co wjeżdża do Polski? Jak przekonuje ekspertka, akurat tutaj państwo wierzy w deklaracje na papierze. W każdym innym przypadku aparat państwa jest wyjątkowo podejrzliwy, oczekuje dowodów, zaświadczeń, bada, sprawdza.
W przypadku śmieci wystarczy, że przedsiębiorca wpisze kod odpadów i praktycznie może wjechać z czym chce. – Nie ma wytycznych jakościowych parametrów określających, co to jest surowiec wtórny, a czym jest odpad do unieszkodliwienia. Policja, inspektorzy i inne służby nie mają punktu odniesienia. Bazujemy od lat na deklaracjach przedsiębiorców – mówi Marliere.
Dawniej pomagało rozporządzenie z 2012 r. o mechanicznym i biologicznym przetwarzaniu odpadów. Jak przekonuje ekspertka, ono właśnie definiowało, że jeżeli np. coś powstała ze zmieszanych odpadów komunalnych, to musi otrzymać kod stabilizatu, a nie kompostu.
Tylko dwie cyferki, a różnica ogromna
Dlaczego to takie ważne? – Odpad sklasyfikowany jako kompost, jest bardzo podobny do stabilizatu (odpad powstały po procesie biologicznego przetwarzania śmieci mieszanych). Stabilizat ma kod 19 05 99 i jako taki musi być unieszkodliwiany przez składowanie i do niczego się już nie nadaje. Natomiast kompost ma kod 19 05 03 i może być wykorzystywany do rekultywacji terenów – wyjaśnia nasza rozmówczyni.
Jednym słowem przedsiębiorcy mogą w łatwy sposób grać z Inspekcją Ochrony Środowiska w kody. Dwie pierwsze cyfry oznaczają branże, gdzie został on wytworzony, kolejne dwie doprecyzowują wytwórcę, ostatnie dwie dokładnie opisują czym jest odpad. Rzecz w tym, że tymi ostatnimi najłatwiej jest manipulować.
Dotyczy to również trudnych do przetworzenia plastików, które ostatnio płoną na polskich składowiskach. Jak już pisaliśmy w money.pl, w ciągu 40 dni pięciokrotnie płonęły w Polsce składowiska z odpadami. We wszystkich pożarach z dymem poszły wspomniane tworzywa sztuczne.
Kolejne pożary to tylko kwestia czasu
Co więcej, jak się okazało, firma zajmująca się magazynowaniem śmieci w Zgierzu, gdzie doszło do jednego z pożarów, prowadzi wysypisko nielegalnie. W stosunku do niej prowadzona jest już kontrola. Wicemarszałek województwa wprost sugeruje, że pożar nie jest przypadkiem, a prokuratura wyjaśnia teraz okoliczności pożaru. Śledztwo uwzględnia trzy możliwe hipotezy: samozapłon, zaprószenie ognia i celowe podpalenie.
Fakty przemawiają jednak za celowym działaniem we wszystkich przypadkach z ostatnich dni. Chińczycy w zeszłym roku zamknęli swój rynek dla odpadów, a zachód Europy zaczął szukać nowego odbiorcy i w tej roli niestety często występuje Polska.
Ponadto, w 2015 r. wprowadzono rozporządzenie zabraniające składowania odpadów o wysokim potencjale energetycznym. W tej roli występują te same plastiki trudne do przerobienia. Już teraz mamy w kraju ich nadwyżkę niemożliwą do przerobienia przez spalarnie, w postaci 1,5 mln ton. Kolejne tony przyjeżdżają do Polski.
Jeśli dodać do tego to, że ustawa dopuszcza magazynowanie takiego plastiku jedynie przez 3 lata, jasnym staje się, że na spalenie go pozostało zaledwie kilka miesięcy. Dlatego kolejne pożary mogą być tylko kwestią czasu.
Prosiliśmy już w poniedziałek Ministerstwo Środowiska o stanowisko w tej sprawie i przedstawienie naszym czytelnikom pomysłów na ugaszenie pożarów w zarodku. Jednak do czasu opublikowania artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl