Najdroższe rozstania przypadły na przełom 2015 i 2016 roku. Wtedy z posadą pożegnali się m. in. wieloletni prezesi PZU i Orlenu - Andrzej Klesyk i Jacek Krawiec. Obaj z tytułu odpraw i zakazy konkurencji zgarnęli prawie 4,5 mln zł.
Rozstania z ostatnich miesięcy będą znacznie tańsze. Jak pisze "Dziennik Gazeta Prawna", to zasługa wprowadzonej przez rząd PiS tzw. "ustawy kominowej", ale nie tylko.
Okazuje się bowiem, że na przykład w PZU nie ma już tradycji wypłacania odpraw menadżerom. Jedyna rekompensata dotyczy zakazy konkurencji.
Zwolniony pod koniec marca Michał Krupiński (na zdjęciu) bez pracy pozostawał jednak jedynie przez kwiecień i maj, bo w połowie czerwca objął stery w banku Pekao. A to oznacza niewysokie koszty dla PZU - jedynie dwie pensje, czyli ok. 200 tys. zł. Podobną kwotę dostanie Andrzej Jaworski, który w zarządzie ustąpił miejsca Małgorzacie Sadurskiej.
Żadnej rekompensaty nie dostanie natomiast poprzedni prezes Pekao, Luigi Lovaglio. On kierował instytucją w czasach, gdy właścicielem banku był włoski UniCredit. Ma jednak prawo do premii z wypracowanych przez poprzednie lata zysków. Trudno oszacować, ile to będzie. W ciągu 6 lat swojej prezesury Włoch zarobił aż 52 mln zł.
Maksymalnie 2,5 mln zł może kosztować rezygnacja prezesa Aliora Wojciecha Sobieraja. Ten objęty jest bowiem 12-miesięcznym zakazem konkurencji i przez ten czas będzie od banku otrzymywał pensję.
Stosunkowo niewiele dostaną natomiast byli prezesi JSW Tomasz Gawlik i GPW Małgorzata Zaleska. Mogą liczyć na odpowiednio 360 i 70 tys. zł. Dla porównania - Paweł Tamborski po odwołaniu z funkcji prezesa giełdy zainkasował 280 tys. zł.
Na pewno jednak nie powtórzą się już takie odprawy, jak ta dla Jacka Krawca. Były prezes Orlenu zainkasował ponad 3 mln zł. I choć spółka nadal jest dość hojna (oprócz zakazu konkurencji oferuje również od 6 do 12 miesięcy odprawy), to przez ustawę kominową znacznie zmniejszyły się zarobki. W najlepszym wypadku Wojciech Jasiński będzie więc mógł liczyć na wypłatę połowy tego, co dostał jego poprzednik.
Roszady w publicznych spółkach zawsze są drogie, ale te z ostatnich miesięcy były wyjątkiem. Wygląda bowiem na to, że kwota nie przekroczy 10 mln zł.