Miała być wojna o rowerową Polskę, miało być wejście giganta. Ofo, chiński serwis wypożyczania rowerów, nie pojawi się nad Wisłą - wynika z informacji money.pl. - Zespół został rozwiązany, Ofo zmienia strategię działania - komentuje w rozmowie z money.pl Kacper Winiarczyk, były menadżer Ofo w regionie Europy Środkowo-Wschodniej.
Ofo, chiński gigant wypożyczania rowerów, nie zamierza wchodzić do Polski - wynika z informacji money.pl. Firma zmieniła światową strategię, skupi się na rynku azjatyckim i tylko kilku wybranych w Europie. Kilkunastoosobowy zespół, który działał w Warszawie, został rozwiązany.
Gigant rowerów
30 minut. Tyle wystarczy, by wszystkie sto rowerów zostało wypożyczonych. I mowa tylko o jednej ulicy w chińskim dużym mieście. Ofo jest jednym z liderów rynku w Chinach. Ma prosty patent na zdobycie klientów. Na ulicach stawia coraz więcej rowerów. Tych zepsutych nie naprawia, w niektórych częściach miast są prawdziwe rowerowe cmentarze.
Pojazd wypożycza się za pomocą aplikacji i zostawia w zasadzie wszędzie. Nie trzeba go oddawać do specjalnej bazy, nie trzeba do niczego podpinać. Po prostu dojeżdżasz, zakładasz blokadę i zostawiasz tam, gdzie chcesz.
Zobacz także: Chiński gigant chce zatrudniać w Warszawie
Ofo działa głównie w Chinach, ale od dawna myśli o międzynarodowym rozwoju. A właściwie to myślał, bo plany są nieaktualne. Miało być agresywne wejście, a jest ciche wyjście z kilkunastu krajów. Firma w sporej części Europy nie będzie w ogóle inwestować. Z planu wypadają na pewno Australia, Czechy, Niemcy, Austria, Indie i Izrael. Tutaj rowery już wypożyczać można było, w części usługi miały już prowadzony pilotaż.
Jak wynika z informacji money.pl - na czarnej liście Ofo jest również Polska, w której usługa była planowana.
Zmiana planów
Firma miała wystartować w Polsce w tym roku, miała podbijać Warszawę i inne miasta. Ofo prowadziło liczne rozmowy z warszawskim Zarządem Dróg Miejskich i z włodarzami Trójmiasta. Wstępny plan zakładał, że tam zacznie działać. Z tego, co udało się dowiedzieć money.pl, tak się jednak nie stanie.
Warszawski zespół, który miał odpowiadać za start usługi w naszym kraju, przestał już pracować dla Ofo. W szczytowym momencie było to kilkanaście osób. I potwierdza to Kacper Winiarczyk, były menadżer Ofo w regionie Europy Środkowo-Wschodniej oraz na rynku niemieckim, austriackim i szwajcarskim. To on odpowiadał za rozwój marki i przygotowanie startu.
- Ofo zmieniło strategię i skupi się głównie na rynku chińskim, który odpowiada za większość przychodów firmy. W związku z tym plany ekspansji w Europie zostały odłożone na później, a zespół w Warszawie, który miał działać na rynku w tej części Europy, został rozwiązany. I z tego miejsca wszystkim chciałem jeszcze raz podziękować za zaangażowanie - mówi w rozmowie z money.pl.
Podkreśla, że ekipie udało się już porozumieć z warszawskim samorządem. Zielony sygnał do startu musiałby jednak przywędrować z Chin. Nigdy nie dotarł.
Ofo przygotowania do startu w Polsce rozpoczęło już w 2017 roku. Wtedy firma szukała człowieka, który miał stworzyć warszawskie biuro. Ogłoszenie o pracę znalazło się w serwisie LinkedIn. Menedżer miał zbudować i kierować oddziałem firmy w Warszawie, miał pracować zarówno przy projektach lokalnych, jak i międzynarodowych. Do zadań należało m.in. monitorowanie i poprawianie jakości przejazdów. Do tego oczywiście typowo administracyjne sprawy - stworzenie zespołu, kontakt z przełożonymi z zagranicy. I na to stanowisko trafił Winiarczyk.
Zostaje Nextbike
Wciąż w naszym kraju dzieli i rządzi Nextbike. To firma odpowiadająca m.in. za warszawskie rowery Veturillo. W naszym kraju działa od 2011 roku, na licencji niemieckiego właściciela marki. Na całym świecie ma 35 tys. rowerów. Wypożyczalnie stoją m.in. w Chorwacji, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Azerbejdżanie, Łotwie i Nowej Zelandii. W tym roku w Polsce Nextbike oferuje 14 tys. rowerów. Sprzęt można wypożyczać m.in. w Konstancinie, Szczecinie, Wrocławiu, Warszawie i Łodzi.
- Wycofywanie się z Europy firm bike-sharingowych działających w oparciu o tak zwany chiński model to naszym zdaniem jasny sygnał, że ten model w takiej formule w realiach europejskich nie zdaje egzaminu. Chińskie firmy bike-sharingowe konkurują między sobą głównie liczbą rowerów - mówi money.pl Robert Lech, prezes Nextbike Polska. *- *Widać to na ulicach chińskich miast, gdzie często trudno przejść chodnikiem, nie potykając się o rower i ta sama tendencja zaczęła być widoczna w miastach europejskich - mówi.
źródło: WP
I pokazuje statystyki. - W zeszłym roku rowery bez stacji, nie tylko te prowadzone według chińskiego modelu, stanowiły w USA 44 proc. wszystkich dostępnych do wypożyczenia rowerów. I na tych 44 procentach rowerów odbyto zaledwie 4 proc. podróży rowerowych. 96 proc. wypożyczeń odnotowano zaś w systemach tradycyjnych, opartych o stacje - informuje.
- Jeszcze żadna firma działająca według tego modelu nie osiągnęła progu rentowności. Mówi się nawet o bańce rowerowej, która pękła - dodaje.
Pieniądze od miasta
Zarządzająca m.in. systemem rowerów miejskich Veturilo spółka Nextbike Polska zaliczyła mocny skok przychodów i zysków w 2017 roku. Te pierwsze wzrosły do 44 mln zł z 32 mln zł rok wcześniej. To wystarczy, by zarobić "na czysto" aż 4,7 mln zł. Rok wcześniej zysk netto wyniósł 3,8 mln zł. Warto jednak dodać, że pieniądze od użytkowników stanowiły w ub. roku zaledwie 2 proc. przychodów.
9 proc. to reklama (głównie współpraca ze strategicznymi partnerami CitiBank i PKN Orlen)
, a 13 proc. to wpłaty od prywatnych firm, które obecność stacji niedaleko własnych punktów handlowych traktują jako formę przyciągania klientów (galerie handlowe, biurowce). Łącznie 30 proc. przychodów wpłacają klienci prywatni. Jednak całą resztę - aż 70 proc. przychodów - Nextbike osiąga dzięki wpłatom z budżetów miast. Firma zwraca jednak uwagę, że z roku na rok udział miast w przychodach maleje, a coraz większą rolę odgrywają firmy, które chcą mieć obok biurowców stacje rowerowe.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl