Francuski koncern PSA kupuje od General Motors Opla za 2,2 mld euro. Wcześniejsze spekulacje wreszcie znalazły ostateczne potwierdzenie. Ciągle jednak jest więcej pytań, niż odpowiedzi w sprawie przyszłości dwóch polskich fabryk i 4 tys. pracowników. Wicepremier zapewnia, że nic im nie grozi, ale eksperci i związkowcy nie są już tego tak pewni.
W ramach transakcji PSA z General Motors właściciela zmieni aż 12 zakładów, które dają w Europie pracę 40 tys. osób. Wśród nich są dwie polskie fabryki w Tychach i Gliwicach, zatrudniające 4 tys. ludzi.
- O sprzedaży Opla mówiło się już od jakiegoś czasu. To, co jest zaskakujące, to nabywca, a więc francuski koncern PSA. Szczególnie, że marki dotychczas należące do Francuzów, czyli Peugeot, Citroen i wydzielona ostatnio marka DS, to bezpośrednia konkurencji Opla, jeżeli chodzi o produkowane modele - mówi WP money Tomasz Siwiński, redaktor naczelny magazynu "Fleet".
Czy to podobieństwo asortymentu musi oznaczać likwidacje części zakładów? Jeśli wierzyć zapewnieniom prezesa PSA Carlosa Tavaresa, mimo zapowiedzi szukania oszczędności, wszyscy mogą być spokojni o swoją przyszłość. Zobowiązania i gwarancje GM wobec pracowników nie zmienią się i zatrudnienie nie będzie zmniejszane.
To Niemcy powinni się bać?
- Oczywiście nowi właściciele zapewniają, że zatrudnienie w fabrykach zostanie utrzymane na obecnym poziomie, ale trudno było się spodziewać, aby powiedzieli cokolwiek innego - stwierdza Siwiński.
Jego zdaniem, na pewno władze PSA będą miały twardy orzech do zgryzienia, ponieważ najwyższe koszty pracy są w Niemczech, gdzie znajdują się fabryki, a jednocześnie tam najtrudniej będzie przeprowadzić restrukturyzację, czyli zwolnienia.
- Jeżeli chodzi o polskie fabryki, nie ma pewności, ale powinniśmy być stosunkowo spokojni, ponieważ zakłady są wydajne, a koszty pracy stosunkowo niskie. Ta sytuacja rodzi nawet nadzieje, że na linie produkcyjne zostaną wprowadzone nowe samochody czy jednostki napędowe z grupy PSA, ale to tylko spekulacje - dodaje ekspert.
Po tej transakcji PSA z 12 zakładami kupionymi od GM będzie miała aż 24 fabryki w Europie. Wniosek, że ta liczba jest nieco za duża, nasuwa się sam. Tym bardziej, że produkuje się w nich samochody z tych samych segmentów rynkowych.
- Na pewno policzą wydajność w różnych fabrykach. Dodadzą do tego inne koszty zewnętrzne, jak choćby transport. Tutaj możemy mieć pewne przewagi ze względu na koszty pracy i usytuowanie w centralnym punkcie Europy - mówi prof. Krystyna Bobińska, ekspertka Instytutu Sobieskiego w zakresie międzynarodowych stosunków gospodarczych i globalizacji produkcji.
Jednak, jak zaznacza profesor, rachunki zostaną przeprowadzone przez zespoły analityków koncernu i ich ostateczny wynik jest trudny do przesądzenia. - Cześć kryteriów polskie zakłady mogą spełnić, ale też może się okazać, że ta relacja kosztów do efektów wcale u nas nie będzie najlepsza. Zbyt wiele danych objętych jest tajemnicą firmy, by móc to powiedzieć - mówi Bobińska.
Plan naprawczy. Ale jaki plan?
Wątpliwości jest dużo, bo na razie nie wiadomo na czym dokładnie ma polegać zapowiadany przez Tavaresa program naprawczy w Oplu. PSA w oficjalnym komunikacie podaje, że dzięki temu przejęciu w ciągu dekady oszczędzi 1,7 mld euro. Grupa ma też podnieść efektywność marki Opel i Vauxhall w Wielkiej Brytanii o 6 proc. w tym samym okresie.
Brak szczegółowego planu wypracowania takich wyników szczególnie niepokoi związkowców. - Ciągle nie dostaliśmy oficjalnych informacji na ten temat. Oczekujemy przede wszystkim utrzymania zatrudnienia i zapewniania dalszego rozwoju firmy - mówi WP money Mariusz Król, przewodniczący NSZZ "Solidarność" General Motors Manufacturing Poland.
Zapowiedzi dotyczące oszczędności i optymalizacji nie mogą dziwić. General Motors już od lat nie zarabiał w Europie. Amerykanie dołożyli do Opla 257 mln dolarów i to tylko w 2016 roku. PSA wzmocnione zakupem chętnie powalczy z Volkswagenem na kontynencie, ale przecież nie będzie dokładać do interesu. Stąd zapowiedź oszczędności.
- Mamy nadzieję, że uda się lepsze wyniki finansowe osiągnąć za pomocą efektu skali, ale oczywiście wśród pracowników pojawiają się różne spekulacje. Byłoby ich znaczniej mniej, gdyby nas zaproszono do rozmów w sprawie transakcji, ale tak się nie stało - dodaje Król.
- Media mają więcej informacji niż pracownicy. Wszystko nadal odbywa się nad naszymi głowami. Nie znamy żadnych szczegółów - irytuje się Zbigniew Pietras, przewodniczący komisji zakładowej WZZ "Sierpień 80" General Motors Manufacturing Poland.
- Obawiamy się utraty miejsc pracy w obu zakładach w Gliwicach i w Tychach. Na razie słyszymy uspokajające zapewniania, ale nie mam pewności, że jutro nie przeczytam w gazetach, że nasze zakłady zostaną zamknięte - dodaje Pietras.
Morawiecki spokojny o przyszłość
Dlatego związkowcy z ocenami chcą poczekać na szczegółowy program zmian, którego jeszcze nie ma. Te wątpliwości znalazły swoje odzwierciedlenie w oficjalnym oświadczeniu Europejskiej Rady Zakładowej, do której należy Solidarność.
EWC Opel/Vauxhall wzywa w nim do "zorganizowanego procesu negocjacji ze wszystkimi zaangażowanymi partnerami społecznymi”. Przed wypracowaniem takiego planu, nie chce nawet zajmować ostatecznego stanowiska w sprawie przyszłości zakładów.
Na takie argumenty nie chce czekać wicepremier Mateusz Morawiecki, który już wcześniej wypowiadał się w tej sprawie. Minister jest przekonany, że nie dojdzie w Polsce do zwolnień i cięć w produkcji. Polskie fabryki mają się "obronić".
- Rozmawiam w tej sprawie z odpowiednimi osobami w Niemczech i we Francji. Nasze zakłady - te jedne z najbardziej wydajnych - się obronią. Kompetencje zakładów w Tychach i Gliwicach, jeżeli dojdzie do ewentualnego połączenia, mogą stać się okazją do powiększenia biznesu, ale o tym porozmawiamy za kilka miesięcy - powiedział Morawiecki dziennikarzom w ubiegłym tygodniu.
Związkowiec z Solidarności „nie chce uprawiać polityki”, dlatego nie zamierza komentować zapewnień wicepremiera Morawieckiego. - Jako członek Europejskiej Rady Zakładowej Opel Vauxhall chce się skupić na obronie interesów pracowników, nie na komentarzach słów polityków - dodaje.
Francuzi potrafią optymalizować
Jakie to interesy oprócz zapewnienia dalszego zatrudnienia? Przewodniczący Mariusz Król przypomina, że w obecnie obowiązujących umowach zawarty jest podpisany w grudniu 2016 roku pakiet płacowy do 2020 r.
- Przewiduje on stały wzrost zatrudnienia. Wynegocjowaliśmy bardzo dobre warunki. Zgodnie z nimi np. pracownik szeregowy z 9-letnim stażem ma zagwarantowany wzrost pensji w ciągu 4 lat nawet o 1050 zł brutto - mówi Król.
Co do zatrudnienia dotychczasowe porozumienia z GM mówią jasno, że w grupie nie będzie przymusowych zwolnień. - Jeśli nie wmiesza się w to europejska polityka, to jako zakłady jesteśmy w grupie na pewno konkurencyjni szczególnie, jeżeli chodzi o efektywność i koszty pracy. Podejrzewam, że najbardziej mogą się obawiać koledzy w Niemczech i Wielkiej Brytanii - ostrożnie dywaguje Pietras.
Z fabryk usytuowanych w Polsce ta w Gliwicach jest jedną z trzech największych produkującą auta Opla. W ubiegłym roku do klientów pojechało stamtąd ponad 200 tys. aut. Brytyjskie zakłady Vauxhall, bo tak nazywa się Opel na Wyspach, wyprodukowały prawie dwa razy mniej. Dlatego też i w brytyjskich mediach pojawia się sporo obaw, co do przyszłości tych zakładów.
Jedno jest jednak pewne. PSA, który został w 2014 r. wykupiony przez władze Francji i chińską firmę motoryzacyjną Dongfeng Motor, ma spore doświadczenie w optymalizacji. Koncern przeszedł ostatnio restrukturyzację, która polegała m.in. na zamrożeniu pensji i zamknięciu niektórych zakładów. Dzięki temu w 2016 r. koncern zwiększył zysk operacyjny o 18 proc. względem roku poprzedniego.