Jak podaje PAP, firma chce, żeby z zakładu w Gliwicach odeszło 275 osób, a z fabryki w Tychach 25 (dziś w zakładach Opel Manufacturing Poland zatrudnionych jest 3370 osób.). Ci, którzy w ciągu najbliższego tygodnia podejmą decyzją o odejściu, mogą liczyć na odprawę w wysokości maksymalnie 21 wypłat. Ci, którzy zdecydują się później, mogą dostać do 20 wypłat.
Decyzja o uruchomieniu PDO to efekt zmniejszającej się produkcji. Jak pisaliśmy w money.pl, poprzedni właściciel Opla, koncern General Motors, już od lat nie zarabiał w Europie, a samo utrzymanie Opla kosztowało koncern 257 mln dol. rocznie.
W lutym gliwicki Opel zlikwidował przywróconą zaledwie 3 lata temu nocną zmianę produkcji, a w styczniu 190 pracowników skorzystało z programu dobrowolnych odejść. Część załogi przekierowano też do pracy w Niemczech.
Związkowcy liczą, że po zapowiedzianej kolejnej turze PDO nie będzie już dalszych zwolnień. Nadzieją może być zapowiadane na 2019 rok uruchomienie produkcji silników benzynowych PureTech. Pracownicy w rozmowie z PAP zaznaczają, że chcieliby jednak, żeby polskie zakłady dostały do produkcji nowy, dobrze sprzedający się model.
Nie tylko w Oplu boją się o przyszłość. Podobnie jest w polskiej fabryce Fiata. "Perspektywy dla polskich zakładów Opla i Fiata nie napawają optymizmem" - napisali w marcu związkowcy z "Sierpnia 80" z zakładów tych firm w liście do premiera Mateusza Morawieckiego.
"To, co dzieje się z fabrykami, każe przypuszczać, że za kilka lat grozi im nawet zamknięcie" - dodawali, prosząc o spotkanie. Ich zadniem ratunkiem może być nacjonalizacja.