Kilkuletnie kolejki do operacji zaćmy wypychają część pacjentów do klinik u naszych południowych sąsiadów. NFZ po publikacji money.pl chwali się sumami przeznaczonymi na refundacje tych operacji. Problem w tym, że nie dementuje słów swojego szefa, który zapowiadał uszczelnienie systemu.
W przesłanej do nas korespondencji „Narodowy Fundusz Zdrowia stanowczo dementuje nieprawdziwe informacje”, które mięliśmy zawrzeć w artykule o nowych procedurach przy refundowaniu leczenia zaćmy w Czechach.
„Celem działań NFZ nie jest ograniczenie możliwości leczenia poza granicami kraju, ale przede wszystkim zwiększenie dostępności do świadczeń w polskich szpitalach i skrócenie kolejek oczekujących na zabieg pacjentów” - czytamy w oświadczeniu Funduszu.
W dalszej części NFZ chwali się, że tylko w ubiegłym roku za świadczenia udzielone poza granicami kraju w ramach dyrektywy transgranicznej dokonał wypłat w przypadku 31 166 świadczeń na łączną kwotę ponad 36 mln zł.
W 2017 roku zwroty kosztów wypłaconych przez Fundusz dotyczyły świadczeń udzielonych w 14 państwach członkowskich Unii Europejskiej. 88,95 proc. liczby wniosków, w stosunku do których NFZ dokonał wypłaty oraz 89,92 proc. wartości wypłaconych kwot, dotyczyło leczenia na terytorium Czech.
Kolejki są, ale nie wiadomo, jak długo trzeba w nich stać...
Ponad 15 tys. świadczeń, które sfinansował NFZ w minionym roku, dotyczyło zabiegów usunięcia zaćmy. Łączna kwota zwrotu kosztów z tego tytułu wyniosła 33,6 mln. Stanowiły one ponad 92 proc. wniosków z dokonaną wypłatą i 93 proc. wartości dokonanych zwrotów.
Większość przypadków operacji usunięcie zaćmy w czeskich klinikach w ramach dyrektywy transgranicznej dotyczyła pacjentów, którzy nie byli zarejestrowani w kolejkach do polskich ośrodków - podkreśla NFZ.
Nie oznacza to jednak, że ludzie ci wybrali Czechy ze względu na krajobrazy. Po prostu nie stanęli nawet w kolejce, bo wiedzieli, jak długo przyjdzie im czekać. To, że w czeskich klinikach operowali się głównie niestojący w kolejkach, nie dowodzi przecież tego, że tych kolejek nie ma.
Fakt ten nie zaprzecza również tezie, że to niewydolność naszej służby zdrowia wypycha tych ludzi do leczenia się za granica. Z kolei brak odpowiedzi na nasze bardzo konkretne pytanie: "jaki jest średni czas oczekiwania na taki zabieg w Polsce?", dowodzić może tylko tego, że tu akurat NFZ nie ma się czym chwalić (według naszych informacji rekordziści czekają nawet 5 lat).
Trudno przypuszczać, że nie ma takich danych, skoro Fundusz dokładnie wie, ile i na co wydaje, a procentowe wartości podaje do drugiego miejsca po przecinku. NFZ wie również bardzo dokładnie, że „zabiegi usunięcia zaćmy finansowane poza granicami kraju w ramach dyrektywy transgranicznej to tylko ok. 3 proc. operacji zaćmy wykonywanych w kraju”.
Procent ten również nie dowodzi, że nie mamy w Polsce problemu z kolejkami do leczenia zaćmy. Co więc jest nieprawdą?
Sporny milion oczu?
„Nieprawdziwa jest również podana przez Pana liczba pacjentów (milion) oczekujących na zabieg usunięcia zaćmy. Na zabiegi w zakresie soczewki (zaćma) oczekuje w przypadku pilnym 25 364 osób, w przypadku stabilnym (nie wymagającym pilnego zabiegu) 491 523 osób”.
Problem tylko w tym, że bardzo dokładnie napisaliśmy w tekście, że na zabieg czeka milion oczu, a nie pacjentów. Skoro jednak sam NFZ przyznaje, że w sumie do zabiegu kwalifikuje się ponad 516 tys. Polaków, to jednak nie mylimy się w szacunkach. Dlaczego?
Biorąc bowiem pod uwagę, że z reguły zaćma pojawia się w obojgu oczu - mamy wspomniany ponad milion. Będąc bardzo precyzyjnym oczywiście należy odnotować fakt, że często w jednym oku rozwija się szybciej. Należy też dodać, że okuliści nigdy nie operują obu naraz. Nie zmienia to jednak faktu, że w przybliżeniu można mówić o milionie oczu.
Nie ma co czekać
Problem w tym, że jak już przekonywał na łamach money.pl Waldemar Garwol z OneDayClinic, „nieprawdziwą jest obiegowa opinia, że na leczenie zaćmy można czekać”. - Każde opóźnienie oznacza większe ryzyko komplikacji. Niestety i do nas trafia bardzo wielu pacjentów, którzy już praktycznie nie widzą - mówił Garwol.
Jak również już pisaliśmy, w Czechach podchodzi się do tego w zupełnie inny sposób. Każdy pacjent, który poinformuje swojego lekarza o pogorszeniu wzroku i uzyska skierowanie, jest automatycznie kierowany na zabieg. Operacja odbywa się w ciągu... trzech tygodni.
Trudno zatem oprzeć się wrażeniu, że ta kwalifikacja na przypadki pilne i stabilne powstała tylko po to, by zmniejszyć kolejki do tych pierwszych. Ponadto - na co zwracają uwagę specjaliści - zaćma jest chorobą bardzo indywidualną i każdy pacjent może ją inaczej ,,znosić” niezależnie od stopnia zaawansowania choroby.
Ponadto kwalifikacja, jakoby zaćmę miało się leczyć dopiero u pacjentów, u których skorygowano ostrość wzroku, też jest zaskakująca. Ekspertom, z którymi rozmawialiśmy na ten temat, nie są znane kwalifikacje widzenia w odniesieniu do tego schorzenia. Zaćma po prostu musi zostać usunięta, ponieważ sama z siebie nie zaniknie.
Jednak jak podtrzymuje NFZ, i w Polsce ma być szybciej. Może nawet równie szybko, jak w Czechach. Doprowadzić do tego mają dodatkowe sumy przekazane na ten cel.
Zdefiniowana ostrość widzenia
"Tylko w ostatnim kwartale ubiegłego roku do szpitali w całym kraju trafiło dodatkowo ponad 750 milionów złotych, które miały na celu zakupienie większej liczby świadczeń, a w konsekwencji skrócenie kolejek. W sumie w całym ubiegłym roku na dodatkowe świadczenia przeznaczono ponad miliard zł. Dzięki uruchomieniu dodatkowych pieniędzy szpitale wykonały kilkadziesiąt tysięcy dodatkowych zabiegów, a to przekłada się bezpośrednio na skrócenie kolejek oczekujących pacjentów i większą dostępność do świadczeń” - czytamy w oświadczeniu.
Te kilkadziesiąt tysięcy dodatkowych zabiegów to jednak kropla w morzu potrzeb przy milionie oczu czekających na operację. Co też warto podkreślić, NFZ w żaden sposób nie odniósł się do innych naszych pytań i nie zaprzeczył wypowiedziom swojego prezesa.
- Myślimy o precyzyjnym określeniu zasad operacji zaćmy w celu zmniejszenia skali turystyki medycznej Polaków, którzy robią takie operacje w Czechach - zapowiedział według relacji rynkuzdrowia.pl prezes NFZ Andrzej Jacyna. Pytaliśmy, co prezes ma na myśli, ale pytanie to zostało bez odpowiedzi.
Nie sprostowano również doniesień se.pl, które przytoczyliśmy w tekście. Wynika z nich, że NFZ pracuje nad rozporządzeniem, „które przewiduje, że zabieg wszczepienia soczewki będzie musiał zostać poprzedzony wizytą u okulisty, a będzie przysługiwał osobom tylko z niską ostrością widzenia". Te same kryteria mają obowiązywać pacjentów leczących się w Polsce i za granicą.
- Starający się o refundację kosztów z NFZ będą musieli sprawozdawać, jaką ostrość wzroku mieli przed operacją i po niej – ujawnił dla se.pl prof. Marek Rękas, konsultant krajowy ds. okulistyki. To oznacza, że osobom, które nie spełnią kryteriów, NFZ nie zwróci pieniędzy za leczenie w Czechach.
Pytaliśmy NFZ gdzie jest ta granica ostrości widzenia, dlaczego to lekarz ma orzekać, co jest dla pacjenta komfortowym widzeniem, a co nim nie jest. Prosiliśmy też o wyjaśnienie, dlaczego w Polsce pacjentom wszczepia się tańsze soczewki sferyczne, a w czeskich klinikach standardem są zapewniające nieporównywalnie lepszy komfort życia, soczewki asferyczne. Jednak i te pytania pozostały bez odpowiedzi.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl