Praca młodych, uczniów i studentów będzie możliwa tylko na umowach ze wszystkimi składkami. Efekt? Koszty zatrudnienia studentów wzrosną o 40 proc., przez co młodzi stracą swój główny atut na runku pracy – konkurencyjność.
Nieoskładkowane umowy zawiera aż 80-90 proc wszystkich pracujących studentów – pisze "Gazeta Wyborcza". – Zostawmy młodych w spokoju. Gdy ich oskładkujemy, pracodawcy zwyczajnie przestaną ich zatrudniać. Czy o to rządowi chodzi? – apeluje na łamach dziennika Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan, członek rady nadzorczej ZUS.
Brak doświadczania i względnie niska produktywność powoduje, że pracodawcy rzadziej wybiorą ucznia czy studenta na swojego pracownika. Przemawia do nich natomiast niski koszt zatrudnienia. To zdaniem Mordasewicza atut, który sprawia, że są na rynku pracy atrakcyjni, a więc konkurencyjni.
Jak dowodzi gazeta, dodatkowe składki, po zmianach, może płacić nawet 600 tys. Polaków. To dodatkowe pieniądze do budżetu ZUS, któremu już za parę lat może zabraknąć nawet 300 mln zł na wypłaty emerytur.
Jak przekonuje rząd, ozusowienie pracy uczniów i studentów sprawi, że nie będą oni traktowani na rynku pracy, jak pracownicy drugiej klasy. Dodatkowo ich praca nie jest zabezpieczona poprzez odszkodowania czy renty wypadkowe w razie jakiegoś nieszczęśliwego zdarzenia.
Studentów to jednak nie przekonuje. Już zapowiadają protesty. Przeciwni zmianom są również pracodawcy i związkowcy.
– Studenci i uczniowie dorabiają sporadycznie i żeby umożliwić im dalszą możliwość pracy i utrzymania się, nie powinni być obciążani składkami. To pewna forma wsparcia ich przez państwo i dobrze, aby tak zostało – dowodzi rzecznik krajowej „Solidarności” Marek Lewandowski na łamach Wyborczej.
Czy proponowane oskładkowanie umów studentów i uczniów pomoże rządowi? Jak wskazuje ekspert cytowany przez gazetę – raczej nie. - Oskładkowanie młodych w niczym rządowi nie pomoże. Gdyby władzy rzeczywiście zależało na oszczędnościach, powinna zlikwidować lub ograniczyć przywileje, np. mundurowych. Ale na to nie ma odwagi – podsumowuje Łukasz Wacławik, specjalista od ubezpieczeń społecznych z Wydziału Zarządzania krakowskiej AGH.