2,5 tysiąca mieszkańców, 50 milionów długów. Zachodniopomorska gmina Ostrowice jest bankrutem i od stycznia przestanie istnieć. Pogrążyły ją bezmyślne pożyczki, ale i jej największy atut.
- Zrobią teraz z Urzędu Gminy komisariat policji. Co?! Chyba powinni zrobić dom publiczny. Bardziej by pasowało do tego, co się tam działo przez ostatnie lata - odpowiada starszy mieszkaniec gminy. - No, to chyba jedyna droga, aby wyjść z tych długów - rzuca z kąśliwym uśmiechem inny mężczyzna.
Wychodzić z długów gmina jednak wcale nie musi. Całe 50 milionów przejmie na siebie rząd. Aby to ogłosić, do wsi Ostrowice przyjechał sam Paweł Szefernaker, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji.
- Wie pan, teraz każdy biadoli, jaka to tragedia, że znikamy, że bankrutujemy, że wstyd na całą Polskę. Ale jak tu był ten cały minister z Warszawy, to wie pan co? Wszyscy siedzieli jak mysz pod miotłą, nikt się nie odezwał. No to nas likwidują - mówi kolejny mieszkaniec.
Część mieszkańców od razu się otwiera i mówi o lokalnych problemach, jednak czuję, że aby dowiedzieć się co naprawdę w duszy gra obywatelom upadającej gminy, muszę znaleźć miejsce, gdzie naprawdę koncentruje się życie lokalnej społeczności.
Biedy w Ostrowicach nie widać, choć drogi są w kiepskim stanie
Komuna upadła, zniknęły traktory
I znajduję - to sklep przy głównej ulicy wsi Ostrowice. "Otwarty w każdą niedzielę", jak się reklamuje. Wchodzi i wychodzi z niego sporo osób, przed wejściem stoi nawet lśniący, niebieski motocykl. Jest na zewnątrz i drewniany stół z ławkami. Chcę tam zaprosić kogoś na dłuższą rozmowę. Wychodzi akurat starszy pan - od razu się zgadza mi opowiedzieć coś więcej o wsi i gminie. Pytam, czego się napije. - Tylko nie alkohol - odpowiada stanowczo. Młody właściciel sklepu, gdy zauważa, że rozmawiamy, zaprasza nas do środka i proponuje kawę. Pytam rozmówcy, jak to się stało, że gmina się znalazła w takiej sytuacji.
Czytaj też:były wójt gminy Ostrowice oskarżony
- Wie pan, komuna była jaka była, ale każdy miał pracę. Potem PGR-y zlikwidowali, i już tu nic nie ma. Ale są tacy, którzy i tak potrafią - mówi i wskazuje na młodego właściciela sklepu. - On wziął życie za rogi, ma swoje sklepy, ale i hodowlę bydła - opowiada. Mężczyzna zza lady się tylko uśmiecha. Mój rozmówca kiedyś pracował na traktorze, ale obecnie takich zawodów już tu prawie nie ma. - Wszystko podupadało - dodaje.
Życie we wsi koncentruje się przy lokalnym sklepie
Czas na niego. Dopija kawę i opuszcza sklep, a ja razem z nim. Podchodzi do niebieskiego motocykla. - Pana? - zagaduje na koniec. - A jak! Już trzydzieści tysięcy kilometrów nim zrobiłem - odpowiada, nakłada kask i rusza w kierunku sąsiedniej wsi. Wchodzę jeszcze raz do sklepu. Zawsze jest tam przynajmniej kilka osób. Wolą jednak rozmawiać o swoich rodzinach, niż o sytuacji gminy. - Mój syn ma 40 lat, był w Afganistanie, od dawna jednak już jest na emeryturze - mówi mężczyzna, który właśnie kupił zapas Harnasiów.
Ruszam dalej, mój wzrok przyciąga reklama firmy "Stef-Mar", która - jak się ogłasza, handluje bronią. Sklep firmowy mieści się przy głównej ulicy Ostrowic, wchodzę do środka. Witają mnie dwie młode kobiety, pochłonięte wystawianiem faktur. Po chwili zjawia się Marian Przybysz, właściciel firmy. Pokazuje mi swój magazyn, który jest wyładowany bronią różnego typu - są krótkie pistolety, strzelby myśliwskie, jest broń historyczna, ale i sporo maszynowych Kałasznikowów. - Taki magazyn we wsi, która ma 500 mieszkańców? - zadaje pytanie szefowi firmy. Przez myśl przechodzi mi, że zaopatruje się tu wojsko, w końcu przy pobliskim Drawsku znajduje się jeden z największych poligonów Europy.
- Czasami chłopaki z poligonu przyjeżdżają, ale głównie żeby kupić broń na własne potrzeby. A sprzedajemy broń na terenie całej Polski, głównie przez internet, już jesteśmy w gronie największych takich firm w kraju, ale celujemy jeszcze wyżej - słyszę. W ofercie broń długa, krótka, kolekcjonerska, taka, którą można dostać tylko z pozwoleniem, ale i taka, którą może kupić sobie każdy. - Uzyskanie koncesji na sprzedaż proste nie było, ale teraz biznes się kręci - słyszę. Tak bardzo, że trzeba budować nowy magazyn - broń się już w starym nie mieści.
Co czeka firmę, gdy gmina przestanie istnieć? Właściciel mówi, że ciągle nie wie, gdzie od stycznia będzie płacił podatki. Myśli, że w Drawsku. To oznacza częste wyprawy do tego miasta i zmaganie się z biurokracją. No i będzie musiał na to wszystko poświęcić mnóstwo czasu, którego nie ma. Właśnie wrócił z Austrii, skąd sprowadza rzadką broń.
W niewielkich Ostrowicach znajduje się gigantyczny magazyn broni
Co się stało w Ostrowicach, skąd te problemy? - zadaje pytanie przedsiębiorcy. - Gdy ja budowałem firmę, to każdą złotówkę oglądałem dziesięć razy. To, czego zabrakło w Ostrowicach, to właśnie takie myślenie. Władze myślały, że publiczne to niczyje - słyszę. W biurze częstują mnie kolejną kawą, dopijam i szukam kolejnych rozmówców.
Są długi, biedy nie ma
Znajduję kolejny sklep, w środku są dwie ekspedientki, ale klientów nie widać. - Co się stało w Ostrowicach? - pytam. - Parabanki. Wójt brał głupie kredyty, wpadł w pętlę i jesteśmy gdzie jesteśmy. Co z nami będzie? Nie mam pojęcia - mówi mi ekspedientka. Zjawia się pierwszy klient - lokalny ksiądz. Znika na zapleczu sklepu, ale gdy wychodzi, to już rozmawiać ze mną nie chce.
Starsza pani prowadzi rower i popala papierosa. - O czym tu gadać? Wacek spowodował ten cały bajzel - mówi, mając na myśli byłego wójta.
Na rozmowę daje się namówić jeszcze kilka osób. Zadaje pytanie, co się stało z pieniędzmi, w końcu 50 milionów do spora suma jak na taką gminę. Tym bardziej, że na przykład drogi są w fatalnym stanie. - Wyremontowali szkołę, postawili orlika, pożyczyli w parabankach, kasy nie ma, długi są - słyszę.
- Mnie to dziwi. Przecież wokół nas są gminy również bardzo zadłużone. Czemu to nas zamykają, a ich nie? - zastanawia się młody mieszkaniec gminy i za chwilę znajduję odpowiedź. - Jest u nas taki facet, no wie pan, trochę dziwny. On jeździł po wsi z taczką, groził, że wywiezie na niej wójta. Narobił szumu. Może to dlatego? - zastanawia się.
Rozmowy o polityce lokalnej szybko jednak zmieniają się na te o polityce krajowej.
Postanawiam chwilę pochodzić po samej wsi, rozejrzeć się. Może to zaskakiwać, ale zadłużona pod brzegi gmina wcale nie sprawia wrażenia biednej. Domy są w przyzwoitym stanie, sklepy mają pełne półki, po ulicach biegają uśmiechnięte dzieci. Poza tym gmina jest piękna - zielona, otoczona jeziorami. Zaraz usłyszę, że to piękno to największe przekleństwo Ostrowic.
Ostrowice tak piękne, że aż zbankrutowały
Zgadza się ze mną porozmawiać Agnieszka Wróblewska. Jest rządowym komisarzem, czyli de facto zarządza gminą, gdy nie ma już w niej wójta. O niej mieszkańcy Ostrowic mają dobre zdanie. - Wie pan co, za późno nam ją wysłali. Ona jest konkretna, zdołałaby wiele odkręcić. No ale jak do nas trafiła, to już nie mogła nic zrobić - słyszę od mieszkańca wsi w średnim wieku.
Wróblewska przez cały dzień miała spotkania na terenie gminy, w urzędzie pojawia się po godz. 15. Na początek wyjaśnia mi, że faktycznie, w urzędzie powstanie posterunek policji, już w październiku, ale w budynku zostaną inne instytucje, chociażby lokalna poczta. W urzędzie jest też punkt bookcrossingowy. Można wziąć sobie książkę, ale warunkiem jest zostawienie innej.
Agnieszka Wróblewska, komisarz Ostrowic
Komisarz przekonuje, że likwidacja gminy wyjdzie mieszkańcom tylko na dobre. - Mieszkańcy mogą mieć pewność, że długi gminy nie przejdą na nich. Sytuacja trwała długo, więc doceniają, że wreszcie została ona rozwiązana. Choć oczywiście nie jest to dla nikogo łatwe. Minister Szefernaker obiecywał, że decyzje zostaną ostatecznie podjęte do maja - i tak też się stało - słyszę od Agnieszki Wróblewskiej razem z zapewnieniem, że długiem gminy zaopiekuje się państwo.
Ale skąd te długi w ogóle się wzięły? - Niegospodarność, która trwała przez lata. Naprawdę trudno wskazać jedną przyczynę, która doprowadziła do sytuacji, że gmina musi być wygaszona - mówi komisarz.
I opowiada, że piękno gminy jest jej przekleństwem. 70 jej procent leży na obszarze unijnego programu Natura-2000, a to oznacza, że żaden poważny przemysł tam nie powstanie. Dlatego, zdaniem Wróblewskiej, turystyka to jedyne rozwiązanie dla gminy. Już teraz, jak mówi, nieruchomości kupują tu Włosi czy Brytyjczycy, aby spędzić emeryturę w Ostrowicach. Jest dla nich pięknie, ale i tanio. Sama jak mówi, zakochała się w tych rejonach, choć gdy jej misja w gminie w grudniu się skończy, wróci do swojego Goleniowa.
A co się stanie z samą gminą? Komisarz mówi, że jest kilka scenariuszy. Być może cała gmina stanie się częścią pobliskiej gminy Drawsko Pomorskie, być może część trafi do Drawska, część do Złocieńca. O tym mają zadecydować przede wszystkim konsultacje społeczne.
Ostrowice mogą stać się częścią gminy Drawsko Pomorskie
Co to oznacza dla mieszkańców likwidowanej gminy? - Dla niektórych, zwłaszcza tych z małych wsi, będzie oznaczało to ułatwienie. Nie ukrywajmy - Ostrowice to mała miejscowość, a w Drawsku przy okazji jakiś spraw urzędowych będzie można się na przykład udać do sklepu czy lekarza - opowiada.
Zdaniem komisarz, dużym wyzwaniem dla przyszłych władz jest poradzenie sobie ze stanem dróg. Te, zwłaszcza łączące mniejsze miejscowości, są w tak fatalnym stanie, że gdy pogoda jest gorsza, często po prostu nie można nimi przejechać.
W Polsce jeszcze żadna gmina nie została zlikwidowana z powodu długów, Ostrowice będą pierwsze. Komisarz opowiada że, żeby tak się stało, będzie musiała powstać dedykowana Ostrowicom specustawa. Do stycznia gmina będzie więc obiektem zainteresowania zarówno mediów, jak i polityków.
Poza Szefernakerem, niedawno w gminie był też na przykład Czesław Hoc, prominentny europoseł PiS. A co będzie potem, gdy już gmina zostanie wchłonięta przez inną gminę? Mieszkańcy boją się, że Ostrowice będą zmarginalizowane, ale i zapomniane.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl