Przestępcy kasują kilkadziesiąt tysięcy złotych w ciągu kilku dni. I znikają. Internetowe sklepy widmo to w sieci prawdziwa plaga. Powstają tylko po to, by wyciągnąć pieniądze od nieuważnych kupujących. Policja często rozkłada ręce, bo oszuści korzystają ze "słupów".
- Zamówiłam, zapłaciłam i kontakt ze sklepem się urwał. Po jakimś czasie zniknęła też strona. W sieci znalazłam za to więcej poszkodowanych - mówi money.pl pani Katarzyna. Straciła pieniądze, kupionego przedmiotu nigdy nie dostała. - Moja wina. Gdybym była bardziej ostrożna i mniej ufna, to mogłabym się przed stratą ustrzec. A teraz pozostaje mi tylko ostrzec innych - dodaje.
Pani Katarzyna nie jest jedyną osobą, która stała się ofiarą internetowych przestępców.
Narodowe Centrum Cyberbezpieczeństwa niedawno informowało, że w ciągu zaledwie dwóch miesięcy dostało ponad sto zgłoszeń podobnych oszustw. A to przecież tylko niewielka część spraw, które tam docierają. Część nie jest nigdy zgłaszana, nie trafia nawet na policję. Ludzie boją przyznać się do strat, często chodzi kilkadziesiąt złotych i odpuszczają. A i tak funkcjonariusze z całej Polski przynajmniej raz w miesiącu zajmują się kilkoma takimi sprawami.
Wojciech stracił 335 zł, Robert -1199 zł. Arkadiusz wysłał ponad 1 tys. zł za telefon. I nigdy go nie dostał. Teraz w sieci ostrzegają przed sklepem "Strefa Zakupów". Strona już nie działa, w sieci można znaleźć sporo negatywnych komentarzy. I sugestii, by zgłaszać szybko sprawę na policję. W sumie tylko na jednym forum jest kilkaset wpisów.
Wszyscy padli ofiarą bardzo popularnej metody naciągania. Mechanizm jest prosty. Nowe sklepy kuszą niską ceną, zbierają pieniądze za towar i rozpływają się. Przestępcy wyspecjalizowali się w ukrywaniu tożsamości, bo korzystają ze "słupów" do wypłaty pieniędzy. Znalezienie odpowiedzialnych za biznes osób jest często niemożliwe. I przyznają to sami policjanci.
- To czasami są "weekendowe strzały". W ciągu tygodnia przestępcy kupują sobie pozytywne komentarze, w czwartek odpalają sprzedaż po konkurencyjnych cenach i już w niedzielę przestają działać. W regulaminie wpisali 14 dni na dostawę. I w ten sposób opóźniają negatywne opinie w sieci i zgłoszenie sprawy na policję - mówił money.pl jeden z policjantów walczących z przestępczością gospodarczą. O sprawie "sklepów widmo" informowaliśmy już we wrześniu ubiegłego roku. Proceder wciąż trwa.
Jak to działa?
Gdy strona i oferta są gotowe, firma natychmiast uruchamia akcję produkowania pozytywnych komentarzy. W internetowych porównywarkach i na forach pojawiają się dziesiątki zadowolonych klientów. Chwalą zamówienie, kontakt, szybkość. Tworzą z nowo powstałej firmy wzór sprzedawcy. Polecają zakupy. Ale komentarze są kupione, a sprzętu nikt nie ma zamiaru wysyłać. Firma ma działać przez kilka tygodni, maksymalnie miesięcy. I zniknie, kiedy tylko w sieci zrobi się dym. Pozytywne opinie można kupić na popularnych portalach z ogłoszeniami. Nie trzeba się nawet ujawniać, wystawiać zlecenia..
W czasie, kiedy klienci się niecierpliwią i czekają na przesyłkę, oszuści zakładają już nowy biznes. Wszystko wygląda identycznie, zmienia się tylko nazwa. Przykładowo "FajneTelefony" zastępują "SuperTelefony". I biznes się kręci.
- Czasami nie chce im się nawet zmieniać wyglądu strony. Naprawdę niewiele wystarczy, by oszukiwać - tłumaczył nam funkcjonariusz, który chce zachować anonimowość. W ten sposób zwraca uwagę, że to klienci muszą o siebie zadbać. Jak? Nie mogą rzucać się na najniższe ceny i niesprawdzone sklepy.
Kiedy do policji dotrą pierwsze sygnały, bez problemu można zablokować konto bankowe, które wykorzystywali przestępcy. Ale często na tym trop się urywa. "Słupa", na którego postawione było takie konto, można pozyskać przez internet. Nigdy nie zobaczy on człowieka, któremu prał pieniądze. I dzięki temu nie pomoże później w śledztwie.
Jak znaleźć takiego "słupa"? Przykładowo oferując pracę i wymagając jedynie założenia konta bankowego. Historię pana Adriana, który w ten sposób został wkręcony, opisywaliśmy już w money.pl w materiale pt. "Słup i konto do prania pieniędzy poszukiwane. Jak Arkadiusz "okradł" nauczycieli ze Świnoujścia".
Bardzo często też firmy zakładane są na podstawie kradzionych dokumentów. W sieci taką historię opisuje pani Edyta. Za jednym z fałszywych sklepów miał stać jej mąż. Problem w tym, że nigdy żadnej działalności nie zakładał. Wziął za to pożyczkę "u osoby prywatnej". Policja została poinformowana o sprawie. Ale negatywne komentarze z danymi męża Edyty wciąż w sieci się pojawiają.
Zresztą, nawet śledząc internetowe wpisy, można zauważyć jak szybko przestępcy zmieniają konta, na które należy wpłacić pieniądze. Co kilka postów pojawiają się nowe dane, nowy numer konta.
Jak nie dać się naciągnąć?
Choć zabrzmi to banalnie, to jednak trzeba być uważnym. Policjanci przestrzegają przed pochopnymi decyzjami zakupowymi. Od tego sę zaczyna. Strona, która ma kilkanaście pozytywnych opinii i działa tylko od kilku dni, nie jest wiarygodna. Lepiej poczekać. Nieproporcjonalnie niska cena towaru też powinna niepokoić.
Przestępcy mają najczęściej tylko jedną metodę płatności - przelew bezpośrednio na konto. Czasami - dla zmylenia - do wyboru jest wysyłka za pobraniem, ale z bardzo wysoką stawką. Nikt z niej nie skorzysta, bo straci potencjalną oszczędność za zakupiony towar.
Od czego zatem trzeba rozpocząć internetowe zakupy w nieznanym miejscu? Warto zerknąć w regulamin - powinny się tam znaleźć dane przedsiębiorstwa, które prowadzi sprzedaż. Często warto też sprawdzić, czy podawany na stronach adres w ogóle istnieje. Zdarza się, że przestępcy wstawiają dane, które prowadzą w pole. Przed wysyłką pieniędzy warto przeszukać sieć i przeczytać opinie na temat sprzedawcy. Być może pojawiają się już pierwsze negatywne oceny. Pojawiają się wątpliwości? Zrezygnuj z zakupu.