Nasza polityka względem OZE zawiodła. Jeśli nie spełnimy unijnych wymogów dotyczących 15-proc. udziału zielonej energii (co jest bardzo prawdopodobne), przyjdzie nam płacić nawet 8 mld zł rocznie, by kupić ją z innych krajów.
Mamy powody, by przewidywać, że Polska nie wywiąże się z unijnego obowiązku 15-procentowego udziału OZE w miksie energetycznym do 2020 r. Aktualnie zbliżamy się do 12 proc. Jeśli nie wypełnimy zobowiązania, będziemy musieli kupować zieloną energię z innych krajów, które uzyskują nadwyżkę. Scenariusz zakupu – najpewniej z Niemiec – wynika z najnowszego raportu NIK – informuje "Dziennik Gazeta Prawna".
Już w 2015 r. Komisja Europejska alarmowała, że Polska i Węgry mogą nie zrealizować celów związanych z OZE.
3 lata po tych ostrzeżeniach nie ma wątpliwości, że zła legislacja spowodowała, że w dziedzinie produkcji zielonej energii jesteśmy w tyle za jakąkolwiek średnią. Przykładami złej polityki względem OZE są choćby zmiany w systemie zielonych certyfikatów, które są jednym z głównych instrumentów dopłat do odnawialnej energii.
"DGP" wylicza, że inwestycje w OZE spadły z 3,7 mld zł średniorocznie do niespełna 0,5 mld w 2017 r.
Czytaj też: * *Budowa farm wiatrowych. NIK przedstawił listę zarzutów
Brak jednoznacznych przepisów powoduje, że przedsiębiorcy inwestują ogromne pieniądze właściwie w ciemno, nie wiedząc, czy wkrótce nie zmieni się prawo i nie postawi pod znakiem zapytania sensu dalszej działalności. Jak zauważa NIK, sektor energii odnawialnej wyhamował z powodu nadmiernych restrykcji, które na inwestorów w farmy wiatrowe nałożyła tzw. ustawa odległościowa. Konsekwencją tych regulacji są roszczenia inwestorów zagranicznych, których rozmiarów nie sposób jeszcze oszacować, czytamy w "DGP".
Rządzący są świadomi problemu. Wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski zapowiedział, że do końca roku ma być gotowa ustawa o morskiej energetyce wiatrowej, która ma pomóc wywiązać się z unijnych zobowiązań.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl