W wietrzne dni wiatraki produkują tyle energii, że nie ma co z nią zrobić. Spółka Państwowe Sieci Elektroenergetyczne jest gotowa płacić za to, żeby elektrownie wiatrowe przystopowały.
O nietypowym pomyśle na walkę z pojawiającą się od czasu do czasu w naszym kraju dużą nadwyżką prądu pisze "Rzeczpospolita". Chodzi o rozwiązanie problemu, który pojawia się, kiedy wieje silny wiatr, a mamy na przykład okres świąteczny - część zakładów pracy pracuje wtedy na pół gwizdka albo nie pracuje wcale, nie zużywa więc zbyt dużo energii.
A tej, rozpędzone dzięki silnym podmuchom wiatraki produkują wówczas w nadmiarze. W sumie powstaje więcej prądu, niż możemy w Polsce zużyć. Żeby produkcja pokrywała się z zapotrzebowaniem, w tym czasie wyłącza się niektóre elektrownie węglowe.
Prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej Janusz Gajowiecki w rozmowie z "Rz" przekonuje, że lepiej "wyłączyć" wiatraki. Jak mówi, wyłączanie elektrowni węglowych na kilka godzin, a potem ich ponowne uruchamianie jest droższe i zwiększa ich awaryjność.
Mniejszy problem jest natomiast z zatrzymaniem produkcji prądu w elektrowniach wiatrowych. Ale żeby ich właściciele się na to zgodzili, trzeba by im zapłacić. Państwowa spółka Polskie Sieci Elektroenergetyczne, która jest właścicielem sieci przesyłowej w naszym kraju, jest za.
Prezes PSE Eryk Kłossowski zadeklarował w rozmowie z "Rz", że niebawem wyjdzie do rynku z konkretną propozycją.
"Branża oczekiwałaby stawki 130–140 zł/MWh, z czego ok. 70 zł/MWh za samą energię. Resztę stanowiłaby średnia cena zielonych certyfikatów, instrumentu wsparcia dla odnawialnych źródeł energii" - czytamy w artykule.
Zdaniem Gajowieckiego, żeby system się bilansował, trzeba by zatrzymywać wiatraki produkujące ok. 600-1000 megawatów. Dla porównania - wszystkie wiatraki w naszym kraju mają moc 2,5-3 tys. megawatów. W całym tym pomyśle jest jedno potencjalne zagrożenie - nie wiadomo, czy ostatecznie cena prądu nie pójdzie w górę.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl