Zmęczeni grafikami, bez podwyżek, źle taktowani w firmie. Etatowi piloci LOT-u za tydzień zdecydują, czy w majówkę zastrajkują. Ci na kontraktach, rozglądają się za pracą w konkurencji. Czeka nas paraliż lotnisk?
AirBaltic, łotewskie linie lotnicze chcą zatrudnić stu nowych pilotów. Szukają ich w Warszawie – pisze "Gazeta Wyborcza". I nie są jedyni. Wiele linii lotniczych już teraz walczy o pilotów i personel pokładowy. Na rynku zapotrzebowanie na pilotów stale rośnie. Wystarczy przywołać analizę Boeinga, który prognozuje, że w ciągu kolejnych 20 lat będzie ich potrzeba więcej niż pół miliona.
Stąd zdzwienie polskich pilotów krajowego przewoźnika, którzy narzekają na złe traktowanie w firmie. Sytuacja jest tak napięta, że jak pisaliśmy w money.pl, etatowy personel pokładowy zorganizował referendum strajkowe. Decyzję o jego rozpoczęciu mają podjąć w przyszłą sobotę 21 kwietnia.
Przewrót majowy?
To oznacza, że dla klientów LOT tegoroczna majówka może być wyjątkowa. To właśnie wtedy kończy się 30-dniowy test dla Rafała Milczarskiego, prezesa LOT. Nie tylko musi usiąść do rozmów, ale dojść do porozumienia i opanować pożar w spółce. Na 1. maja zapowiadany jest ewentualny strajk pilotów.
Jak pisaliśmy w money.pl, od miesięcy przewodniczący dwóch związków zawodowych w LOT wysyłają listy do premiera Mateusza Morawieckiego, byłej premier Beaty Szydło i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Materiały wędrują też do minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbiety Rafalskiej oraz szefa resortu zdrowia Łukasza Szumowskiego. Treść wiadomości? To alarm. Nie podoba się im sposób zarządzania w LOT.
O co walczą piloci? Ci na własnej działalności, zatrudnieni na etatach chcą unormowanie sytuacji w firmie. Jak przekonują informatorzy "Gazety Wyborczej", piloci latają zmęczeni – przez kiepskie grafiki. Ich loty są na ogół krótkie, a tylko za czas spędzony za sterami się im płaci. Przerwy, oczekiwania na kolejny lot nie są brane pod uwagę. Więc, jeśli 35-minutowy lot powrotny będzie na drugi dzień. Pilot spędzie w pracy dobę, a wynagrodzenie dostanie za godzinę - czyli, jak podaje "Wyborcza", 340 zł.
Związki zawodowe działające w PLL LOTmówią również o omijaniu Kodeksu Pracy poprzez "zawieranie umów z jednoosobowymi spółkami wykonującymi pracę w charakterze pilotów i stewardess". Jak zaznaczają, taka sytuacja miała być czasowa. Spółka nie mogąc zatrudniać pracowników ze względu na restrykcje Komisji Europejskiej, do czasu wygaśnięcia ograniczeń, zamiast etatów, posiłkowała się samozatrudnieniem. I tak już zostało do dziś.
Wynagrodzenia z 2010 roku
Na warunki i pieniądze narzekają też piloci etatowi. Jak pisaliśmy w money.pl, konflikt o to trwa już od lat. W sporze chodzi o powrót do zarobków z 2010 roku. - Nie żądamy podwyżek jako takich. Chcemy jedynie powrotu do poziomów sprzed 8 lat i dodatków do pensji, które w firmie funkcjonowały przed laty - od prawie trzech lat mówią pracownicy i związkowcy jednym głosem.
Żalą się, że prawie połowa pensji jest uzależniona od różnych dodatków. Raz są, raz ich nie ma. Czyli wynagrodzenie zawsze jest niespodzianką. Na dodatek - pracownicy przekonują, że nie pozwalają sobie na choroby. A przynajmniej oficjalnie. Przemęczenie lub gorsza forma to żaden powód, by nie stawiać się w pracy. Każda nieobecność to strata finansowa.
Wynagrodzenia przed laty spadły przed laty, bo LOT musiał oszczędzać i ratować biznes. Ale - zdaniem związkowców - nie zostały przywrócone, gdy firma wyszła na prostą. A przecież to właśnie LOT przedstawiany jest jako największy biznesowy sukces "dobrej zmiany" Prawa i Sprawiedliwości.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl