Polskie miasta ostro walczą o sympatię i zainteresowanie filmowców. Możliwość zareklamowania się w nowym filmie Vegi sprawiła, że Wrocław zamknął dwa mosty i zmienił przebieg tras dziewięciu linii tramwajowych.
Wrocławskie MPK zadbało o to, by mieszkańcy miasta przygotowali się na utrudnienia. Informacje o czwartkowych i piątkowych utrudnieniach z dużym wyprzedzeniem pojawiły się w lokalnej prasie i na Facebooku przewoźnika.
Przez dwa dni trasy zmieniło aż 9 linii tramwajowych, a kompletnie wyłączone zostały z ruchu Stare Mosty Mieszczańskie w centrum miasta.
Wszystko dlatego, że Patryk Vega właśnie we Wrocławiu zdecydował się kręcić swój kolejny bardzo mocny i mroczny film - "Plagi Breslau".
W opowieści o policjantce ścigającej seryjnego mordercę w głównej roli wystąpi Małgorzata Kożuchowska. Na planie towarzyszą jej Ewa Kasprzyk, Iwona Bielska i Katarzyna Bujakiewicz, Karol Bedorf i Tomasz Oświeciński. Dlaczego stolica Dolnego Śląska chętnie zaprasza do siebie ekipę filmową, która powoduje spore zamieszanie w życiu miasta?
- City placement jest ważnym i skutecznym narzędziem promocji. Jest też bardziej atrakcyjny niż np. ogólnokrajowa kampania billboardowa, co nie jest bez znaczenia dla odbiorców niechętnych przekazom reklamowym - mówi Wioletta Samborska, dyrektorka Biura Promocji Miasta i Turystyki Urzędu Miasta Wrocławia.
Jak przekonuje, najlepszym na to przykładem jest serial "Pierwsza Miłość", który w całości realizowany jest we Wrocławiu i pokazuje piękno tego miasta.
Oglądalność robi swoje
Premierowe odcinki "Belfra 2" (też kręcony we Wrocławiu) na antenie Canal+ oglądało średnio 306 tys. widzów, o 52 tys. osób więcej niż gromadził początek pierwszego sezonu. Skumulowany zasięg premierowych odcinków produkcji wyniósł 890 tys. osób.
To był potężny sukces filmu, ale też Wrocławia. Najprawdopodobniej nie dałoby się tego osiągnąć przy użyciu nawet najbardziej wyrafinowanej i bardzo drogiej kampanii outdoorowej. Jak zapewnia przedstawicielka ratusza, to właśnie serial czy film wzbudza emocje, a dzięki temu zwiększa atrakcyjność miasta i zachęca do jego zwiedzenia. To z kolei przekłada się na większe przychody i zyski restauracji i hoteli.
Jej zdaniem nie ma innego narzędzia, które działa w ten sposób. - Doskonale widać to też na przykładzie Sandomierza, który przed kręconym tam "Ojcem Matuszem" nie był tak rozpoznawalny i pozytywnie kojarzony, jak teraz - mówi Samborska.
Rzecz jednak w tym, że Artur Żmijewski - odtwórca roli tytułowego księdza-detektywa, często wsiada tam na swój elegancki rower i pokazuje uroki starówki i innych zakątków tego miasta. Podobnie atrakcyjne widoki podziwiają również widzowie serialu "Pierwsza Miłość". Bohaterowie tej telewizyjnej opowieści często przechadzają się po najbardziej urokliwych zakątkach Wrocławia.
Promocja przez mocny thriller?
Jednak u Patryka Vegi tego romantyzmu nie będzie. Zapowiada się krwawa historia okraszona - co u tego reżysera jest normą, a nie wyjątkiem - potężna dawką wulgaryzmów. Czy zatem wymiar promocyjny tego filmowego przedsięwzięcia będzie równie pozytywny?
- Treść filmu nie ma większego znaczenia. Najważniejsze są emocje, które wzbudza. Ponadto podążanie śladem zagadek kryminalnych przez Wrocław ma u nas już swoja tradycję za sprawą książek Marka Krajewskiego - zapewnia przedstawicielka Urzędu Miasta.
W jej ocenie to właśnie ta aura tajemniczości i chęć posmakowania mrocznego klimatu jest świetnym magnesem na turystów. - Ponadto w tym konkretnym przypadku olbrzymie znaczenie dla wartości promocyjnej takiego przedsięwzięcia ma prestiż i ranga reżysera i aktorów, którzy biorą udział w tej produkcji - dodaje Samborska.
Sam reżyser również nie ukrywa, że tworząc swój kolejny film inspirował się książkami Krajewskiego, których akcja tradycyjnie osadzona jest we Wrocławiu. Vega zapowiadał wcześniej nawet ekranizację jednej powieści o Eberhardzie Mocku, ale teraz najwyraźniej postanowił się nią tylko zainspirować.
Za sprawą tego zabiegu widzowie rzeczywiście będą mogli przyjechać do Wrocławia i ruszyć tropem filmowych bohaterów, bo tajemnicze morderstwa mają być powiązane z historią tego miasta i jego zabytkami.
Na ekranach kin stolice Dolnego Śląska promować będą zatem atrakcyjne ujęcia pokazujące znane wrocławskie okolice ulicy Ślężnej, Powstańców Śląskich czy Mostów Mieszczańskich. Na zamkniętych dla ruchu przeprawach rozegra się zresztą najbardziej efektowna scena.
Lokalny patriotyzm też ważny
Pomiędzy 50 samochodami ma galopować... koń. To jednak nie wszystko. Vega planuje również w finałowej scenie - oczywiście tylko filmowo - podpalić Operę Wrocławską. Sam reżyser w jednym z wywiadów również zwrócił uwagę na walor promocyjny produkcji filmowych.
Opowiadał w nim, jak to po obejrzeniu filmu "Anioły i demony" był w Rzymie i ciągle spotykał turystów podążających szlakiem miejsc znanych z tego właśnie filmu. Vega ma nadzieję, że po "Plagach Breslau" we Wrocławiu też pojawią się takie wycieczki.
Władze miasta też mają taką nadzieję , ale liczą również na inny walor związany z obecnością filmowców. - Film kręcony na ulicach miasta wzbudza lokalny patriotyzm i dumę wśród mieszkańców. Oglądając dzieło w kinie czy telewizji mogą powiedzieć znajomym i rodzinie: zobacz, to dzieje się w moim mieście. A w tym obszarze Wrocław ma się czym pochwalić - dodaje Samborska.
Rzeczywiście tradycje filmowe stworzyła tu Wytwórnia Filmów Fabularnych, gdzie powstało wiele wybitnych dzieł. Miasto też wielokrotnie było drugoplanowym bohaterem kręconych tu filmów i seriali, choćby "Most Szpiegów" S. Spielberga czy nominowany do Oskara "Loving Vincent".
Dla Jana Pelczara, krytyka filmowego i jurora festiwali, zainteresowanie miast współpracą z filmowcami nie jest zaskoczeniem. Korzyści promocyjne z ich obecności doceniane są na całym świecie, choć nie wszędzie potrafi się to potem we właściwy sposób spożytkować.
- Podczas kręcenia "Władcy Pierścieni" Nowa Zelandia powołała nawet ministra, który zajmował się tylko tą produkcją. Rząd tego kraju doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zaraz potem miejsca znane z filmu staną się atrakcją turystyczną nr. 1. Dla porównania jednak - plany po kręceniu Gwiezdnych Wojen w Maroku zostały pozostawione same sobie - mówi Pelczar.
Dla naszego rozmówcy nie ma jednak wątpliwości, że w ostatecznym rachunku koszty dla miasta związane np. ze zmiana organizacji ruchu , czy zamknięciem ulic, są dużo niższe niż zyski wynikające z promocji.
Niektóre miasta jeszcze dopłacają filmowcom
Próbowaliśmy dziś ustalić we Wrocławskim magistracie, jakie są szacunki kosztów związanych z obecnością ekipy Vegi na ulicach miasta. Jednak do czasu opublikowania tego artykułu nie dostaliśmy szczegółowych odpowiedzi.
Nie jest jednak tajemnicą, że to się opłaca. Do tego stopnia, że za jeden odcinek „Rodzinki.pl” Ełk zapłacił TVP 10 tys. zł a Grudziądz 90 tys. Dużo? Jak się wydaje jednak, nie bo ta promocja jest skuteczniejsza od tradycyjnej, która jest droższa. Koszt dwutygodniowej kampanii outdoorowej, tylko w 4 największych miastach Polski, to kwota ok. 160 tys. zł.
Tymczasem jak wynika z raportu Press Service Monitoring Mediów w 1. kwartale 2017 r. Wrocław pojawił się w prasie 158 tys. razy. Przekłada się to na ekwiwalent reklamowy o wartości ponad 817 mln zł.
Dla celów tych badań analizie poddano materiał pochodzący z ponad 1100 tytułów prasowych, 5 mln źródeł internetowych oraz 100 stacji radiowych i telewizyjnych. - Można założyć, że spora część to wzmianki związane z serialami „Pierwsza miłość" czy innych produkcji, kręconych w mieście, np. filmu Spielberga czy "Belfra" z Maciejem Stuhrem - przekonuje Wioletta Samborska.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl