Co najmniej 2 tys. zł na rękę dla szeregowego pracownika domagają się związkowcy Biedronki - dowiedział się WP money. Choć głośno ostatnio o wojnie na podwyżki pomiędzy sieciami handlowymi, to pracownicy wciąż narzekają na zarobki. I choć do kas dyskontu pchają się klienci, to kasjerzy masowo rezygnują z pracy. Także przez program 500+.
Według związkowców kwartalnie z pracy w Biedronce rezygnuje nawet 2200 pracowników, co nawet przy gigancie zatrudniającym kilkadziesiąt tysięcy osób musi robić wrażenie. "Solidarność" twierdzi, że to efekt przeciążenia pracą i niskich zarobków. Jej zdaniem w sieci po prostu brakuje ludzi.
"Obecna niska obsada kadrowa sprawia, że muszą zostawać w pracy po godzinach (...). Niemożliwe jest czasem zaplanowanie urlopów albo urlopy wypoczynkowe już udzielone, są anulowane. (...) Wzrasta stres w pracy i wypadkowość. Widoczny jest wzrost absencji chorobowej" - piszą związkowcy w swoim stanowisku do centrali Jeronimo Martins Polska, właściciela Biedronka.
Informacja o odejściach zawiera dane z początek ubiegłego roku. A proces miał jeszcze się pogłębić po wejściu w życie 500+.
"Zmiany prawne w zakresie świadczeń rodzinnych związanych z programem 500+ powodują, że dla części pracowników rezygnacja z niskopłatnej pracy i pobieranie świadczeń na dzieci, staje się rozwiązaniem korzystniejszym niż zatrudnienie na złych warunkach finansowych" - twierdzi "Solidarność".
Biedronka odpiera te zarzuty. Twierdzi, że nie ma mowy o masowych rezygnacjach. Jej zdaniem jest wręcz przeciwny trend - zatrudnienie w sieci rośnie.
- Nie zaobserwowaliśmy w naszej firmie wzrostu rotacji pracowników w 2016 r. w stosunku do 2015 r. ani w ostatnich miesiącach. Zaznaczamy również, że w 2016 r. zwiększyliśmy zatrudnienie o ponad 5 tys. osób, kończąc rok stanem zatrudnienia powyżej 60 tys. osób - informuje WP money biuro prasowe firmy.
Biedronka przyznaje jednak, że rzeczywiście w niektórych miejscach ma problem ze znalezieniem nowych pracowników.
- Sytuacja ta dotyczy przede wszystkim rejonów przygranicznych w zachodniej części kraju oraz największych miast, co jest związane z kondycją lokalnego rynku pracy. Trudności te są udziałem większości branż obecnych na tych rynkach - tłumaczy sieć.
Związkowcy twierdzą, że w ich mniemaniu Biedronka nie prowadzi z nimi dialogu i nie rozmawia o sposobach wynagradzania pracowników. A jako dowód na przeciążenie pracą podają jeden z raportów Państwowej Inspekcji Pracy, która stwierdziła w lipcu zeszłego roku, że pracownikom sieci odmawia się przerw w pracy, niezgodnie z regulaminem modyfikuje grafiki czy zmusza kobiety do pracy szkodliwej dla ich zdrowia.
Biedronka broni się, przekonując, że PIP dotyczy tylko pojedynczej lokalizacji, a nie całej sieci. - Ewentualne zmiany w regulaminach pracy czy wynagradzania są każdorazowo, zgodnie z wymogami prawa, konsultowane ze stroną społeczną - dodaje sieć.
Związkowcy twierdzą, że gdy w sklepie dwie osoby pójdą na zwolnienie lekarskie, to kierownik placówki praktycznie nie ma jak ułożyć planu pracy. A sieć ratuje się przenoszeniem pracowników pomiędzy sklepami. Z naszych informacji wynika, że zdarzają się sytuacje, w których pracownik zaczynający rano pracę w placówce A, w trakcie swojej zmiany jest przewożony taksówką do sklepu B, by tam dokończyć dyżur.
Zdaniem "Solidarności" rozwiązaniem problemów kadrowych powinna być wyraźna podwyżka płac w Biedronce. Minimalna pensja powinna wynosić dla kasjera 2 tys. zł, ale na rękę. Oznacza to, że sieć musiałaby wynagrodzenie brutto podnieść z dzisiejszych 2300 zł do poziomu ok. 2 775 zł, czyli o blisko 500 zł więcej.
Podwyżki miałyby też objąć zastępców kierownika sklepu. Ci mieliby dostawać 3 tys. zł na rękę, czyli ok. 4210 zł brutto. Z kolei szefowie każdej z 2600 placówek mieliby dostawać minimum 4 tys. zł na rękę (5634 zł brutto).
- Każdego roku dokonujemy przeglądu wynagrodzeń. W tym procesie bierzemy pod uwagę sytuację i poziom wynagrodzeń na rynku pracy. Obecnie jesteśmy w trakcie takiej analizy. Zaznaczamy jednak, że ewentualne zmiany w poziomie wynagrodzeń będą w pierwszej kolejności komunikowane pracownikom - przekazała Biedronka WP money.
Związkowcy apelują również o nowy system wynagradzania i premiowania. Zwracają uwagę, że pracownik zatrudniony w sieci przez kilkanaście lat otrzymuje tyle samo, co osoba pracująca 3 lata. W piśmie zasugerowano wprowadzenie progów stażowych, dających prawo do o 10 proc. wyższej pensji. Poza tym dodatki za brak nieobecności w pracy powinny przysługiwać też kadrze kierowniczej, a nie jak dzisiaj jedynie szeregowym pracownikom.
Biedronka nie poinformowała nas, czy zamierza zmienić te zasady. Przypomniała jedynie, że dla pracowników zatrudnionych 10 czy 20 lat przewidziane są jubileuszowe nagrody.
Pismo, do którego dotarł WP money, związkowcy wysłali do Biedronki już w zeszłym roku. Ponieważ nic w ich sprawie od tego czasu się nie zmieniło, więc nadal jest ono przez "Solidarność" podtrzymywane. W środę w Centrum Dialogu Społecznego w Warszawie związkowcy mają się spotkać z mediatorem, który podejmie się rozmów z Jeronimo Martins. Te zaplanowano na połowę marca. Związkowcy liczą, że uzgodnią na nich podwyżki, które wejdą w życie już od kwietnia, ewentualnie od maja.
Na razie związkowcy nie są zadowoleni ze sposobu komunikacji. Pod koniec lutego prezes grupy Jeronimo Martins stwierdził na konferencji prasowej, że podwyżek dla pracowników Biedronki w tym roku nie będzie.
- W tym roku nie planujemy podnoszenia wydatków na pensje dla pracowników - poinformował dwa tygodnie temu Pedro Soares dos Santos.
Sieć szybko musiała się z tej deklaracji wycofywać. Jak podał serwis wiadomoscihandlowe.pl, dyrektor personalny Biedronki Jarosław Sobczyk wystosował do pracowników pismo, w którym pisze, że "również w tym roku Biedronka planuje wprowadzenie zmian wynagrodzeń zgodnie z naszą polityką płacową". Nie informuje jednak, kiedy i na czym te zmiany miałyby polegać.
Warto pamiętać, że sieć różnicuje swoje płace. Na przykład w Warszawie i okolicach pensja może być nawet o kilkaset złotych większa niż w małej miejscowości na Podkarpaciu. Na przykład magazynierowi w podwarszawskim Pruszkowie oferuje na start wynagrodzenie w wysokości 2630 zł brutto - o 330 zł więcej niż standardowa pensja na tym stanowisku.
Biedronka zaczęła też zatrudniać Ukraińców. Ci pracują zarówno w sklepach, wykładając towar, jaki i w centrach logistycznych. Z naszych informacji wynika, że są oni zatrudniani w agencjach pracy i leasingowani do pracy w sieci.
Na dodatek pod względem wynagrodzeń dyskontowi uciekają inne sklepy. Lidl od marca płaci swoim pracownikom minimum 2550 zł brutto, a w dużych miastach ta kwota potrafi urosnąć do 3300 zł. 3300 zł zarobić może również kasjer w Ikei, w Kauflandzie minimalna wzrosła właśnie do 2600 zł. W Tesco jest to ok. 2300 zł dla pracownika z rocznym stażem.
Brak podwyżek może też dziwić, bo sieć ostatnio chwali się świetnym wynikami finansowymi. Sprzedaż wystrzeliła w górę o blisko 10 proc. do ponad 40 mld zł, podobnie było z zyskami. W 2016 roku EBITDA wyniosła 707 milionów euro.