- Gdyby człowiek miał zjeść ilość pestycydów równą dopuszczalnej dziennej dawce, byłoby to ok. 20 kilogramów jabłek. To raczej nierealna ilość - mówi w rozmowie z money.pl dr hab. Henryk Ratajkiewicz z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Publikacje money.pl i Wirtualnej Polski dotyczące pestycydów w owocach - zwłaszcza uwielbianych przez Polaków truskawkach - wzbudziły wiele emocji wśród czytelników. Z jednej strony ekspertka z SGGW ostrzegała przed niezdrowymi owocami, z drugiej zlecone przez nas badania wykazały, że próbka znajduje się w "pestycydowej" normie.
Prawdy i mity dotyczące pestycydów postanowiliśmy skonfrontować z wiedzą dra hab. Henryka Ratajkiewicza z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Adam Janczewski, money.pl: Pestycydy budzą skrajne emocje. Z jednej strony mówi się, że są przyczyną chorób cywilizacyjnych, w tym nowotworów. Z drugiej są głosy, że nie ma możliwości efektywnej produkcji żywności, kiedy jest nas już na świecie ponad 7 miliardów.
*Dr hab. Henryk Ratajkiewicz, Katedra Entomologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu: - *Możemy mieć bardzo różne opinie na temat wpływu pestycydów czy środków ochrony roślin na zdrowie. Oczywiste jest jednak to, że gdyby nie pestycydy, mielibyśmy bardzo poważne problemy z chorobami, szkodnikami czy chwastami w uprawach. Bez środków ochrony roślin plony byłyby średnio o 35-40 niższe.
Dla przykładu, w XIX w. mnóstwo ludzi zmarło z głodu w Irlandii z powodu ogromnych strat w uprawach ziemniaka. Współcześnie takiej sytuacji mieć nie będziemy, ale na polach niechronionych, zaraza ziemniaka mogłaby spowodować podobne szkody, czyli sięgające nawet 90 proc.
A co z aspektem zdrowotnym?
- Trudno dokonywać jednoznacznej oceny. Trzeba rozpatrywać każdy przypadek z osobna, brać pod uwagę konkretny preparat i jego wpływ na człowieka. Niektóre badania faktycznie wskazują, że pewne pestycydy mogą powodować nowotwory.
Nawet na etykiecie środków ochrony roślin mamy informację o tym, że może być to preparat kancerogenny czy mutagenny. Nie znaczy to jednak, że te środki doprowadzą do powstania nowotworów. To podobna sytuacja jak w przypadku leków, które też mogą doprowadzić do bardzo poważnych skutków, jeśli są brane w sposób niewłaściwy.
Wirtualna Polska zleciła badania truskawek. W sanepidzie dowiedzieliśmy się, że owoce z zawartością takich pozostałości pestycydów, jak wykazane w badaniach, można "jeść codziennie do końca życia bez ubocznych skutków zdrowotnych".
- Jeśli substancje są na poziomie poniżej najwyższej dopuszczalnej pozostałości, to zgadzam się całkowicie z tą opinią. Nie powinny doprowadzić do negatywnych skutków zdrowotnych. Trzeba jednak wziąć przy tym pod uwagę, że wyznaczenie tego poziomu pozostałości jest dość skomplikowane. Mieliśmy przykłady w ostatnich latach, że pierwotne poziomy były obniżane dla niektórych substancji. Nasza wiedza stale się rozwija.
Znane jest powiedzenie, że to dawka czyni truciznę. W jaki sposób ustalane są normy?
Współcześnie możemy powiedzieć, że kluczowe znaczenie ma dawka indywidualna. Jest wypadkową toksyczności ocenianej na zwierzętach oraz osobniczej wrażliwości człowieka.
Normy ustalane są na podstawie szeregu badań, które określają pozostałości środka ochrony roślin w co najmniej dziesięciu próbach, po zastosowaniu preparatu zgodnie z dobrą praktyką rolniczą.
Z drugiej strony, w badaniach na zwierzętach określa się poziomy, które nie powodują negatywnych skutków dla organizmu. Określa się współczynnik bezpieczeństwa, a następnie tak zwane akceptowalne dzienne pobranie.
Na podstawie porównania akceptowalnego dziennego pobrania ze spożyciem produktów zawierających daną substancję szacuje się narażenie na pozostałości danego środka ochrony roślin pobieranego wraz z pożywieniem. Wówczas możemy powiedzieć, czy nasza dieta jest pod tym względem bezpieczna.
Czy możemy spróbować jakoś zobrazować, w jakiej ilości dawka środków ochrony roślin zawarta w owocach czy warzywach mogłaby być trująca? Ile owoców na raz musiałby zjeść człowiek, żeby odczuć negatywne skutki działania pestycydów?
Posłużę się tu artykułem mgr Nowackiej i prof. Gnusowskiego z Instytutu Ochrony Roślin z 2010 r. W przeciętnej diecie Europejczyka, na podstawie modelu brytyjskiego, jest ok. 200 g dziennie jabłek. Gdyby człowiek miał zjeść ilość substancji równą dopuszczalnej dziennej dawce pozostałości danego środka ochrony roślin zawartą w jabłkach, byłoby to ok. 20 kg. To raczej nierealna ilość.
Zobacz także: Zła etykieta nie tylko przy truskawkach. Sprzedawcy oszukują w kwestii pochodzenia ziemniaków
_ _
_
_
_ _
Wyjaśnił pan już, jak wygląda ustalanie unijnych norm. A jak to wygląda z drugiej strony? W jaki sposób producenci wprowadzają na rynek nowe pestycydy? Jaka jest procedura i ile trwa?
Kluczowe jest to, żeby dana substancja była zarejestrowana na poziomie europejskim jako substancja, która może być wprowadzana do środków ochrony roślin. Jeżeli tak jest, firmy mogą starać się o wprowadzenie preparatu, wyprodukowanego na jej bazie, na rynek w konkretnym kraju. Procedura polega na przeprowadzeniu badań nad skutecznością działania preparatu, a z drugiej strony określany jest poziom pozostałości w roślinach.
Cała procedura, od wyizolowania preparatu do wprowadzenia na rynek, może trwać około 10 lat. Kosztuje to dziesiątki, setki milionów euro.
Czy pamięta pan stwierdzone przypadki zatruć pestycydami? Tu pewnie należy rozgraniczyć spożywanie płodów rolnych i prace polowe, gdzie ma się bezpośredni kontakt z pestycydami.
Śmiertelnych przypadków, jako skutku bezpośredniej ostrej toksyczności, raczej współcześnie się nie spotyka. Myślę, że przypadki te zdarzały się jeszcze w latach 80. i 90. Wynikały z przypadkowego pobrania podczas stosowania preparatów. Wtedy środki ochrony roślin miały zdecydowanie wyższą toksyczność ostrą, czyli wynikającą z jednorazowego, bezpośredniego kontaktu.
Współcześnie istnieje bardzo nieznaczne ryzyko wystąpienia toksyczności chronicznej, długookresowej, związanej z tym, że przez wiele lat pobieramy daną substancję. Niektórzy z nas mogą być bardziej niż inni wrażliwi na oddziaływanie takiego ksenobiotyku.
Jak pańskim zdaniem wypada polskie rolnictwo, na tle państw zagranicznych, biorąc pod uwagę ilość i sposoby stosowania środków ochrony roślin?
Zwiększa się ilość zużywanych środków ochrony roślin na hektar. Poziom produkcji naszych rolników systematycznie wzrasta. Poziom plonów mamy już podobny do tych we Francji czy Niemczech.
We wspomnianym już artykule, prezes Związku Sadowników RP nie zaprzecza, że polscy producenci stosują środki ochrony roślin. Jego zdaniem wymuszają to na nich oczekiwania klientów. Podkreśla, że klient chce, żeby truskawki były ładne smaczne i pachnące.
I tak, i nie. Środki ochrony roślin nie stanowią rozwiązania na wszystkie problemy. Obecnie większy wpływ na jakość truskawek ma sama odmiana. Współczesne truskawki nie wymagają aż tak intensywnej ochrony pestycydowej, jak to było w przeszłości, kiedy mieliśmy bardzo wrażliwe odmiany.
Kiedyś największym problemem była szara pleśń. Rozwiązał się on w znacznej mierze dzięki wprowadzeniu odmian truskawek mało podatnych. Ogrodnicy wciąż muszą wykonywać zabiegi, ale jest to potrzeba o wiele mniejsza.
Z drugiej strony, te truskawki odporne na szarą pleśń - w mojej opinii - są twarde i mniej smaczne. Bywa, że konsumenci mówią, że to nie jest dawna truskawka i tylko wyglądem ją przypomina.
Jak pana zdaniem wygląda przyszłość rolnictwa i wykorzystywania środków ochrony roślin w Polsce i na świecie?
To pytanie pewnie lepiej byłoby zadać politykom, ale z punktu widzenia rozwiązywania problemów w uprawach, to wygląda całkiem dobrze. Cały czas pojawiają się nowe problemy, narastającym jest większa odporność agrofagów [szkodników i chwastów - red.] na środki ochrony roślin.
Rośnie też presja ze strony społeczeństwa i środki ochrony roślin stają się coraz bezpieczniejsze, ale i droższe. Przez to ceny produktów rolnych mogą nieznacznie, ale systematycznie wzrastać.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl