Nie w specjalnych walizkach, nawet bez ochrony, a po prostu w torbach ze sklepów wynoszono z banków złoto Amber Gold. O kulisach transportów mówił były dyrektor biura bezpieczeństwa Amber Gold Krzysztof Kuśmierczyk przed komisją śledczą. Jak dodał trzy razy przewoził "pewne ilości złota".
- Była to dosyć spora i ciężka torba. Na początku była to turystyczna, czarna torba. Później to była niebieska torba. Były małe sztabki i duże, bodajże kilogramowe - odpowiadał o wynoszeniu złota Kuśmierczyk na komisji śledczej. Niebieski kolor może sugerować, że chodzi o zwykłe torby z Ikei.
Zeznawał, że był obecny przy przewożeniu złota z BGŻ, choć dokładnej daty nie pamięta. Jak relacjonował, dowiedział się od zarządu Amber Gold, czyli Katarzyny i Marcina P., że bank wypowiedział spółce skrytki i złoto trzeba było "natychmiast" stamtąd zabrać.
Jak dodał, sztabki z banku osobiście odebrał Marcin P. i przeniósł do samochodu, w którym czekał. Zostało ono przewiezione do starej centrali spółki i złożone w sejfie. Kuśmierczyk tłumaczył, że torba ze złotem ważyła ok. 20-30 kg, widział to złoto, ale go nie dotykał.
Świadek dodał, że przewiózł potem złoto do nowej siedziby Amber Gold, gdzie zostało złożone w sejfie. Klucze przekazał zarządowi. Potem - "tydzień lub dwa przed 16 sierpnia" 2012 r. przenosił je jeszcze do pokoju swoich pracowników, gdzie nie było sejfu, lecz szafy pancerne.
- A czy chodziło również o zabezpieczenie złota i platyny? - dopytywał Tomasz Rzymkowski z Kukiz'15.
- Nie wiedziałem, do momentu aż zostałem poproszony o przewiezienie z BGŻ złota, że je posiada spółka - odparł i przyznał, że trzy razy przewoził "pewne ilości złota".
- Było takie polecenie najpierw, żeby do kogoś wywieźć to złoto. Dokładnej daty nie pamiętam. Mówiono o jakimś Jacku - zeznał, dodając, że mówił o tym zarząd. Zaznaczył, że nie wie, o jakiego Jacka chodzi.
- Była to starówka gdańska. Pierwszy raz, jak prosili o podwiezienie do pana Jacka, czy do tego klasztoru, to wysadziłem ich za prokuraturą. Oni poszli piechotą - wyjaśnił.
Kuśmierczyk mówił też, że pewnego dnia otrzymał telefonicznie polecenie zarządu. Według niego dzwoniła Katarzyna P. i prosiła, aby wziąć złoto i sprzedać je w oddziale NBP, a jak będzie na miejscu otrzyma więcej danych. Dostał informację, że: ma "podejść do okienka 4 lub 5, nie pamiętam.Tam pani zapytała mnie, czyje jest to złoto, skąd jest to złoto i czy ja je sprzedaję?" - opisywał.
- Ja w tym momencie zadzwoniłem do zarządu i powiedziałem, że potrzebuję jakiegoś dokumentu, że jest to złoto Amber Gold - mówił, dodając, że pracownica NBP pytała go również o numer konta, na który należy przelać pieniądze ze sprzedaży. Jak mówił, "były próby telefoniczne czy mailowe wysłania mu przez zarząd numerów kont".
- Ja poprosiłem o pisemną zgodę zarządu na sprzedaż tego złota, które mi dowieziono z centrali - dodał, podkreślając, że dostał też na piśmie numer konta. Kuśmierczyk mówił, że powiedziano mu, że pieniądze ze sprzedaży złota są potrzebne na wypłaty dla klientów i pracowników firmy.