Money.pl: Czego po tragedii pod Smoleńskiem dowiedział się ksiądz biskup o Polakach?
Biskup Tadeusz Pieronek, były rektor Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie: Tragedia z ostatniej soboty była niezwykle znaczącym wydarzeniem z rodzaju tych, które doświadczały nasz naród już kilka razy od czasów Solidarności. Tak było chociażby ze śmiercią Papieża, tak jest teraz. To wydarzenia na taką skalę, które docierają i do ślepego, i do głuchego.
Dowiedziałem się, że jako naród po raz kolejny pokazaliśmy zryw, zjednoczenie. Świadczą o tym te wszystkie spontaniczne gesty, znicze, czuwania. Jako społeczeństwo przeżywamy kolejny raz rodzaj oświecenia, które każe nam zatrzymać się, inaczej spojrzeć na nasz codzienny świat, w którym żyjemy.
Czy tym razem z tego oświecenia i zjednoczenia może wyniknąć coś trwalszego, niż tylko na kilka dni?
Zawsze jednoczymy się, gdy dotyka nas nieszczęście, śmierć bliskich. Gdy takie zdarzenia dotykają naszych najbliższych, to zdobywamy się na gest, nawet gdy byliśmy z nimi w konflikcie. A to nieszczęście dotyczyło nas wszystkich, bo w tragedii zginęli przecież przedstawiciele różnych opcji politycznych, ugrupowań społecznych, urzędów, wojskowi. To dotknęło całe społeczeństwo i dlatego musi budzić refleksję.
Ale jeżeli ma coś z tego wynikać na przyszłość, to musi być coś głębszego. Bardzo indywidualnego. Łatwo powiedzieć komuś, że ma się zmienić. Ale trzeba zacząć od siebie. I nawet jeżeli nie od razu, to takie wydarzenie i tak odkłada się w psychice. To warstwa dobra, która nigdy nie będzie bezowocna.
Podkreśla ksiądz biskup nasze zjednoczenie w ostatnich dniach. Sprawa pochówku pary prezydenckiej na Wawelu jednak wyraźnie podzieliła Polaków.
**[
Wszystko o katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. ]( http://www.money.pl/archiwum/wydarzenia/smierc;lecha;kaczynskiego.html )**Nie ma się co oszukiwać. Przecież podziały nigdy nie znikną, bo to byłoby nienaturalne, a wręcz szkodliwe. Trzeba jednak zrozumieć, że wszyscy musimy odnosić się do siebie jak do ludzi. To znaczy, że podział powinien odnosić się do poglądów. Że ja akceptuję tę decyzję, a ktoś inny nie. Ale przecież z tym można żyć. Można budować coś wspólnego.
Martwi mnie tylko to, że nasze podziały są często dramatyczne, bo sięgają głupstw, drobnostek, a nie potrafimy się zjednoczyć w naprawdę ważnych sprawach.
Ale sprawa Wawelu nie jest przecież jakąś drobnostką. Może podzielić Polaków na lata.
Oczywiście. Już położyła się cieniem na całej sytuacji. Ale nie przesadzajmy. O ile jeszcze kilka dni temu mówiłem, że w sprawie pochówku trzeba pomyśleć o jakimś rozwiązaniu pośrednim, to decyzja o pogrzebie na Wawelu zapadła i teraz czas ją uszanować. Była podjęta emocjonalnie. Protesty też były powodowane emocjami. Ani jedno ani drugie nie jest dobre. Ale trzeba zachować zdrowy rozsądek. Ani Wawel z tego powodu nie pęknie, ani społeczeństwu nic złego się nie stanie.
Proszę pamiętać o poprzednich pogrzebach - jakie były kontrowersje z Piłsudskim. Przecież z okien Pałacu Biskupiego leciały szyby. Co było ze Słowackim i protestami studentów. Ale wierzę, że teraz sytuacja zwłaszcza w tak ważnej sprawie się uspokoi. Posłużę się apelem papieża Jana XXIII: w rzeczach istotnych jedność, w drugorzędnych – różnorodność, we wszystkich – miłość. Przecież musi być jakaś więź, która nas łączy w zasadniczy sposób. A co do reszty spraw, to możemy się różnić.
Jak te ostatnie wydarzenia wpłyną na przyszłość Polski, naszą politykę?
Ja przyszłości nie znam, nie jestem prorokiem. Mogę mieć tylko nadzieję, że nasze społeczeństwo się zmieni. Że w publicznej debacie odejdziemy od stylu, który charakteryzował ją w ostatnich latach. Wystarczy wspomnieć o krzyku, pogardzie dla wartości tradycyjnych, jakiemuś szamotaniu się o nowy obraz ludzkości. Takie tragedie zawsze przecież przywoływały ludzi do porządku.
Zastanawiał się ksiądz biskup nad sensem tej tragedii? Po co to się stało?
Zawsze można mówić o sensie bezsensu. Odpowiedź bardzo zależy od tego, kim jesteśmy. Dla człowieka religijnego ma to sens, bo cierpienie jako takie ma sens. Przecież przez cierpienie zostaliśmy zbawieni. Bez względu poglądy nikt z nas nie jest rzeczą. Wszyscy jesteśmy ludźmi, przeżyliśmy tę tragedię, każdy na swój sposób. I każdy zastanawia się, czy to nieszczęście to nie jakiś znak.
Ale właśnie jaki?
To wydarzenie to wołanie o powrót każdego z nas do człowieczeństwa, zastanowienia się nad sobą. Teraz każdy zada sobie pytanie: a gdyby mnie spotkało coś takiego? Czy byłbym na to przygotowany? Niech każdy sobie na nie odpowie. Trzeba zawsze pamiętać o naszej kruchości i o śmierci.
A widzi biskup sens w tym, że do katastrofy doszło właśnie w Katyniu?
Może to paradoks, ale właśnie to symboliczne miejsce spowodowało pierwszy pozytywny efekt tej okropnej tragedii, jej owoc. Katyń i zbrodnia katyńska sprzed siedemdziesięciu lat dopiero przez ten wypadek weszły do świadomości międzynarodowej. O zbrodni dowiedział się cały świat.
To dowód, że ukrywanie prawdy i mataczenie nigdy się nie opłaca, bo prawda jak oliwa zawsze wychodzi na wierzch. Kolejny owoc sobotniej tragedii to przyjazne zachowanie Rosjan, które płynie z prostej ludzkiej sympatii. Również wśród nich to nieszczęście spowoduje pewne otrzęsienie i przebudzenie. Że prawdy nie wolno ukrywać.
I poprawi to stosunki polsko-rosyjskie?
Lech Kaczyński przecież właśnie o tym chciał mówić w swoim przemówieniu. Zapisał to. Nie wypowiedział, bo nie zdążył. Chciał powiedzieć, że Katyń i prawda o nim nas do siebie zbliżą. W przemówieniu, którego nie wygłosił, miał pochwalić Rosjan za gesty, które jak wiemy, były dotychczas niewystarczające.
Dlatego nie można myśleć inaczej, inaczej patrzeć na takie rzeczy, bo wtedy nic nie miałoby sensu. Trzeba mieć nadzieję. Bo nadzieja to źródło, które da nam energię do dalszych działań i prędzej czy później poprowadzi do pojednania.