Polska spółka informatyczna PiLab szykuje się do skoku na amerykański rynek. Jako jedna z nielicznych uzyskała już patent na swoje oprogramowanie. W ekspansji pomóc ma guru od wizualizacji danych - Amerykanin Chris Westphala.
To wydarzenie bez precedensu w historii nie tylko PiLab, ale i polskich firm. Spółka otrzymała patent na swój główny produkt, czyli narzędzie do analizy danych. To kolejny zastrzeżenie praw do ich "programistyczno-technologicznego wynalazku", bo wiosną podobny dokument wystawił mu europejskie organy patentowe.
- Wielokrotnie musimy robić rzeczy po raz pierwszy. Nie było w Polsce osób, które miałyby odpowiednie doświadczenie w zakresie prawa patentowego. Robiliśmy wszystko od zera - mówi money.pl o patencie z USA Paweł Wieczyński, wiceprezes PiLab.
A to oczywiście kosztuje. Kwot konkretnych nie chce podawać, ale przyznaje, że amerykański patent to między 100 a 200 tys. dolarów. Za jedną godzinę pracy prawnika z renomowanej kancelarii prawnej z Doliny Krzemowej musieli płacić 600 dolarów. Oszczędzać jednak akurat na tej kwestii nie chcieli.
* "Dobry Pomysł" od rządu. Wesprze garażowych wynalazców *
PiLab wychodzi bowiem z założenia, że dane to surowiec które napędzać będzie gospodarkę przyszłości. A oni tworzą swoistą rafinerię umożliwiającą skorzystanie z tego dobra. Gotowe paliwo - w ich wypadku - to mniejsza liczba oszustw i fraudów, na przykład w firmach ubezpieczeniowych.
Patent ma chronić interesy PiLab w USA, bo to tam widzą największe możliwości monetyzacji swojej technologii.
- Proszę sobie wyobrazić wielką korporację albo rządową agendę. Oni zawsze mają różne źródła danych i wielkie zbiory. My pomagamy je szybko, a więc i tanio, połączyć w jedno repozytorium. Wszystko wrzucamy do jednego worka, ale jednocześnie potrafimy błyskawicznie później wyjąć z niego interesujące nas informacje - tłumaczy Wieczyński.
Ich system może więc pomóc firmom ubezpieczeniowym w poszukiwaniu prób wyłudzeń. Do owego "worka" wrzuca się informacje kto sprzedał polisę, kto miał wypadek samochodowy i zgłosił szkodę, jaka była marka auta, jakie uszkodzenia oraz w jakim warsztacie samochód był później naprawiany.
Narzędzia stworzone przez PiLab mogą wychwycić, że kolejny raz ktoś z tą samą drogą marką auta i podobnymi uszkodzeniami reperuje je u konkretnego mechanika. Do tego ta sama osoba ta jest pracownikiem jednej z agencji ubezpieczeniowych oraz występowała w innych rolach np. kierowcy w innych zdarzeniach. To sygnał dla ubezpieczalni, że coś tu nie gra.
- Przestępcy działają dziś w bardzo sprytny sposób. Zawsze zostawiają jednak pewne poszlaki. My potrafimy je znaleźć i połączyć w spójną całość - mówi Wieczyński.
Na razie PiLab, choć wyceniany jest na ok. 120 mln zł, nie jest rentowny. Wieczyński przyznaje, że niekoniecznie szybko się to zmieni. Jego firma dalej zamierza podążać swoją, wcześniej obraną ścieżką, powoli wdrażając swoje rozwiązania na kolejnych rynkach. Zyski przyjść pojawić mają się w przyszłości.
W amerykańskiej spółce-córce DataWalk Inc. zatrudniono Chrisa Westphala. Ten wcześniej był twórcą firmy Visual Analytics, która została zakupiona przez koncern Raytheon (w Polsce znany głównie z produkcji rakiet Patriot). Za Oceanem nowy menadżer ma być twarzą małej firmy - z perspektywy USA - z kraju leżącego gdzieś w Europie. Wieczyński twierdzi jednak, że to nie tylko zabieg marketingowy.
- Chris to uznany w Stanach Zjednoczonych za guru od analizy danych związanych z wykrywaniem przestępstw. Napisał na ten temat kilka książek, jest szanowany. Idealnie więc pasuje do naszej firmy. Chcemy by zajął się sprzedażą naszego produktu na tamtym rynku, a później także globalnie - tłumaczy.
PiLab jest notowany na warszawskiej giełdzie NewConnect. Pakiet kontrolny akcji posiada trójka jego założycieli: Krystian Piećko, Paweł Wieczyński oraz Sergiusz Borysławski. Dotąd firma współpracowała m.in. z polskimi bankami, ubezpieczycielami czy rządem przy tworzeniu Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców.