Kolejne rządy nawarzyły piwa, które będzie wyjątkowo gorzkie dla PiS. Jeśli rządzący nie znajdą pieniędzy na podwyżki dla pracowników budżetówki, Polską może wstrząsnąć fala protestów. Do strajku już teraz szykuje się kilka wielkich grup zawodowych.
Coraz goręcej wśród pracowników jest na kolei, w PLL LOT, szpitalach i służbach mundurowych. Kolejne grupy zawodowe opłacane z państwowej kasy ogłaszają referenda strajkowe, grożą protestami lub już je prowadzą. - To nie jest zaskoczenie. Od wielu lat ostrzegaliśmy, że mrożenie pensji w budżetówce prędzej czy później przyniesie opłakane skutki. Mówiliśmy o tym przy każdym budżecie - podkreśla w rozmowie z nami Marek Lewandowski, rzecznik "Solidarności".
- Nie ulega wątpliwości, że mamy do czynienia z rozbudzonymi aspiracjami. To pokłosie sukcesów polityki społecznej. W historii świata znajdziemy bardzo wiele przykładów, gdy rządy wykolejały się politycznie na sukcesach gospodarczych - mówi w rozmowie z money.pl prof. Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego.
I właśnie rosnące PKB, rekordowo niskie bezrobocie, historyczne wpływy do budżetu i "świetne" wyniki państwowych spółek mogą odbić się czkawką politykom Prawa i Sprawiedliwości.
Najgłośniejszym z możliwych strajków, na które przygotować powinni się nie tylko rządzący, ale i tysiące Polaków, jest ten w PLL LOT. Choć prezes spółki zapewnia, że do niego nie dojdzie, to pracownicy już oddają głosy w referendum strajkowym. Jeśli zdecydują się protestować, narodowy przewoźnik może zostać sparaliżowany w długi majowy weekend. Zarzewiem sporu są żądania płacowe. Personel LOT-u chce, by były wypłacane na podstawie regulamin z 2010 r. To o tyle zrozumiałe, że spółka informowała o doskonałych wynikach za poprzedni rok.
Komunikacyjnym paraliżem może zakończyć się także referendum strajkowe, które od 22 marca trwa w Przewozach Regionalnych. Pociągami tego największego państwowego przewoźnika kolejowego każdego dnia jeździ około 300 tys. osób. Pracownicy - tej kontrolowanej w większości przez państwo spółki - od kilku miesięcy domagają się podwyżek, których nie widzieli od 2013 r.
Medycy i funkcjonariusze
Protest prowadzą już ratownicy medyczni. Choć negocjacje z resortem zdrowia trwają od kilku miesięcy, to brak ustawy oraz fakt, że nie wszystkie szpitale wypłacają dodatkowe pieniądze, medycy nie przerywają nietypowego "strajku". W określone dni każdego miesiąca nie biorą dodatkowych dyżurów. W takiej sytuacji brakuje obsad dla karetek. W kwietniu takimi dniami będą 16 i 23 kwietnia. Jeśli sytuacja nie ulegnie zmianie, kolejne miesiące przyniosą zwiększanie liczby dni "strajkowych".
Z każdym dniem bardziej realna staje się groźba protestu funkcjonariuszy wszystkich służb mundurowych. Policjanci, strażacy, strażnicy więzienni i graniczny oraz funkcjonariusze KAS domagają się podwyżek (650 zł dla funkcjonariusza - red.), odmrożenia waloryzacji oraz przywrócenia niektórych przywilejów emerytalnych. Rząd nie jest skory przystać na te postulaty, choć rozmowy trwają kilkanaście miesięcy.
Przed dwoma tygodniami ministrowie otrzymali listę żądań, na które powinni odpowiedzieć do 14 kwietnia. Jeśli do tego dnia nie zapadnie decyzja, którą mundurowi związkowcy zaakceptują, ogłoszone zostanie referendum strajkowe. To ono zdecyduje o terminie i formie protestu. W grę wchodzi zarówno oflagowanie jednostek, jak i poważniejsze ruchy. Głodówka, uzasadnione nieobecności w pracy (np. powszechna oddolna akcja krwiodawstwa) lub "strajk włoski".
Coraz goręcej jest także wśród górników. Do referendum strajkowego jeszcze daleko, ale pracownicy Państwowej Grupy Górniczej, czyli około 30 tys. osób weszło w spór zbiorowy z pracodawcą. To sposób na skłonienie zarządu do rozmów i negocjacji. Ich fiasko może doprowadzić do zaognienia sytuacji.
Kolejne rządy (współ)winne
Wszystkie grupy mają wspólny mianownik - ich pensje zależą od państwa. Niezależnie, czy wypłacane są bezpośrednio z budżetu czy z kas państwowych spółek. Wiele z ich oczekiwań rozbudziły obietnice PiS oraz propaganda sukcesu głoszona w ostatnich miesiącach.
U podłoża leżą jednak jeszcze decyzje poprzedników. To za rządów poprzedniej koalicji zamrożono pensje służbom mundurowym, pracownikom Przewozów Regionalnych czy zmieniono regulamin płacowy w PLL LOT. Górnicy także nie pałają ciepłym uczuciami do tamtej ekipy.
- Bądźmy uczciwi. Oszczędzanie i zamrażane trwa od wielu lat. Nawet gdy coś się zmieniało, to w bardzo ograniczony sposób. Teraz mamy tego skutki - przypomina rzecznik "Solidarności". Jak przyznaje, nie dziwią także postulaty spółek Skarbu Państwa. - Jeśli słyszymy, że osiągają rekordowe zyski, to naturalną rzeczą jest, że ich pracownicy chcą mieć udział w tych dobrych owocach - dodaje.
"Wiosna, panie sierżancie"
Narastające wśród kolejnych grup zawodowych napięcie ma także bardzo prozaiczny powód, który powraca do nas co roku i czekamy na niego z utęsknieniem. - W czasach PRL był taki film: "Wiosna, panie sierżancie". Wiosna sprzyja protestom. Przecież protesty w 1980 r. nie zaczęły się w lipcu czy sierpniu. W zakładach pracy wrzało od kwietnia. Tak samo było w czasie nieco zapomnianych protestów w 1988 r. Pierwsza z dwóch fal protestów, które doprowadziły do Okrągłego Stołu zaczęła się w kwietniu - mówi prof. Chwedoruk. Oczywiście, sytuacja w 2018 r. jest zupełnie inna, jednak tegoroczna wiosna być trudna dla premiera.
Co ciekawe, naukowiec z UW studzi zapał tych, którzy chcieliby wiązać nagrody dla ministrów w rządzie Beaty Szydło z zapowiedziami protestów. Przyznaje, że choć takie sytuacje tworzą symboliczną przestrzeń, a przecież "symbole sprzyjają protestom", to jednak "rządy PiS opierają się m.in. na niezadowoleniu z poprzedników". Wiele z grup, w których trwa debata nad strajkiem, może się na niego nie zdecydować z obawy przed tym, że wróci "stare".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl