Raport Najwyższej Izby Kontroli nie zostawił suchej nitki na funkcjonowaniu systemu bezpłatnej pomocy prawnej. Posłowie zareagowali błyskawicznie i w ciągu jednego posiedzenia Sejmu przeprowadzili dwa czytania prezydenckiej nowelizacji (wniesionej do Sejmu przed rokiem - red.) i skierowali dokument do Senatu. Także resort sprawiedliwości postanowił odpowiedzieć na krytykę - niespełna tydzień po publikacji raportu ujawnił projekt rozporządzenia podnoszącego stawki za udzielanie porad w przyszłym roku.
W projekcie rozporządzenia opublikowanym przez resort zaproponowano podniesienie stawki na prowadzenie powiatowego punktu pomocy prawnej z 5217 zł do 5500 zł. Tym samym koszt całego systemu wzrośnie z 95 408 496 zł do 100 914 000 zł. Rozporządzenie resortu sprawiedliwości zakłada także utworzenie pięciu nowych punktów: w powiecie wrocławskim, pruszkowskim, wejherowskim, Gdańsku oraz Rzeszowie.
Około pięcioprocentowa zmiana ma pozwolić na realizację pomysłów prezydenta uzupełnionych o poselskie poprawki zawartych w przyjętej nowelizacji. Najważniejszą ze zmian jest rozszerzenie katalogu osób, które będą mogły skorzystać z porady prawnika za darmo. Dotychczas mogły to robić: osoby objęte programami pomocy społecznej, członkowie rodzin posiadających Kartę Dużej Rodziny, seniorzy oraz wszyscy przed ukończeniem 26. roku życia. NIK oszacował grupę na niemal 22 mln osób. Od 1 stycznia będą to wszyscy Polacy. Wystarczy, że podpiszą dokument, w którym stwierdzą, że nie stać ich na bezpłatną pomoc.
Pomysł otwarcie krytykują prawnicy, z którymi rozmawialiśmy. - Opinia w środowisku jest jednoznacznie negatywna. W naszej ocenie to działania, które mają jeden cel: zyskać poklask społeczny - usłyszeliśmy od wrocławskiego adwokata. Chwilę później dodał, że przyjęcie dokumentu w obecnym kształcie może poważnie uderzyć w branże prawniczą - po co iść do kancelarii i płacić profesjonaliście, skoro można poradę uzyskać bezpłatnie.
- Dotychczasowym problemem systemu nie była za mała grupa uprawnionych do skorzystania z niej, ale brak inwestycji w edukację prawną. Ludzie nie tylko nie wiedzą, jak te punkty funkcjonują. Bardzo często nie wiedzą, że te punkty w ogóle funkcjonują - dodaje radca prawny z Krakowa. Na ten sam problem zwrócił uwagę NIK w swoim raporcie. Wynikało z niego, że średnia liczba udzielonych porad prawnych to... jedna dziennie w każdym z punktów. Z problemu sprawę zdawał sobie również resort sprawiedliwości - z przygotowanego przez urzędników tego ministerstwa opracowania wynika, że w 2017 r. z pomocy skorzystało 2-3 proc. uprawnionych do niej. Niemal 80 proc. z nich trwała od 15 do 60 minut i ograniczała się do udzielenia informacji o tym, jak wygląda aktualny stan prawny w danej sprawie.
Głosy alarmujące, że cały system będzie stanowił wyrzucanie pieniędzy w błoto, pojawiały się już w 2015 r., gdy Sejm pracował nad projektem ustawy tworzącym system.
Tym samym kancelarie, które mają podpisane umowy z samorządami (to one są odpowiedzialne za tworzenie punktów - red.), inkasują 97 proc. kwoty bazowej (ponad 5 tys. zł), ale ich pracownicy oddelegowani do świadczenia pomocy efektywnie pracują przez jedną godzinę dziennie. Ustawa wymaga, by punkty były otwarte przez 4 godziny 5 dni w tygodniu. Efektywność rozwiązania nie rzuca zatem na kolana. Przyznaje to aplikantka radcowska, którą do punktu wysyła jej patron. - Przychodzi bardzo mało osób, ale radca ma podpisaną umowę i punkt musi działać. Ja sama nic więcej na tym nie zarabiam - wyjaśnia nam. Na taką wątpliwą praktykę zezwala ustawa, a właściwe artykuły mają zostać utrzymane po nowelizacji.
Prawnicy niechętnie rozmawiali o takim procederze. Dużo chętniej wskazywali jednak, że ustawa pozwala na to, by pomoc świadczyły osoby niebędące zawodowymi prawnikami. Wystarczy, że będą miały kierunkowe wykształcenie i trzy lata doświadczenia. - To nieporozumienie i stanowi zagrożenie dla obywateli. Klienci są narażeni na poważne straty - osobiste lub finansowe - ocenia jeden z adwokatów.
Zmienią się za to godziny pracy punktów - zostaną wydłużone z 4 do 5 godzin. Poza tym porady będą mogły być udzielane także w domach "klientów" - z zastrzeżeniem, że będą to osoby niepełnosprawne lub o ograniczonej możliwości poruszania się. Jednoznacznie pozytywną zmianą zawartą w ustawie jest poszerzenie katalogu spraw, którymi będą musiały zajmować się punkty - w ramach dyżurów będą mogły powstać pisma procesowe w związku z toczącymi się postępowaniami, w tym o zwolnienie kosztów lub prośby o ustanowienie pełnomocnika z urzędu. Ponadto zezwala na prowadzenie mediacji.
Dodatkowe pieniądze, które na podwyżce zyskają samorządy - 8,49 zł miesięcznie - mają im wystarczyć na odpowiednią promocję faktu istnienia punktów pomocy prawnej. Na jej brak zwrócił uwagę w rozmowie z nami rzecznik prasowy Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie. - My, jako adwokatura, podejmujemy sami działania edukacyjne i faktycznie dostrzegamy potrzebę pomocy grupom wykluczonym - przede wszystkim seniorom. Widzimy także, że państwo nie dociera do nich z przekazem o tym, że mogą otrzymać bezpłatną pomoc prawną. Zdarza się także, że jak już taka osoba trafi do punktu nieodpłatnej pomocy prawnej, nie zawsze jest w stanie otrzymać odpowiednią pomoc, szczególnie w odniesieniu do trwających procedur sądowych. Państwo bowiem nadal znacząco limituje dostęp do profesjonalnej pomocy prawnej na etapie sądowym - przyznaje w rozmowie adw. Michał Fertak.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl