- To są brudnopisy pomysłów - mówi money.pl Karol Manys, rzecznik Ministerstwa Cyfryzacji o pomyśle zmian dotykających portale internetowe. Money.pl dotarł do projektu kontrowersyjnej ustawy resortu cyfryzacji. W myśl nowych przepisów to użytkownicy mogliby decydować co jest prawdziwe, a co fałszywe. To idealna sytuacja dla band trolli, które już i tak trzęsą polską siecią. Resort zarzeka się, że taki projekt nie istnieje. Ale my mamy pełen, 7-stronnicowy dokument. Daleko mu do brudnopisu.
O co chodzi? O plany Ministerstwa Cyfryzacji i zapowiadaną od miesięcy walkę z tzw. fałszywymi informacjami (fake news - z ang.). Resort od dłuższego czasu informował, że pracuje nad takimi rozwiązaniami. Nie mówił jednak o żadnych konkretach. A te właśnie wypłynęły na światło dzienne, bo opisała je "Gazeta Wyborcza".
Money.pl dotarł do całego dokumentu, który powstał w Ministerstwie Cyfryzacji. Tutaj można pobrać cały dokument.
Co się zmieni? Usługodawcy będą podlegać polskiemu prawu, bez znaczenia gdzie mają siedzibę. I nie chodzi tylko o portale informacyjne, ale również zagraniczne serwisy społecznościowe. Facebook i Twitter będą podlegali krajowym przepisom.
Fragment projektu ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną
Serwisy nie będą mogły z własnej woli nikogo blokować lub w inny sposób ograniczać mu dostęp do oferowanych usług. Jeżeli prowadzący portal wykasuje jakiś komentarz, to jego autor może pójść do sądu. I ten w ciągu 24 godzin będzie musiał zdecydować, czy przywrócić daną treść czy nie. W dokumencie nie jest precyzyjnie określone, co zrobić z komentarzami i postami, które jawni nawołują np. do rasizmu i łamią regulamin serwisu. Czy tutaj również będzie obowiązywało odwołanie do sądu?
Zmiany idą nawet dalej. Wygląda na to, że internauci będą teraz decydować, co jest prawdziwe, a co nie. Jak? Na przykład głosując lub zgłaszając uwagi przez formularz. W ten sposób będą mogli oznaczyć dany materiał jako nieprawdziwy. Dotyczy to komentarzy, postów, artykułów. W przepisach nie ma jednak słowa, kto zweryfikuje taką ocenę. A przecież już w polskiej sieci funkcjonują opłacani internauci. Po drugie - notoryczne jest skrzykiwanie się pewnych grup, by np. głosować w określony sposób w ankietach. Nie wierzycie? Wystarczy zerknąć na Twittera. To chleb powszedni. O ostetecznej formie tego jak dany materiał ma być oznaczany zdecydować mają sami prowadzący portale.
Fragment projektu ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną
Co ma się jeszcze zmienić? Portale internetowe mają podlegać pod Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. To jej szef miałby pilnować, co dzieje się w internecie. Prawdopodobnie mógłby w związku z tym nakładać kary finansowe - za jego zdaniem - nierzetelne czy obrazoburcze artykuły. Tak dziś dzieje się z telewizjami. Dokument w tej kwestii jest nieprecyzyjny.
Informacje o ustawie jako pierwsza podała dziś "Gazeta Wyborcza". Rzecznik resortu cyfryzacji odpowiada, że tekst "Wyborczej" to typowy "fake news".
- Trudno podejrzewać Ministerstwo Cyfryzacji czy minister Annę Streżyńską o chęć cenzurowania internetu. Sama aktywnie korzysta z portali społecznościowych - mówi money.pl Karol Manys, rzecznik Ministerstwa Cyfryzacji.
- W ministerstwie rzeczywiście toczą się prace koncepcyjne nad przepisami dotyczącymi walki z fakenewsami czy kwestiami blokowania profili. Minister Streżyńska informowała o tym już wielokrotnie i nawet spotykała się w tej sprawie z przedstawicielami Facebooka. *Nie ma natomiast żadnego konkretnego projektu ustawy. Są brudnopisy pomysłów, jakie są rozważane *- dodaje.
- Generalnie chodzi o próbę walki z "fakenewsami". Chcemy też umożliwić osobom, które zostały zablokowane przez portale internetowe czy serwisy społecznościowe, szansę na odwołanie się od tej decyzji do sądu. Te kwestie wymagają regulacji. Próbuje to robić wiele europejskich krajów takich jak na przykład Niemcy, ale są to tylko robocze pomysły - tłumaczy.
"Brudnopisy pomysłów" mają jednak bardzo konkretną formę. Money.pl dotarł do gotowego projektu ustawy. Brakuje w nim jedynie daty i uzasadnienia, poza tym jest w zupełności kompletny. Są odniesienia do obowiązujących przepisów, dokument nakreśla konkretne zmiany artykułów ustawy. Jest nawet określone vacatio legis, czyli okres od uchwalenie do wejścia w życie prawa. W tym wypadku ma to być 30 dni.
Fragment projektu ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. "Brudnopis" i "luźno spisane" pomysły mają jednak formę gotowej ustawy
Autorem dokumentu - według danych zapisanych w pliku - jest Robert Kroplewski. To pełnomocnik ministra do spraw społeczeństwa informacyjnego.
Właściwości pliku ze zmianami w ustawie ujawniają kto jest autorem dokumentu
Kroplewski ma bogate doświadczenie zawodowe. Przez kilka lat był dyrektorem biura prawnego Telewizji Polskiej. Zna minister Annę Streżyńską, był ekspertem Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej w latach 2006 - 2011. Wtedy tez prezesem UKE była właśnie Streżyńska. Próbowaliśmy skontaktować się z Kroplewskim. Nie odbierał telefonu.