Skoro pasażerowie, którzy kupili bilet w kasie, nie muszą przy kontroli pokazywać dowodu osobistego, to dlaczego muszą to robić osoby z biletem kupionym przez internet? - pyta adwokat Paweł Litwiński w skardze do prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych.
O sprawie pisze we wtorek serwis gazetaprawna.pl. Litwińskiemu nie podoba się to, że kupując bilet w sieci albo przez aplikację mobilną musimy wpisać swoje imię i nazwisko. Zaś przy kontroli konduktor prosi nas o dowód i sprawdza, czy dane zgadzają się z tym, co na wydrukowanym bilecie albo w telefonie.
Według prawnika konieczność podawania imienia i nazwiska jest sprzeczna z nowymi przepisami o ochronie danych osobowych, czyli słynnym RODO. Litwiński punktuje, że według RODO firma powinna przetwarzać tylko te nasze dane, które są absolutnie niezbędne do osiągnięcia celu, w jakim zostały zebrane.
W przypadku kupienia biletu wydaje się, że podawanie imienia i nazwiska nie jest niezbędne. Tym bardziej, że przecież jeśli kupujemy go w kasie, to później o żadnym legitymowaniu się nie ma mowy.
"Skoro prawidłowo funkcjonują bilety, które nie zawierają imienia i nazwiska podróżnego, nie sposób przyjąć, że bilety dotyczące tej samej usługi, ale sprzedawane w inny sposób, dla prawidłowego funkcjonowania wymagają podania imienia i nazwiska podróżnego" - napisał Litwiński w uzasadnieniu skargi.
Dodał też, że nie chce dla firmy żadnych kar ani pieniędzy dla siebie. Chce jedynie wycofania niepotrzebnego - jego zdaniem - obowiązku.
PKP Intercity w rozmowie z "Gazetą Prawną" przekonuje, że w przypadku biletów internetowych o imię i nazwisko zapytać po prostu musi. Wydrukowany samodzielnie bilet nie ma bowiem żadnych zabezpieczeń, przez co może być wydrukowany kilka razy i mogłoby się nim posługiwać kilka różnych osób. Podanie naszych danych wyklucza taki przekręt i jest formą zabezpieczenia.
O tym, kto ma rację, zadecyduje ostatecznie Urząd Ochrony Danych Osobowych.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl