PKP PLK, czyli firma zarządzająca polskimi torami, ma przed sobą ambitne zadanie. Ma do zrealizowania Krajowy Program Kolejowy (KPK), który zakłada, że do 2023 r. w infrastrukturę kolejową zostanie zainwestowane 67 mld zł. To gigantyczne pieniądze, a czasu mało. Prosty rachunek wskazuje, że przez sześć lat kolejarze musieliby wydawać na inwestycje po 10 mld zł.
Tymczasem spółka jest na etapie podpisywania umów. W zeszłym roku wartość zawartych kontraktów oscylowała wokół 2 mld zł. W tym jest już znacznie lepiej. - Na początku roku nasz plan zakładał, że w roku bieżącym podpiszemy umowy o wartości około 20 mld zł. Pierwsze półrocze planowaliśmy zamknąć kwotą 10 mld zł, zamknęliśmy na kwotę powyżej 11 mld zł, a w ostatni dzień lipca przekroczyliśmy 12 mld zł - chwali się prezes PKP PLK Ireneusz Merchel.
- Od początku mówiliśmy, że rok 2016 będzie rokiem przygotowania umów, a 2017 r. rokiem kontraktowania - dodaje.
Tempo, w jakim kolejarze podpisują umowy ma duże znaczenie. A to ze względu na pieniądze unijne. Jeśli kolej ich nie wykorzysta, przepadną. A chodzi o naprawdę duże kwoty. 10,2 mld euro unijnych pieniędzy na koleje jest rozlokowane w kilku programach. Prawie połowa, bo 5 mld euro, jest w programie Infrastruktura i Środowisko (POIiŚ), 3,5 mln euro znalazło się w instrumencie finansowym Łącząc Europę (CEF), 1,4 mld euro w programach regionalnych i 300 mln euro w programie Polska Wschodnia.
- Na koniec roku będziemy mieli w tak zwanym obrocie prace wartości około 30 mld zł. Z kolei w procedurach przetargowych będą jeszcze prace o wartości przekraczającej 10 mld zł - mówi prezes PKP PLK.
To jednak nadal niewiele, zwłaszcza że chodzi o zakontraktowane prace. Niezakończone i nierozliczone. Jeśli chodzi o same wydatki, to zarząd PKP PLK chce, by przekraczały poziom 10 mld zł rocznie od przyszłego roku. W tym planują wydać około 5,5 mld zł.